MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Osiem miesięcy z chustą w brzuchu

Anna Krawiecka
- Osiem miesięcy temu zaszyli mi chustę chirurgiczną w brzuchu przy cesarskim cięciu. Tydzień temu przeszłam ponowną operację. Mam pokancerowany brzuch - pokazuje Lidia Moskwa ze Skrzelczyc koło Chmielnika.
- Osiem miesięcy temu zaszyli mi chustę chirurgiczną w brzuchu przy cesarskim cięciu. Tydzień temu przeszłam ponowną operację. Mam pokancerowany brzuch - pokazuje Lidia Moskwa ze Skrzelczyc koło Chmielnika. A. Piekarski
Podczas cesarskiego cięcia w kieleckim szpitalu zostawiono opatrunek w brzuchu pacjentki. Sprawa trafiła do prokuratury.

- 8 miesięcy temu zaszyli mi chustę chirurgiczną w brzuchu przy cesarskim cięciu - mówi Lidia Moskwa ze Skrzelczyc koło Chmielnika. Rodziła syna w szpitalu położniczo-ginekologicznym przy ulicy Prostej w Kielcach.
W domu, w którym z rodziną mieszka Lidia Moskwa, w pokoju stołowym na kanapie siedzi ona, jej teściowa, w fotelu krewna, na podłodze bawi się samochodzikiem mały Kacperek. To on był przyczyną tego co się stało, gdy rwał się w ostatnim dniu lipca zeszłego roku na świat.

AŻ SIĘ PRZEŻEGNAŁ

Teściowa pani Lidii wspomina: - Synowa od początku, zaraz po przyjeździe z porodówki w Kielcach, skarżyła się na bóle brzucha. Z dnia na dzień czuła się gorzej. Tak wychudła, że własny kuzyn jej nie poznał. Wszedł, siadł i zapytał mnie, jak się czuje Lidka w szpitalu. Kiedy powiedziałam, że siedzi obok niego, to aż się przeżegnał - załamuje ręce teściowa. - To był kawał kobiety a została sama skóra i kości - wtóruje krewna.
Pani Lidia na te słowa zrywa się, szuka czegoś na piętrze, tam gdzie mieszka z mężem, przynosi ślubne zdjęcie. - O, tak wyglądałam, gdy brałam ślub - pokazuje pannę młodą dorodną jak rzepę. Dziś w niczym jej nie przypomina, chociaż na urodzie nie ucierpiała.

- Kiedy rodziłam, ważyłam 92 kilo, przed biegunką 77 kilo, a teraz ledwo 60 - wylicza. I opowiada: - To była moja pierwsza operacja w życiu. Przeprowadzono ją nie dla mojej wygody, tylko dlatego, że miałam podwyższony poziom cukru we krwi - tłumaczy. - Po porodzie zgłosiłam się do ginekologa w ośrodku w Pierzchnicy, który pracuje także w kieleckim szpitalu przy ulicy Prostej. - Mówiłam, że boli mnie brzuch, ale badania niczego nie wykazywały. Nie wiadomo było co mi jest, zwłaszcza, że bóle raz się pojawiały, raz znikały. Lekarz powiedział, że z czasem powinny ustąpić. Jakoś przez pół roku dało się z nimi wytrzymać. Dopiero od lutego nie mogłam nic jeść, bo zaczęły się biegunki, spadłam z wagi...
Teściowa poprawia ją z miejsca: - Nie od lutego, tylko od połowy stycznia było już z tobą kiepsko. Dziewczyna znikała w oczach. Zaczęliśmy szukać dla niej pomocy gdzie się dało - zapewnia.

NIC NIE WYCHODZIŁO

Lidia Moskwa dodaje: - W styczniu pojechałam do swojego ginekologa. Zbadał mnie, niczego złego się nie doszukał. Zapowiedział, że gdyby bóle trwały nadal, zrobimy USG. Zgłosiłam się do lekarza rodzinnego. Też stwierdził to samo. A ze mną było coraz gorzej. Zdecydowałam się na leczenie prywatne u niego. Zlecił USG i inne badania. Przyczyny mojej choroby nie znaleziono. A biegunki się nasilały, kompletnie opadłam z sił. 18 marca przeprowadzono mi bardzo bolesne badanie, kolonoskopię. Pokazało ono, że jest zapalenie jelita grubego. Powinnam była się z tym wynikiem zgłosić do gastrologa w wojewódzkiej przychodni, ale tam trzeba stać od godziny czwartej rano, aby się zarejestrować. Nie miałam na to zdrowia. Pojechał sam mąż i się nie dostał. Zgłosiłam się więc na pogotowie i ono skierowało mnie do szpitala w Chmielniku. To było wybawienie - powtarza raz za razem pani Lidia. - Zajmowali się mną wszyscy. Dali kroplówki na wzmocnienie, leki. Zrobili mi komplet badań. Ponieważ one ciągle nic nie wykazywały, wykonano rentgenowskie zdjęcie brzucha. I ono wreszcie ujawniło tę nieszczęsną chirurgiczna chustę. Potwierdzono jeszcze ów wynik tomografią i w ubiegły czwartek przeprowadzono drugą operację, tym razem nie w Kielcach a w Chmielniku. W sobotę wróciłam wreszcie do domu. Jestem coraz silniejsza, zdrowsza. Tylko blizny będą świadczyć o tym, co przeżyłam - pani Lidia demonstruje brzuch oklejony opatrunkami.

