MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Zamieszanie na Politechnice

Piotr KUTKOWSKI

"Plagiat" i "autoplagiat" - takie słowa pojawią się w dwóch artykułach, zamieszczonych w ogólnopolskim piśmie "Forum Akademickie", a dotyczących jednego z profesorów Politechniki Radomskiej. Sprawa nazwana została "bezprecedensową", podważany jest tam także dorobek naukowy wykładowcy. Profesor odrzuca zarzuty, zapowiada skierowanie pozwu do sądu przeciwko autorowi artykułu. Jak twierdzi, cała historia jest efektem działań żądnego władzy pracownika Politechniki.

Profesor zanim zaczął pracować na radomskiej uczelni, przez wiele lat sam się kształcił i zdobywał doświadczenie dydaktyczne w wieku placówkach i instytucjach oświatowych. Doktoryzował się w 1998 roku w Warszawie, praca została opublikowana w 2000 roku. Kolejnym etapem na drodze naukowej kariery była habilitacja. Została ona przyznana przez słowacki Uniwersytet w Nitrze w oparciu o kilka kryteriów. Jednym z nich była praca habilitacyjna. Po jej obronie i zatwierdzeniu tytułu docentury, polski minister edukacji przyznał profesorowi tytuł doktora habilitowanego. To stało się podstawą mianowania naukowca profesorem na Politechnice Radomskiej. Jest ona tam nie tylko wykładowcą, ale także sprawuje kierowniczą funkcję.

Najpierw anonim, potem artykuł w poważnym naukowym czasopiśmie

Pierwsze informacje o tym, jakoby miał dokonać plagiatu pojawiły się już w grudniu ubiegłego roku w anonimie do władz uczelni. Kolejny raz zarzuty ujrzały światło dzienne za pośrednictwem dwóch publikacji zamieszczonych w piśmie "Forum Akademickie", które ukazuje się w całej Polsce i jest opiniotwórcze dla środowiska akademickiego. Autorem artykułów jest mieszkający w Stanach Zjednoczonych Marek Wroński. Jego teksty drukowane są cyklicznie pod ogólnym tytułem "Z archiwum nieuczciwości naukowej". Ostatni nosi tytuł "Naukowy recykling". Jego głównym, negatywnym bohaterem jest profesor Politechniki Radomskiej, wymieniany tam z imienia i nazwiska. W tekście przedstawiony jest życiorys naukowy wykładowcy, opisywany dorobek, a przede wszystkim sposób, w jaki profesor miał ponoć zdobyć habilitację.

Według Marka Wrońskiego, praca na podstawie której zdobył tytuł "to leciutko przenicowana praca doktorska".

"Dodano nowy rozdział dotyczący przeglądu literatury, uzupełniono końcowy spis literatury o 17 pozycji bibliograficznych autora oraz w załączniku częściowo unowocześniono karty dydaktyczne, dodając kilka nowych tematów (...). Nadal zostały tematy (...) jak również metodyka, wyniki oraz dyskusja, które były trzonem doktoratu. Jednym słowem - jest to bezprecedensowy autoplagiat pracy doktorskiej".

Jak twierdzi autor, profesor zanim obronił habilitację w Nitrze, próbował uczynić to w innej słowackiej uczelni, w Bańskiej Bystrzycy, jednak nie udało mu się to z przyczyn formalnych.

"Z 17 prac autora większość wydrukowano w Radomiu, na tak zwanym politechnicznym podwórku, jako materiały z konferencji odbytych głównie w 2000 i 2001 roku. Tylko dwie prace były umieszczone w wydawnictwie uniwersyteckim. Żadnej nie wydrukowano w normalnym czasopiśmie pedagogicznym, gdzie maszynopisy są recenzowane przez znanych i poważanych polskich pedagogów. Czyli w Polsce publikacje te nie nadawały się, aby je określić jako "znaczny dorobek naukowy do habilitacji" - stwierdza Marek Wroński.

Zauważa też, że profesor jest obecnie promotorem dwóch doktoratów w Bańskiej Bystrzycy na Słowacji i że gdy zostaną one obronione, wówczas otrzyma nominację profesorską z rąk prezydenta Republiki Słowackiej. "Dyplom ten będzie można przedstawić w Polsce i uzyskać profesurę zwyczajną. Pomysł genialnie prosty, pozwalający ominąć wymagania formalne i merytoryczne Centralnej Komisji do spraw stopni i tytułów" - podsumowuje autor, pytając jeszcze »Co będzie z doktorantami (...) "uczonych", gdy zostaną im cofnięte wyłudzone stopnie naukowe?« - I sam odpowiada: "Nie mam pojęcia".

