MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Biała ucieczka

Iza BEDNARZ, Magda SULICH-KOSIEC<br />Współpraca Gerard Stańczyk

Na razie pojedynczo, po cichu, nie zdradzając się ze swoimi planami, ale coraz liczniej uciekają nam lekarze do bogatszych krajów Unii Europejskiej. W ciągu tylko pięciu miesięcy od otwarcia granic, z naszego regionu wyjechało do pracy w zamożnych krajach Unii Europejskiej około 100 lekarzy. Uciekają nam anestezjolodzy, kardiolodzy, radiolodzy, bardzo dobrzy specjaliści, których w naszym regionie już jest za mało. Kto zostanie, żeby nas leczyć?

Doktor Rached Hadj-Ali z Tunezji wybrał na swój kraj Polskę. Chciał poznać ojczyznę swojej matki, tutaj studiować medycynę i zrobić specjalizację. Od 10 lat pracuje w Szpitalu Powiatowym w Końskich jako radiolog z drugim stopniem specjalizacji. - Chciałem tu zostać do emerytury, zapuścić korzenie, ale jest mi przykro, że ze swoją wiedzą i umiejętnościami zarabiam tyle, że wystarcza mi tylko na opłacenie rachunków - mówi i dlatego wybiera się na rozmowę kwalifikacyjną do szpitala w East Kent w Anglii.

Piotr Burek, ratownik medyczny ze szpitala na Józefowie w Radomiu, przymierza się do wyjazdu do Szwecji: - W moim zawodzie można zarobić w Polsce około 1200 złotych brutto miesięcznie. Aby tyle otrzymać, muszę wziąć osiem nocnych dyżurów miesięcznie. W Szwecji za tę samą pracę dostaje się 13,5 tysiąca koron, czyli około 6,5 tysiąca złotych.

Troje lekarzy ze Szpitala Miejskiego imienia Świętego Aleksandra w Kielcach już wyjechało do Anglii i Niemiec. Przysyłają listy kolegom z oddziałów, że jest nieźle. O kolejnych wyjazdach w szpitalu głośno się nie mówi, ale wielu lekarzy rozważa to wyjście. - Wcale im się nie dziwię. Sam od ponad roku zastanawiam się nad wyjazdem. Niby dlaczego mieliby tu zostać, skoro gdzie indziej za tę samą pracę mogą dostać dziesięciokrotnie większe wynagrodzenie. Kiedy nie ma się za co utrzymać rodziny, patriotyzm chowa się do szuflady z pamiątkami - mówi doktor Jerzy Błasiak, szef kieleckiego Oddziału Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy.

Miała być druga ojczyzna

Dla doktora Racheda Hadj-Ali szpital w Końskich jest jak rodzinny dom. Pracuje tu od 10 lat, tutaj zrobił drugi stopień specjalizacji z radiologii, jest specem od tomografii komputerowej, angiografii, potrafi zrobić badanie rezonansem magnetycznym. - W szpitalu spędzam całe dnie, tutaj są moi przyjaciele, których traktuję jak rodzinę, bo własnej nie mam czasu założyć - mówi. Urodził się w Tunezji, ale jego mama jest Polką, dlatego chciał poznać jej kraj. Tutaj przyjechał na studia. Spodobało mu się i zamierzał zostać. - Od dziecka chciałem być lekarzem, pomagać ludziom, być użytecznym społecznie. Szpital w Końskich, gdzie trafiłem na staż, wydał mi się do tego idealnym miejscem. Jest tu miła atmosfera, dużo bardzo nowoczesnego sprzętu, możliwości rozwoju. Chciałem popracować tu do emerytury - zwierza się. Ale dodaje, że nie może się pogodzić, że z tak wysokimi kwalifikacjami zarabia tyle, że wystarcza mu tylko na opłacenie rachunków. Na inwestycje, rozwijanie własnych pasji już nie zostaje. - Moi koledzy w bogatszych krajach Unii Europejskiej zarabiają prawie dziesięciokrotnie więcej. Też ciężko pracują, ale przynajmniej dostają za to godziwe wynagrodzenie. Cieszyłem się z wejścia Polski do Unii, bo to oznacza dla tego kraju rozwój, osiąganie europejskich standardów w leczeniu. To wszystko już mamy. Oprócz wynagrodzeń - mówi smutno.

Za kilka dni doktor Rached wyjeżdża na rozmowy kwalifikacyjne do szpitala w Anglii. Na razie oferują mu roczny kontrakt, który można przedłużać. Jeśli mu się powiedzie, już nie wróci do Polski. Jest jednym z 37 lekarzy z województwa świętokrzyskiego, którzy wybrali Unię Europejską.

