Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zdobył niemal wszystko. Przed nim tylko Mount Everest

Piotr KUTKOWSKI [email protected]
Na Grosglockner – najwyższym szczycie Austrii
Na Grosglockner – najwyższym szczycie Austrii fot. Jarosław Krzyżanowski
Żadna góra nie jest dla niego straszna. Zdobył niemal wszystkie najwyższe szczyty świata

Jarosław Krzyżanowski

Na Kilimandżaro weszło siedem osób z 17-osobowej grupy.
Na Kilimandżaro weszło siedem osób z 17-osobowej grupy.

Na Kilimandżaro weszło siedem osób z 17-osobowej grupy.

Jarosław Krzyżanowski

Ma 39 lat, mieszka w Radomiu, ukończył Szkołę Główną Gospodarstwa Wiejskiego. Jest właścicielem i prezesem firmy produkującej gotowane dania Krzyżanowscy. Od wielu lat chodzi po górach, wspina się, uczestniczył w wyprawach na najwyższe szczyty kontynentów. Inne hobby - turystyka, jazda na rowerze.

Jarosław Krzyżanowski z Radomia zdobył już najwyższe szczyty Ameryki Północnej, Afryki, Europy. Przed nim kolejne wyzwania, wejściem na Mount Everest chce przypieczętować osiągnięcie Korony Ziemi
Ma 39 lat, prowadzi dużą firmę, w gabinecie oprócz biurka czy komputera stoi treningowy stepper, a na ścianie wisi ręcznie malowana mandala z Nepalu.

Jarosław Krzyżanowski nie ukrywa, że zakochał się w Nepalu i już marzy o powrocie w tamte strony. Tak samo jak kocha góry, a wracając z jednej wyprawy, myśli od razu o następnej.
A miłość ta zaczęła się dla niego prozaicznie - od szkolnych wycieczek organizowanych w Beskidy przez nauczyciela. Tomasza Korczaka.

Małe góry wraz z latami zamieniały się w coraz większe, gdy zwykłe chodzenie nie wystarczało, doszła wspinaczka. Najpierw skałkowa, później także na najtrudniejszych trasach w Tatrach oraz zimowa. Poznawał góry ukraińskie, rumuńskie, słowackie, docenił urodę włoskich Dolomitów.

MONT BLANC

Z Mont Blanc uznawanym powszechnie za najwyższy szczyt Europy zmierzył się po raz pierwszy w 2006 roku.

- Szliśmy w trzech, byliśmy już blisko sukcesu, ale musieliśmy zrezygnować z powodu załamania pogody - opowiada Jarosław Krzyżanowski - W tym samym dniu w drodze na Mont Blanc zginęło trzech Polaków. Informacja o tym zaraz pokazała się na paskach telewizorów na całym świecie, ale bez podawania nazwisk zmarłych. Nasi najbliżsi bezskutecznie próbowali się z nami skontaktować i wyobrażali sobie najgorsze. Dopiero późnej dowiedzieli się, że to nie o nas chodzi. Wracając z tamtej wyprawy obiecałem sobie, że jeszcze powrócę na Mont Blanc.

Rok później Jarosław Krzyżanowski dotrzymał słowa. Tym razem pojechał w pięcioosobowej grupie. Od razu przyjęli bardzo ambitne zamierzenie - trzy szczyty w cztery dni. Zaczęli od najwyższego wierzchołka Austrii, liczącego 3797 metrów nad poziom morza Grosglockner. Następnego dnia "zaliczyli" najwyższy szczyt Szwajcarii, Dufourspitze o wysokości 4634 metrów. Ostatnim punktem wyprawy był Mont Blanc.

- Wyszliśmy na trasę po godzinie pierwszej - wspomina Jarosław Krzyżanowski - Szliśmy szybko, bojąc się zmiany pogody. Po drodze, jeszcze przed 150 metrową ścianką wspinaczkową wyprzedziliśmy inną grupę. Będąc już na szczycie odebraliśmy telefon od francuskich ratowników górskich. Upewniali się, czy żyjemy. Jak się okazało, siedem z osób z wyprzedzonej przez nas grupy zostało zabitych przez spadające seraki lodowe. Trwała akcja ratunkowa, zdecydowaliśmy się zejść z innej strony. Niestety, pogoda zupełnie załamała się, w śnieżnej zamieci widoczność ograniczyła się do kilkunastu metrów.