To pomówienie !

Profesor bardzo przeżywa to, co na temat swojej osoby wyczytał w "Forum Akademickim".

W pierwszej publikacji napisano, że popełniłem plagiat, a w drugiej autoplagiat - mówi zdenerwowany. - Podważa się tam także mój dorobek naukowy. Sugeruje, że przeszedłem procedury habilitacyjne na Słowacji, by ominąć polskie rygory. To wszystko jest pomówieniem.

Według profesora, sprawą zajmie się Komisja Dyscyplinarna uczelni, która po zapoznaniu się z publikacjami oceni, czy doszło do naruszenia prawa i etyki, czy też nie. Profesor przygotował już nawet odpowiedź na zarzuty.

Dziedziną nauki, w której się specjalizuję, zajmuje się niewielu naukowców w Polsce, stąd w naszym kraju istniała duża trudność w ocenie dorobku z tego zakresu. Zarzut, że postępowanie habilitacyjne zostało wszczęte bez wiedzy władz Politechniki Radomskiej jest wyjątkowo oszczerczy. Ta zgoda jest udokumentowana. Mój dorobek naukowy recenzowało wielu znanych pedagogów polskich i zagranicznych. Zawartą w artykule ocenę traktuję jako przykład uzurpowania sobie prawa do oceny czyjegoś dorobku i profanacji autorytetów naukowych przez osobę niekompetentną w tej dziedzinie.

Profesor sprawdził dokładnie w słowniku pojecie "plagiat" i uważa, że w żadnym zakresie nie znajduje ono uzasadnienia w odniesieniu do jego prac.

Co do terminu "autoplagiat" nie mogę się do niego ustosunkować, gdyż taki termin nie funkcjonuje w żadnym słowniku, jest to pojęcie sprzeczne samo w sobie - podkreśla. - Autor publikacji nie zapoznał się ani z oryginałem pracy doktorskiej, ani habilitacyjnej. Nie wspomina też o tym, że na Słowacji obowiązują inne kryteria niż w Polsce przy zdobywaniu tytułu naukowego. Obrona pracy jest tylko jednym z jego elementów. Sama praca habilitacyjna w znacznym stopniu różni się treścią od pracy doktorskiej, jest ponadto uzupełniona o liczący 20 stron referat naukowy i zestaw materiałów dydaktycznych. Biorąc pod uwagę znacznie inne wymagania pracy habilitacyjnej w Polsce i na Słowacji oraz wszystkie przedstawione powyżej fakty, nie ma podstaw do jednoznacznego stwierdzenia, że praca habilitacyjna jest kopią pracy doktorskiej lub też nie spełnia wymogów prawa słowackiego.

Profesor idzie do sądu

Lidia Przyborowska, rzecznik prasowy Politechniki Radomskiej nie słyszała jeszcze, aby sprawa trafiła do rzecznika dyscyplinarnego, wie natomiast, że rektor dostał pismo z zarzutami dotyczącymi profesora od innego naukowca, profesora Zbigniewa Boguckiego i zdecydował się na tej podstawie zawiadomić prokuraturę.

Pomówiony o nadużycia profesor nie zamierza pozostawać biernym i zapowiada podjęcie kroków prawnych przeciwko autorowi artykułu.

Po pierwszym artykule kontaktowałem się już z adwokatem, teraz po opublikowaniu drugiego zdecydowałem się na obronę mojego dobrego imienia przed sądem. Te artykuły podważają moje całe życie zawodowe, stawiając mnie w bardzo złym świetle. Ale z tego co wiem, cała sprawa ma znacznie szersze tło, a stoi za nią pracownik uczelni, który sam dążąc do władzy, stara się zbierać haki na innych, szantażuje ich, zastrasza i powołuje się na wpływy. Mnie też chciał wykorzystywać do swoich rozgrywek, a gdy niedawno odmówiłem głosowania po jego myśli, zapowiedział, że mnie "wdepcze w ziemię". Teraz rękami innych stara się realizować te słowa. Ale ja będę się bronił.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Radomskie