Korepetycje ze szwedzkiego

Piotr Burek, ratownik medyczny ze szpitala na Józefowie w Radomiu, przez pół roku razem z siedmioma innymi ratownikami medycznymi, lekarzami i pielęgniarkami jeździł na kurs języka szwedzkiego do Warszawy. W ostatnim roku na wyjazd do pracy za granicę zdecydowało się 11 osób ze szpitali z regionu radomskiego, a sześć zastanawia się poważnie nad wyjazdem. Większość z nich emigruje z lecznicy w Przysusze. Wyjechały już dwa lekarskie małżeństwa: dwoje internistów, chirurg i radiolog. Wszyscy pracują w Szwecji.

- Szwecja jest modna z dwóch powodów - tłumaczy Burek. - Po pierwsze brakuje tam - podobnie zresztą jak w całej Europie Zachodniej - kadry medycznej, więc jest duże zainteresowanie polskimi lekarzami, ratownikami i pielęgniarkami. Drugim powodem jest to, że ten kraj, w przeciwieństwie na przykład do Niemiec, już otworzył granice dla Polaków do legalnej pracy. Warunkiem uzyskania tam zatrudnienia jest znajomość języka, stąd nasz udział w kursie szwedzkiego. Aby otrzymać tam pracę, trzeba wcześniej przesłać do przetłumaczenia w Sztokholmie dokumenty potwierdzające nasze kompetencje. Na tej podstawie wystawiana jest legitymacja uprawniająca do legalnej pracy w Szwecji w danym zawodzie.

W radomskich lecznicach internista z drugim stopniem specjalizacji, z co najmniej kilkuletnią praktyką w zawodzie i tak zwanym dobrym nazwiskiem, może zarobić około dwóch tysięcy złotych brutto. Ten sam człowiek w Szwecji będzie "zwykłym" lekarzem pierwszego kontaktu, ale za to zarobi około 10 tysięcy złotych brutto. Rachunek jest prosty - lepiej porzucić ciepłą posadkę w Polsce oraz wyrobioną już opinię wśród pacjentów i zaczynać od początku, ale za znacznie lepsze pieniądze.

- Wbrew pozorom to ogromnie trudna decyzja. Mam żonę i dwie córeczki - siedmio- i dwunastoletnią. Nie jest łatwo rozstać się z nimi na kilka miesięcy. Żona i starsza córka są w stanie pogodzić się z moim ewentualnym wyjazdem, ale młodsza córka nie wyobraża sobie, że mogłoby mnie nie być w domu przez kilka miesięcy. Jeśli zdecyduję się na wyjazd, muszę liczyć się z tą rozłąką - rozważa Piotr Burek.

Polska siostra w cenie

Jedyne co mogą zarzucić polskim pielęgniarkom unijni pracodawcy to słaba znajomość języków obcych. A poza tym są nimi zachwyceni. Dlatego przyjeżdżają do Polski, żeby odbywać z naszymi pielęgniarkami rozmowy kwalifikacyjne, oferują nawet pomoc w nauczeniu się języka. - Pracowały już u nas pielęgniarki z Rumunii i byliśmy z nich bardzo zadowoleni. O polskich pielęgniarkach też słyszeliśmy dużo dobrego, dlatego chcemy dać możliwość pracy tym, które znają język angielski - powiedział nam Daya Thayan, przedstawiciel Kingsley Care Homes w Wielkiej Brytanii, sieci domów opieki nad osobami starszymi, który dwa tygodnie temu egzaminował w Kielcach z angielskiego ponad 30 pielęgniarek.

Halina Rzekęć, przyjechała na te rozmowy aż z Jasła. Pod drzwiami Zakładu Doskonalenia Zawodowego w Kielcach, gdzie odbywał się egzamin kibicował jej mąż. - Żona pracowała już osiem miesięcy w podobnym domu w Grecji, zna grecki w mowie i piśmie, to z angielskim też sobie poradzi - zwierzył się nam. Pani Halina nie była jednak zadowolona z rozmowy: - Kurczę, muszę jeszcze podciągnąć angielski, bo kwalifikacje bardzo im się podobały. Kiedyś uczyłam się angielskiego, ale nie brałam specjalnych lekcji przed rozmową, a przydałyby się. Chciałabym dostać tę pracę. W Polsce za pielęgniarską pensję dużo się nie zwojuje - stwierdziła.