Mieliśmy kłopoty ze znalezieniem szlaku, na szczęście dysponowaliśmy GPS-em i z jego pomocą po blisko 24 godzinach od wymarszu udało nam się zejść do Chamonix. Dopiero wtedy gratulowaliśmy sobie sukcesu, ale gdy znajmy powiedział: To co?, teraz Himalaje !" odpowiedziałem - "w życiu !!!", bo nie wyobrażałem siebie zdobywającego ośmiotysięcznik. Ale chyba wtedy po raz pierwszy zaświtał w mojej głowie pomysł, zdobywania Korony Ziemi.

ELBRUS

Mont Blanc był pierwszym szczytem w kolekcji, kaukaski Elbrus, który konkuruje z nim o miano najwyższego szczytu Europy - drugim. Zdobycie go zajęło Jarosławowi Krzyżanowskiemu pięć dni. Nie ze względu na długość trasy, kłopoty techniczne czy pogodowe - tak jak zawsze wychodził z założenia, że najważniejsze jest stopniowe zdobywanie aklimatyzacji.

Podobną zasadę przyjął w kolejnej wyprawie na mierzący 8167 metrów Dhaulagiri. Została ona zorganizowana z okazji 100-lecia Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego dla TOPR-owców. Jarosław Krzyżanowski był jedną z osób towarzyszących polskim ratownikom. Wchodzili od strony Nepalu, borykając się wraz z innymi uczestnikami z takimi kłopotami jak strajk i odejście 110 ze 120 tragarzy. To był jednak dopiero początek prawdziwych problemów.

- Naszą grupę wyprzedzał członek międzynarodowej wyprawy, słynny polski himalaista, Piotr Morawski, który wejście na Dhaulagiri traktował jako aklimatyzację przed wejściem nową drogą na Manaslu - mówi Jarosław Krzyżanowski. - Szliśmy właśnie w cztery osoby z bazy do pierwszego obozu założonego przez Piotra Morawskiego, gdy usłyszeliśmy, że wpadł do lodowej szczeliny. Natychmiast zostawiliśmy bagaże i pospieszyliśmy z pomocą. Zamiast sześciu godzin byliśmy na miejscu w trzy godziny. Udało nam się wyciągnąć Piotra ze szczeliny. Niestety, już nie żył. Zmarł nie na skutek obrażeń odniesionych w wypadku, ale wychłodzenia.

Ponieważ pogoda zaczęła się bardzo pogarszać, musieliśmy zostawić jego ciało i pospieszyliśmy do obozu I. Spędziliśmy tam dwa dni w ekstremalnych warunkach. Praktycznie co godzinę musieliśmy odkopywać namioty, by nie zostać zasypanym śniegiem.

Wracając z powrotem do bazy mieli kłopot z odnalezieniem zwłok polskiego wspinacza. Potem spoczęły one ponownie w lodowej szczelinie, natomiast w innym miejscu stanął jego symboliczny grób.
- Z tamtej, międzynarodowej grupy zginęły w sumie cztery osoby, ale niewiele brakowało, że i nasza wyprawa miałaby tragiczny przebieg - twierdzi Jarosław Krzyżanowski - Podczas zejścia zobaczyliśmy lecąca prosto na nas lawinę.

Zdążyliśmy rozpiąć łączące nas liny, odrzucić plecaki, przyjąć właściwe, obronne pozycje i mając dosłownie śmierć w oczach czekaliśmy na to, co się stanie. W ostatniej chwili lawina zmieniła jednak bieg i popłynęła obok, nas tylko lekko przysypując. Będąc w bazie mieliśmy okazję zobaczyć jeszcze jedną lawinę.

Wyprawa wróciła do Polski bez sukcesu, za to z dramatycznymi wspomnieniami. Ale dla Jarosława Krzyżanowskiego wiązała się ona i z pięknymi wspomnieniami.

- Poznałem wspaniały, bardzo ciekawy kraj z ciekawą historią, kultura, religią, z biednymi, ale jednocześnie życzliwymi i dumnymi ludźmi. Kraj, do którego z pewnością będę chciał powrócić.

Szczyty wchodzące w skład Korony Ziemi

Jarosław Krzyżanowski na wysokości sześciu tysięcy metrów w drodze na Dhaulagiri.
Jarosław Krzyżanowski na wysokości sześciu tysięcy metrów w drodze na Dhaulagiri.

Jarosław Krzyżanowski na wysokości sześciu tysięcy metrów w drodze na Dhaulagiri.

Szczyty wchodzące w skład Korony Ziemi

Azja: Mount Everest (8848 m n.p.m.)
Ameryka Południowa: Aconcagua (6960 m n.p.m.)
Ameryka Północna: McKinley (6195 m n.p.m.)
Afryka: Kilimandżaro (5895 m n.p.m.)
Europa:
(wg geografów) Mont Blanc (4810 m n.p.m.)
(wg Messnera) Elbrus (5642 m n.p.m.)
Australia:
(wg Bassa) Góra Kościuszki (2230 m n.p.m.)
(wg Messnera) Oceania: Puncak Jaya (4884 m n.p.m.)
Antarktyda: Masyw Vinsona (4892 m n.p.m.)

MAC KINLEY I KILIMANDŻARO

2010 rok przyniósł Jarosławowi Krzyżanowskiemu dwa kolejne klejnoty do Korony Ziemi. Najpierw, w kwietniu poleciał na Alaskę, by "zawalczyć" o McKinley - najwyższy, liczący 6134 metry szczyt Ameryki Północnej.

Na będący punktem startowym lodowiec przetransportowała ich 46-letnia awionetka, potem przez 10 dni sami transportowali siebie i bagaż, poruszając się na nartach ski - tourowych i ciągnąc za sobą sanie. Spali w stałych bazach, również w namiotach. Trud i niedogodności wynagrodziła akcja szczytowa. Trafili na doskonałą pogodę, świeciło słońce, dookoła roztaczały się piękne widoki. Na fotografii zrobionej na szczycie trudno jest jednak kogoś rozpoznać - twarze zasłonięte są okularami, ciała okrywają puchowe kombinezony.

- Najbardziej dały nam "popalić" niskie temperatury - śmieje się Jarosław Krzyżanowski. - W namiocie, w którym spaliśmy odnotowaliśmy temperaturę minus 39 stopni.

Znacznie wyższe temperatury występowały podczas następnej wyprawy radomskiego wspinacza - na najwyższy szczyt Afryki, Kilimandżaro. Wychodzili w 17-osobnowej grupie, po czterech dniach na szczyt weszło siedem osób.

- Droga była męcząca, ale gorzej wspominam całą otoczkę związaną z tą wyprawą - twierdzi Jarosław Krzyżanowski - Na każdym kroku wołanie od nas "one dolar", targowanie się z tragarzami żądającymi wbrew wcześniej zawartej umowie coraz wyższych stawek, wszechobecny brud. Wracałem do Polski z wszami i lekkim niesmakiem. Jakże inaczej z tej perspektywy wyglądał Nepal, który podobnie jak i Tanzania jest przecież biednym krajem.

PLANY
Jarosław Krzyżanowski kondycję zdobywa jeżdżąc na rowerze, dużo chodząc po górach. Narciarstwo zjazdowe dwa lata temu zamienił na ski-tourowe, zimą stara się też w wolnych chwilach ćwiczyć na stepperze.

Z każdej większej wyprawy wraca "uboższy" o 9-10 kilogramów i bogatszy o nowe doświadczenia. Mówi, że we wspinaniu ważne są kondycja, technika, ale najważniejsza jest silna motywacja i psychika.
- Tak jak i w biznesie - zauważa - Ale biznes jest dużo bardzo stresujący, natomiast góry ucząc pokory; uczą też, jak radzić sobie w najtrudniejszych sytuacjach.

W lutym 2011 roku planuje wejście na Aconcagua, najwyższy szczyt Ameryki Południowej, w ciągu dwóch lat zamierza też zdobyć najwyższe szczyty Australii i Oceanii. Ukoronowaniem Korony Ziemi ma być dla niego Mont Everest. Zaplanował, że zdobędzie go w 2014 roku, ale nie ukrywa, że robi starania, by nastąpiło to wcześniej. Obecnie znajduje się na listach rezerwowych trzech wypraw.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Radomskie