Widząc to jej teściowa macha ręką z ubolewaniem: - Pokancerowali człowieka. Przeszła drugą operację, drugie cierpienie. Jak mogło do tego dojść - dziwi się.

TO SIĘ NIESTETY ZDARZA

Co roku na całym świcie dochodzi od 3 do nawet 5 tysięcy przypadków pozostawienia chust chirurgicznych wewnątrz ciała pacjenta. Średnio co 1500 zabieg jest obarczony takim ryzykiem. Rekordzistka z Niemiec, o której w lipcu zeszłego roku pisały wszystkie media, nosiła chustę zaszytą w brzuchu przez 25 lat! 63-letnia kobieta miała bóle, złe samopoczucie. Unikała jednak wizyty u lekarza, bo nie miał kto zająć się jej zwierzętami domowymi. Dopiero, gdy ból okazał się zbyt silny, ćwierć wieku po operacji jajników kobieta poddała się badaniom. Pierwsza diagnoza była druzgocąca: wielki guz w brzuchu. Dopiero podczas operacji okazało się, że to nie guz, lecz zapomniana kiedyś chusta.

Doszło do tego, że chusta chirurgiczna zostawiona przypadkowo wewnątrz ciała pacjenta po operacji doczekała się swego specjalnego medycznego określenia: gossypiboma. Powstało ono z połączenia łacińskiego gossypium (oznaczającego bawełnę) i boma, oznaczającego w suahili "miejsce ukrycia". Zapobieganie temu powikłaniu polega na starannym liczeniu chust zużywanych podczas zabiegu.

JAK ONI TO LICZĄ?

A jak było z liczeniem chust w Świętokrzyskim Centrum Matki i Noworodka w Kielcach przy ulicy Prostej? Dyrektor Rafał Szpak informuje, że dochodzenie jeszcze trwa. Zaznacza, iż od momentu, gdy badanie pacjentki wykazało możliwość popełnienia błędu przy cesarskim cięciu, był w stałym kontakcie ze szpitalem w Chmielniku.

- Nasi dwaj lekarze z kieleckiego szpitala przy ulicy Prostej byli w zespole, który dokonał powtórnej operacji pani Moskwy, by zobaczyć jaka była przyczyna jej cierpień. Trudno dziś orzekać o czyjejkolwiek winie, gdyż przy wykonywaniu cesarskiego cięcia pracuje siedmioosobowa grupa. Poza tym są wątpliwości natury medycznej. Wykonujemy ponad tysiąc operacji rocznie i w historii szpitala się podobny przypadek nigdy nie zdarzył. Musimy wiedzieć dlaczego mogło dojść do takiej sytuacji, by uniknąć podobnych błędów na przyszłość. Jest mi ogromnie przykro, że pacjentka przeżyła tyle bólu i stresów, ale proszę zrozumieć, że pracodawca nie może nikogo ukarać bez udowodnienia, iż pracownik naruszył przepisy prawa lub procedury operacyjne. Dlatego powołałem zespół specjalistów do wyjaśnienia sprawy. Dostaliśmy dokumentację z pobytu pacjentki na naszym oddziale i w szpitalu w Chmielniku. Jeśli potwierdzą się podejrzenia, że doszło do zaniedbania, winni poniosą konsekwencje - deklaruje dyrektor Szpak.

Lidia Moskwa informuje: - Mąż i rodzina postanowili, że sprawy tak nie zostawią. Zaskarżyliśmy szpital w prokuraturze.

Szef Prokuratury Rejonowej Kielce Wschód Piotr Gładysiewicz potwierdził wczoraj: - Wpłynęła do nas taka sprawa 22 kwietnia. Zgłosiła ją poszkodowana pacjentka. Mamy miesiąc na podjecie decyzji, o wszczęciu lub oddaleniu postępowania.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie