MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Wpuszczony w kanał...

Piotr KUTKOWSKI
Metalowy basen wypełniała kiedyś woda, teraz pokrywa go rdza.
Metalowy basen wypełniała kiedyś woda, teraz pokrywa go rdza. Piotr Kutkowski

Stefan Wojtyniak 13 lat temu pozwolił na poprowadzenie przez swoją posesję kanału sanitarnego, dostając pisemne zapewnienie urzędnika, że nie spowoduje to obniżenia wody w zbiorniku, z którego zasilał uprawy. Dziś po uprawach i wodzie pozostało wspomnienie, urzędnicy prywatnie mu współczują, a on po przegranym procesie musi jeszcze zapłacić ponad 20 tysięcy złotych tytułem zwrotu kosztów sądowych.

Godów, choć jest dzielnicą Radomia, to jednocześnie i miasto, i wieś. Stefan Wojtyniak mieszka tu od lat. Dom stoi przy wyasfaltowanej ulicy, tył posesji otwiera się na pola. Pośrodku znajduje się kilka szklarni. W większości pustych i nie ogrzewanych.

- Do wszystkiego dochodziłem sam, wszystko robiłem własnymi rękoma - mówi Stefan Wojtyniak, otwierając drzwi pomieszczenia przy jednej ze szklarni. - Stawiałem je nawet zimą, szkliłem nocami, aż ludzie pukali się w czoło. Proszę popatrzeć na ten piec - kosztował mnie tyle pracy i pieniędzy, a teraz przyjdzie mi go pociąć na złom. Część rur już zdemontowałem...

Na zapleczu innej szklarni znajduje się duży, metalowy basen. Zardzewiały i pusty. Kiedyś był wypełniony wodą, którą Stefan Wojtyniak pompował ze zbiornika znajdującego się za szklarniami. Część dołu jest tam i dzisiaj. Niewielka część. W dodatku nie ma w niej ani kropli wody, rosną za to chaszcze, a dno wypełnia piach.

- Obok mojej posesji przebiegał ciek wodny, teren ten był przesiąknięty wodą i uginał się pod nogami jak gąbka - opowiada gospodarz. - W latach 60. postanowiłem powiększyć mały dół i wynająłem koparkę. Potem sam wywoziłem wozami ziemię. Trwało to tydzień.

Zbiornik szybko wypełnił się wodą, służyła ona do podlewania kwiatów i warzyw. W 1979 roku Stefan Wojtyniak uzyskał pozwolenie wodno-prawne na 5 lat, na istnienie stawu. Gdy okres ten minął, zgłosił się do urzędu po nowe. Urzędnik, powołując się na aktualne przepisy, napisał na odwrocie starego zezwolenia, że nowe nie jest już wymagane.

Kanał zabija staw

- Kłopoty zaczęły się w 1992 roku, gdy otrzymałem wezwanie do Urzędu Rejonowego - wspomina Stefan Wojtyniak. - Okazało się, że w związku z budową nowego osiedla konieczne jest też wybudowanie kanału sanitarnego. Miał on między innymi biec przez moją posesję, niecałe 10 merów od zbiornika. Nie zgodziłem się, wtedy dostałem drugie wezwanie. Tym razem urzędnik wprost mi powiedział, że jak się nie zgodzę, to zostanę wywłaszczony. Postawił mnie pod ścianą. Zdecydowałem się na tę inwestycję, ale pod kilkoma warunkami. I urzędnik na to przystał...

W wypełnionej dokumentami teczce jest ugoda zawarta pomiędzy Stefanem Wojtyniakiem a Radomską Dyrekcją Inwestycji, która miała prowadzić roboty. Pierwsza strona została napisana na maszynie, na drugiej, zatytułowanej "Warunki dla inwestora" spisanych zostało odręcznie pięć punktów. Pierwszy brzmiał: "zapewnienie, że staw znajdujący się na mojej posesji nie zostanie osuszony, z którego bym był pozbawiony wody do prowadzenia mego gospodarstwa ogrodniczego".

Na dole pisma znalazł się podpis i pieczątka przedstawiciela Radomskiej Dyrekcji Inwestycji.

