MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Andrzej Zieliński: Wiem, jak smakuje popularność

Igor SOBIERAJSKI
Ma 47 lat. Jest absolwentem krakowskiej Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej, aktorem znanym szerokiej widowni między innymi z seriali „Ekstradycja” i „Na dobre i na złe”, filmów „Yesterday” i „Chłopaki nie płaczą” oraz spektakli Teatru Telewizji.
Ma 47 lat. Jest absolwentem krakowskiej Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej, aktorem znanym szerokiej widowni między innymi z seriali „Ekstradycja” i „Na dobre i na złe”, filmów „Yesterday” i „Chłopaki nie płaczą” oraz spektakli Teatru Telewizji. ZOOM
Popularność bywa miła, sympatia widzów miło łechce, ale najbardziej lubię być sam z siebie zadowolony - mówi aktor Andrzej Zieliński.

* Gdyby przyszedł do pana młody człowiek, wahający się nad wyborem zawodu i zapytał, czy warto być aktorem, co by mu pan powiedział?

- Gdybym uważał, że nie warto, to pewnie już dawno robiłbym coś innego. Powiedziałbym więc takiemu człowiekowi, że warto, ale chyba bym mu odradzał pakowanie się w aktorstwo. Za dużo w tym zawodzie niewiadomych i coraz mniej pracy, żeby z czystym sercem namawiać kogoś do bycia aktorem za wszelką cenę.

* Czego pan się spodziewał zdając do szkoły teatralnej?

- Niczego, bo wybór zawodu był w moim wypadku sprawą dość przypadkową. Moi koledzy, którzy razem ze mną dostali się do szkoły, brali wcześniej udział w konkursach recytatorskich albo należeli do amatorskich teatrów, a ja nigdy nie miałem nic wspólnego z czymś podobnym. Ktoś po prostu mi zasugerował, że mógłbym ewentualnie zdawać do szkoły teatralnej. Miałem wtedy kompletną sieczkę w głowie, niewiele wiedziałem o sobie i o życiu, w ogóle nie wiedziałem, czego naprawdę chcę, więc poszedłem na egzaminy wstępne bez jakichkolwiek nadziei, bez oczekiwań i bez marzeń. Przyjęli mnie i tak to się zaczęło.

* Nigdy pan nie żałował?

- Nigdy nie żałowałem, ale wielokrotnie byłem wkurzony, że się w to wpakowałem. Jestem dość postrzelony i brakuje mi czasem cierpliwości. Kiedyś nie umiałem ze spokojem przyjmować nawet drobnych niepowodzeń, denerwowałem się, wybuchałem. Dziś inaczej patrzę na swój zawód i potrafię się już opanować, gdy coś mnie denerwuje albo dołuje.

* Co pana dołuje najczęściej?

- Od czasu do czasu muszę zrobić coś, na co nie mam ochoty i - proszę mi wierzyć - to wystarczy, żeby "złapać doła". Jak się podejmuje pracę nad jakimś projektem, to zawsze się wierzy, że wyjdzie z tego coś fajnego. Jeśli nie wychodzi, jest powód do zastanowienia. Najtrudniej jednak znieść brak porozumienia między ludźmi, z którymi się pracuje.

* Dlaczego nie gra pan głównych ról?

- Świetne pytanie, ale chyba nie do mnie. Chętnie sam poznałbym odpowiedź.

* Może za mało się pan stara?

- A jak pan sobie wyobraża staranie się o główne role?

* Chodzenie na castingi...

- Chodzę.

* Uczestniczenie w bankietach, premierach, jakieś piwko z reżyserem...

- Chętnie napiję się piwka albo czegokolwiek z reżyserem, ale nie powiem, żeby był to najlepszy sposób na spędzanie wolnego czasu. Chodzenie na bankiety? Znam wielu aktorów i wiele aktorek znanych głównie z tego, że "bywają", a nie z tego, że grają wspaniałe role czy że w ogóle grają. Nie oceniam tego, ale sam dziękuję, to nie dla mnie. Nie chcę, nie umiem, nie lubię.

* Myślę, że mógłby pan na przykład zagrać większość ról, które zagrał Linda.

- Proszę napisać: "głośny śmiech". Ale serio - producenci wiedzą, co robią, angażując Bogusia. Na dzień dobry przyciąga do kin tysiące widzów i jest naprawdę świetnym, wspaniałym aktorem. Dziś filmu nie wystarczy nakręcić, trzeba go jeszcze sprzedać. Producenci boją się ryzykować i, wykładając pieniądze na film, muszą mieć pewność, że na nim nie stracą. Linda taką gwarancję im daje. Wie pan, ja wychodzę z założenia, że w tym zawodzie nie wolno się śpieszyć, trzeba nieraz długo czekać, by w ogóle zaistnieć. Ja się nie śpieszę (śmiech).

* Nie wierzę, że nie chciał pan być popularny, gdy decydował się pan zostać aktorem.

- Gram w "Na dobre i na złe" i - proszę mi wierzyć - wiem, jak smakuje popularność.

* I co?

- Wcale mnie to nie dowartościowuje ani nie zaspokaja mojej próżności. Popularność bywa miła, sympatia widzów miło łechce, ale tak naprawdę, to najbardziej lubię być sam z siebie zadowolony.

* To kokieteria. Wszyscy popularni aktorzy tak mówią.

- Po co byłby mi sukces rozumiany jako popularność, gdybym sam nie czuł satysfakcji z tego, jak go osiągnąłem? Nie umiałbym właściwie z niego korzystać. Muszę czuć to, co robię, żeby robić to dobrze.

* Czuje pan doktora Pawicę z "Na dobre i na złe"?

- Na początku miałem kłopoty z "lokalizacją" tego faceta, bo nikt nie wiedział, co się z nim będzie działo. Trochę się miotałem, ale po rozmowach ze scenarzystami i reżyserami udało nam się wspólnie wykrystalizować obraz Pawicy. Teraz go czuję!

* Udział w popularnym serialu sprawił, że stał się pan jednym z obiektów zainteresowania tak zwanej prasy kobiecej. Spodziewał się pan takiego obrotu sprawy?
- Nie zastanawiałem się nad tym, że będę czyimkolwiek "obiektem zainteresowania". Może to błąd? Nie wiem. Kiedyś znajoma powiedziała mi, że trzeba dużo "być", żeby "istnieć". Nigdy się tego nie nauczę.
* Trzeba odpowiadać na pytania: gdzie pan był na wakacjach? Co pan robi w weekendy? Jaka jest pana ulubiona potrawa?
- Ja nie odpowiadam, choć rzeczywiście ciągle mnie o to pytają. Kogo to obchodzi?
* Czytelników.
- Trudno, nie zaspokoję ich ciekawości.
* Dziękuję za rozmowę.**

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Andrzej Zieliński: Wiem, jak smakuje popularność - Echo Dnia Świętokrzyskie

Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie