MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Śmiertelne wahadło

Rafał JEŻAK
Mężczyzna skoczył ze stumetrowego komina wierzbickiej cementowni, a później...
Mężczyzna skoczył ze stumetrowego komina wierzbickiej cementowni, a później... Piotr Mazur
...uderzył w balustradę na wysokości około 40 metrów.
...uderzył w balustradę na wysokości około 40 metrów. Piotr Mazur

...uderzył w balustradę na wysokości około 40 metrów.
(fot. Piotr Mazur)

W niedzielę w Wierzbicy, na zlecenie Telewizji Polskiej, nagrywano nowy program. Filmowano skoki z wysokości około 100 metrów, z komina nieczynnej cementowni. Wszystko szło dobrze do godziny 13.40. Feralny skok oddał wtedy młody mężczyzna. Zginął na miejscu po uderzeniu głową o metalowy podest. Jak doszło do tej wstrząsającej tragedii?

W niedzielne przedpołudnie mieszkańcy Wierzbicy obserwowali pracę telewizyjnej ekipy, która nagrywała nowy program. Wszystko odbywało się na terenie nie dokończonej budowy Cementowni "Przyjaźń 2", w pobliżu ponadstumetrowego komina.

Skok za 200 zł

To w tym miejscu od soboty pracowała ekipa warszawskiego Towarzystwa Entuzjastów Sportów Ekstremalnych "Sky Team", na zlecenie Telewizji Polskiej. Wszystkie skoki filmowali z trzech kamer - dwóch z dołu i jednej specjalistycznej, montowanej na kasku osoby skaczącej.

Śmiałkowie skakali z ostatniego z trzech podestów-balkonów, umieszczonych na setnym metrze komina. Żeby skoczyć, podobno wystarczyło napisać odpowiednie oświadczenie i zapłacić 200 zł. W sobotę skoki, nazywane popularnie "na wahadło", przebiegały bez żadnych problemów. Podobnie było w niedzielę. Z balustrady skoczyły cztery osoby. Po nich skok miał oddać mieszkaniec Skarżyska-Kamiennej, ale spóźnił się i zamiast niego na barierkę wszedł 27-letni Rafał z Namysłowa, współpracownik Programu 1 Telewizji Polskiej, dla którego nagrywano skoki.

Mężczyzna skoczył i był to dla niego skok śmiertelny. Jak mówili świadkowie, wszedł on na komin, wybił się z podestu i skoczył. Rafał pierwszy raz opadł szczęśliwie, ale gdy po skoku wisiał głową do dołu, lina zasprężynowała, mężczyzna uderzył głową w podest usytuowany na około 40. metrze komina i zawisł na linach. Uderzenie było tak silne, że metalowa balustrada balkonu została powyginana. Na komin musiał wspinać się sanitariusz z pogotowia ratunkowego, który przypiął mężczyznę do deski ratunkowej. Później przejęli go strażacy, którzy do poszkodowanego dotarli przy użyciu 37-metrowej drabiny. Podjęto próbę reanimacji, jednak bezskutecznie. Mężczyzna zginął na miejscu.

Miał skakać chłopak ze Skarżyska, ale się... spóźnił

Tuż po tragedii byliśmy na miejscu. Śmierć mężczyzny obserwowała grupa gapiów. Bardzo chętnie dzielili się spostrzeżeniami.

- To wyglądało, jakby zawiał silniejszy wiatr, bo nim bujnęło w stronę komina i uderzył w niego głową - mówił nam mężczyzna, który obserwował całe zdarzenie z dołu. - Wiedzieliśmy, jak to się odbywa. Cały dzień przyjeżdżali tu różni ludzie, którzy płacili im po 200 złotych za skok. Był też mężczyzna ze Skarżyska-Kamiennej, który się spóźnił, bo miał skakać zamiast tamtego człowieka. Później mówił, że to on mógł zginąć. Z miejsca wypadku odjechał natychmiast. Nikt nie zapytał go o nazwisko. Chyba był w szoku, bo to spóźnienie ocaliło mu życie.

Niestety, z cudownie uratowanym człowiekiem nie udało nam się skontaktować, a nikt ze zgromadzonych wokół komina nie znał jego nazwiska.

Mniej chętnie wypowiadali się członkowie ekipy telewizyjnej. - To był nasz kolega, nie możemy dojść do siebie - mówiła nam jedna z kobiet.

- Rzeczywiście, mogę potwierdzić, że w miniony weekend kręcony był materiał dla pierwszego programu naszej telewizji - usłyszeliśmy od Andrzeja Siwka z zespołu prasowego Telewizji Polskiej. - Nie miał to być jednak program o sportach ekstremalnych, ale coś zupełnie innego. Więcej szczegółów nie mogę ujawnić.

Dzień po tragedii pojawiła się także informacja, że szef firmy organizującej skoki próbował popełnić samobójstwo, wchodząc na komin. Podobno nie reagował na nawoływania przez megafon. Zszedł dopiero po rozmowie z kolegą.

Informacje te nie zostały jednak przez nikogo potwierdzone. "Byłam i widziałam, niestety. Kompletną bzdurą jest informacja o rzekomej próbie samobójstwa szefa ekipy telewizyjnej. Po pierwsze, nie właził na komin. Zresztą nie bardzo mógł sam wejść, bo od ziemi do najniższego szczebla drabiny było około 10 metrów po linie. Koszmarny wypadek" - to fragment wypowiedzi, która pojawiła się w środę na jednym z portali internetowych, na których rozgorzała dyskusja o wypadku.

Pęknięte serce

We wtorek została przeprowadzona sekcja zwłok mężczyzny. Wykazała, że po uderzeniu w barierkę żył kilka sekund, miał uszkodzoną czaszkę, narządy wewnętrzne oraz pęknięte serce.

Jak mówił nam Jarosław Zajkowski, zastępca prokuratora rejonowego w Radomiu, radomska policja ma skopiować nagrany materiał z tragedii na taśmy, które będzie można obejrzeć na zwykłym magnetowidzie.

Prokuratura przesłuchuje świadków tragedii. Prowadzone przez policję i prokuraturę śledztwo ma wyjaśnić, czy organizator zachował wszystkie środki ostrożności i czy czasem nie ponosi odpowiedzialności za śmierć skoczka.

Udało się nam porozmawiać z Bohdanem Kopką, specjalistą od skoków bungee. Nie wierzy on, że przyczyną tragedii był silniejszy podmuch wiatru.

- Obejrzałem filmy ściągnięte z Internetu, na których były pokazane wcześniejsze skoki z tego komina. Wydaje mi się, że lina, na której wykonywano skoki, miała zbyt duży luz - mówił Kopka. - Nie powinno się oddawać skoków na tym kominie, ponieważ pierwsza galeryjka jest za nisko. A przede wszystkim najpierw powinno się zrzucić worek z balastem. Środki bezpieczeństwa powinny być tak daleko posunięte, że mężczyzna nie miał prawa dolecieć do żadnej przeszkody.

- Taki wypadek jest wyjątkiem - mówił nam dzień po tragedii Tomasz Zieliński, prezes firmy "Sky Team", która zorganizowała skoki w Wierzbicy. - Ja nadal będę skakał.

Wczoraj z serwerów zniknęła strona internetowa firmy "Sky Team", na której jeszcze dzień po tragedii można było przeczytać zaproszenie do Wierzbicy oraz obejrzeć krótkie filmy nagrane podczas skoków z komina.

Skoki z kominów i wieżowców

Skoki, które odbywały się w Wierzbicy, zostały opatentowane i wymyślone przez szefa warszawskiego Towarzystwa Entuzjastów Sportów Ekstremalnych "Sky Team". Na stronach internetowych firmy można było zobaczyć zdjęcia i filmy ze skoków z mostów, kominów i wysokich budynków - liny rozwieszone są między wieżowcami. W Wierzbicy jeden koniec liny był zamocowany na 100. metrze komina, a drugi na ziemi, w odległości około 200 metrów od podstawy komina. Skoczkowie podpinali się w uprzęży alpinistycznej do głównej liny i skakali w dół. Wśród osób uprawiających sporty ekstremalne te skoki nazywane są skokami na wahadło, ponieważ ruch człowieka po skoku przypomina ruch zegarowego wahadła.

Tu nie wystarcza nawet pisemne zobowiązanie skaczącego, że robi to na własną odpowiedzialność!

Bohdan Kopka, specjalista od skoków bungee, szef Centrum Sportów Ekstremalnych "GUL" i jedyny na świecie człowiek, który skoczył na linie pod ziemią, w kopalni soli w Wieliczce: - Nie powinno się dopuszczać do skoku człowieka, który nie jest profesjonalistą. Musi być zachowana granica między rozsądkiem a pasją. Trzeba zawsze brać pod uwagę najgorsze. Przy oddawaniu każdego skoku trzeba zachować kilkumetrową rezerwę, aby nie doszło do tragedii. Aby wejść na komin, trzeba mieć badania wysokościowe. Musi je mieć zarówno obsługa, jak i skaczący. Tu nie wystarcza żadne, nawet pisemne zobowiązanie skaczącego, że robi to na własną odpowiedzialność. Jak podpisze mi pan dokument, że godzi się pan, abym go zastrzelił, to przecież nie będę kryty, gdy to zro-bię. Jeżeli ktoś nie jest przekonany do ekstremy, która jest gra-nicą wytrzymałości każdego człowieka, to nie powinien tego ro-bić. Nie można go też do tego zmuszać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Radomskie