- Zrobiłem takie zastrzeżenie, bo od początku bałem się, że będę miał kłopoty - przyznaje Stefan Wojtyniak. - Zaufałem urzędowi, bo nie miałem innego wyjścia, ale jak się okazało, nie miałem racji...

W 1992 roku jego działka została rozkopana. Kanał poprowadzono między innymi przez część szklarni.

- Zapewniano mnie, że robotnicy będą używać łopat, tymczasem pod moją nieobecność do szklarni wjechała koparka, z której zdemontowano budę - mówi z goryczą. - Naruszone zostały fundamenty, by ratować konstrukcję musiano użyć metalowych stempli. Zniszczonych też zostało ponad 30 tysięcy goździków.

Woda zniknęła

Za kwiaty Stefan Wojtyniak dostał odszkodowanie, prawdziwe problemy zaczęły się jednak dopiero po zakończeniu inwestycji.

- Na drugi rok po oddaniu kanału woda w moim zbiorniku opadła, a potem - zniknęła - opowiada. - Dla mnie było oczywiste, że jest to wina nieszczelnego kolektora. Zacząłem odwiedzać urzędy, pisałem skargi licząc na to, że mając pisemne zapewnienie, szkoda zostanie naprawiona.

Sprawą zajmował się między innymi Wydział Ochrony Środowiska Urzędu Miejskiego w Radomiu. Powołano biegłego, który w swojej opinii stwierdzał: "Wykonanie kanalizacji sanitarnej i deszczowej dla osiedla Idalin II w obszarze źródłowym rzeki Mleczna przyczyniło się do obniżenia wód podziemnych i ograniczenia spływu wód powierzchniowych dotychczas zasilających ciek. Skierowanie wód technologicznych ze stacji wodociągowej »Malczew« bezpośrednio do rurociągu kolektora sanitarnego spowodowało znaczne zmniejszenie przepływu w rzece. Około 500 metrów sześciennych nie zasila już rzeki Mleczna". Dla Stefana Wojtyniaka najważniejsze było jednak inne stwierdzenie - zdaniem biegłego wykonanie robót ziemnych w celu ułożenia kolektora "mogło przyczynić się do infiltracji wód podziemnych oraz powierzchniowych do kolektora". Ekspert zwracał też uwagę na niestaranność wykonania kanału i jego nieszczelność.

"Przyczyną braku wody w zbiorniku na posesji pana S. Wojtyniaka jest sumą wyżej wymienionych, cząstkowych przyczyn - konkludował biegły.

Wydział Ochrony Środowiska nakazał Wodociągom Miejskim uszczelnić kolektor i przywrócić poprzedni stan rzeczy, wodociągi odwoływały się od tej decyzji do urzędu Wojewódzkiego, Urząd Wojewódzki uchylił decyzję Wydziału Ochrony Środowiska. Nie kwestionowano przy tym opinii eksperta, a powoływano się na przyjęcie przez Urząd Miasta niewłaściwej podstawy prawnej.

"Nie oznacza to, że skarżącemu nie służy roszczenie o odszkodowanie. Orzec o nim może jedynie sąd powszechny" - czytał Stefan Wojtyniak w otrzymanym piśmie.

Dowiedział się też, że "załączona do akt odwoławczych umowa spisana z Radomską Dyrekcją Inwestycji nie została zatwierdzona w formie ugody administracyjnej, a tym samym nie mają tu zastosowania przepisy kodeksu postępowania administracyjnego wiążące organy administracji samorządowej lub rządowej".

- To urzędnik, który podpisywał się pod warunkami ugody nie wiedział, że nie jest to wiążące? Poczułem się jak człowiek oszukany - irytuje się Stefan Wojtyniak.

Sądowe sprawy

To był już rok 1996. Procesy trwały kolejne lata. Najpierw w Sądzie Rejonowym, później, po przekazaniu sprawy, przed Sądem Okręgowym w Radomiu. Stefan Wojtyniak wnosząc pozew postanowił skorzystać z usług adwokata. Pozwanymi byli Wodociągi Miejskie, Urząd Miasta oraz Radomska Dyrekcja Inwestycji. Sprawa ciągnęła się przez 8 lat, zeznawali świadkowie, sporządzono nowe opinie. W tym czasie wodociągi uszczelniły kolektor wprowadzając do jego środka plastikowe rury. Pomimo tego woda do zbiornika nie powróciła.

Wyrok, jaki zapadł przed Sądem Okręgowym był niekorzystny dla Stefana Wojtyniaka. Nie kwestionowano związku przyczynowego pomiędzy wybudowaniem kolektora z zanikiem wody, ale jak twierdził sąd powołując się na opinie ekspertów - przyczyn takiego stanu rzeczy było znacznie więcej, a przede wszystkim radykalne zmniejszenie ilości wody w rzece Mlecznej po wybudowaniu kanalizacji i wpuszczeniu do niej wód popłucznych ze stacji Malczew oraz ścieków z gospodarstw domowych.

"Sam fakt wybudowania kolektora sanitarnego służącego mieszkańcom nie można uznać za działanie bezprawne- sprzeczne z obowiązującym porządkiem prawnym" - podkreślał sąd dodając, że szczelność kolektora po jego modernizacji potwierdziło badanie kamerą termowizyjną".

Zakwestionowano także legalność korzystania przez Stefana Wojtyniaka ze zbiornika po 1984 roku uznając, że nie dysponował on pozwoleniem wodno-prawnym.

- Czym zatem było pisemne oświadczenie urzędnika, że takiego pozwolenia nie musiałem już posiadać? - pyta się Stefan Wojtyniak.

Czeka los żebraka?

Równie dotkliwe jak oddalenie powództwa było dla niego zasądzenie dla pozwanych stron pieniędzy tytułem zwrotu kosztów postępowania. W przypadku Urzędu Miasta chodziło o kwotę 5 tysięcy złotych, Wodociągów Miejskich - 12 tysięcy 852 złotych. Radomskiej Dyrekcji Inwestycji nic nie zasądzono, ponieważ już nie istniała.

Stefan Wojtyniak odwołał się, poniósł też koszt zlecając wykonanie kolejnych ekspertyz.

- Nic nie pomogło, nawet nie chciano się z nimi zapoznać - rozkłada bezradnie ręce. - Sąd Apelacyjny nie tylko podtrzymał poprzedni wyrok, ale "dołożył" mi jeszcze na rzecz wodociągów kolejną kwotę, powiększając ją w sumie do ponad 15 tysięcy.

Stefan Wojtyniak czuje się przegranym. W szklarniach prawie nie ma już upraw, część z budynków popada w ruinę, sprzęt i maszyny służące do upraw są już bardziej złomem niż sprzętem. Sam gospodarz wraz z żoną utrzymują się z emerytur i zastanawiają, jak uniknąć płacenia zasądzonych pieniędzy.

- Przez tę całą sprawę stałem się nie tylko dziadem, ale i żebrakiem - żali się Stefan Wojtyniak. - W wodociągach byłem już dwa razy, prosząc o darowanie mi tej zapłaty. Pierwszym razem odpowiedziano mi, że jeśli wpłacę na początek 5 tysięcy to pozostała część należności zostanie rozłożona na raty. Zdecydowałem się kolejny raz błagać o litość, napisałem pismo i czekam teraz na odpowiedź.

W połowie stycznia nadeszła już korespondencja z Urzędu Miasta. List zawierał wezwanie do zapłaty zasądzonej kwoty wraz z odsetkami. Wyznaczono też termin - siedem dni.

W dzień po otrzymaniu wezwania napisał prośbę o anulowanie należności.

- Chyba poproszę też o spotkanie z prezydentem Radomia, ale czy on w ogóle znajdzie czas na zajęcie się moją sprawą? Pewnie odeśle mnie do urzędnika - zastanawia się.

Z rozgoryczeniem mówi, że cała ta sprawa nauczyła go nie wierzyć nikomu. I nie jest dla niego pocieszeniem nawet to, że urzędnicy, z którymi się spotykał i spotyka, prywatnie współczują mu i przyznają rację...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Radomskie