Dorota Szlufik, przewodnicząca świętokrzyskiego Oddziału Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych, wyliczyła, że z naszego regionu wyjechało tylko w tym roku ponad 50 pielęgniarek na roczne kontrakty do krajów Unii Europejskiej, przynajmniej drugie tyle pracuje w tych krajach półlegalnie. Następna kilkudziesięcioosobowa grupa już przygotowuje się do wyjazdu w przyszłym roku. W naszych szpitalach lada chwila zacznie brakować pielęgniarek do opieki nad chorymi.

W szpitalach w naszym regionie pensja pielęgniarek z kilkunastoletnim stażem pracy waha się w granicach 800 złotych miesięcznie "na rękę". Na Zachodzie minimalna płaca w tym zawodzie wynosi 3-4 tysiące złotych.

- Nasza pensja nie ma przełożenia na ciężar odpowiedzialności zawodowej. W polskich szpitalach nie ma takiego komfortu pracy, jak na Zachodzie. Jest wielu chorych i mało personelu, są braki w sprzęcie medycznym. W Szwecji odwrotnie - na jednego pracownika przypada mniej pacjentów niż u nas - opowiada Halina Dyduch, pielęgniarka ze szpitala na Józefowie, która wraz z koleżanką wyjechała do pracy w Szwecji, ale ze względów rodzinnych wróciła do Radomia po dwóch tygodniach. Oprócz niej do Szwecji systematycznie dwa razy w roku wyjeżdża pięć pielęgniarek z przysuskiego szpitala. Przez cztery miesiące pracują tam w domach spokojnej starości.

Co się komu opłaca

Doktor Marek Jodłowski, przewodniczący Świętokrzyskiej Izby Lekarskiej, jest daleki od wpadania w panikę, ale przyznaje, że nie jest dobrze. - Uciekają nam albo bardzo młodzi lekarze, tuż po stażu, albo dobrzy specjaliści, których już nie jest w naszym regionie za dużo: anestezjolodzy, kardiolodzy, radiolodzy, lekarze rodzinni. Za kilka lat, jeśli ta tendencja się utrzyma, możemy mieć problem, bo starsi lekarze odejdą na emerytury, a młodych nie będzie, bo wyjadą do bogatszych krajów Unii. Już teraz całe grupy studentów ostatnich lat akademii medycznych w przygranicznych miastach uczą się szwedzkiego, żeby wyjechać po odbyciu stażu - mówi zaniepokojony.

Wykształcenie lekarza z pierwszym stopniem specjalizacji w Polsce kosztuje przynajmniej kilkanaście tysięcy złotych. W myśl ostatniego rozporządzenia ministra zdrowia lekarz ma obowiązek ustawicznego, systematycznego podnoszenia swoich kwalifikacji, dokształcania się. Za własne pieniądze, bo minister takowych nie daje. Te koszty sprawiają, że opłaca się krajom zachodnim, które mają za mało własnych specjalistów, fundować naszym lekarzom kursy językowe, pomagać przy osiedlaniu się. I tak import polskiego lekarza będzie tańszy niż wykształcenie własnego.

W województwie świętokrzyskim jest tylko około 90 anestezjologów, średnio wypada po czterech na szpital. To jest dosłownie na granicy, żeby mogły odbywać się zabiegi operacyjne. Około 10 anestezjologów już wyjechało lub zamierza to zrobić w najbliższym czasie. Lada dzień może okazać się, że trzeba przesuwać operacje, bo nie ma kto znieczulać chorych.

Doktor Dariusz Węgrzyn, wojewódzki konsultant do spraw anestezjologii ze szpitala w Skarżysku-Kamiennej, nie próbuje nikogo zatrzymywać. - Do czego mam apelować, do ich patriotyzmu? Tu są potrzebne pieniądze w skali całego kraju, a nie jednego szpitala. W Estonii, na Litwie, Łotwie, w Czechach jeszcze przed przystąpieniem tych krajów do Unii Europejskiej przewidziano, że służba zdrowia będzie uciekać tam, gdzie oferują wyższe zarobki, więc państwo zafundowało lekarzom 100 procent podwyżki. Może to nie jest konkurencyjne dla zarobków lekarzy na przykład w Szwecji czy Anglii, ale już godne zastanowienia. Lekarz, który ma rodzinę, po takiej podwyżce raczej zrezygnuje z wyjazdu - uważa.

Desant ze Wschodu?

Doktor Marek Jodłowski, szef Świętokrzyskiej Izby Lekarskiej, przyznaje, że istnieje realne niebezpieczeństwo, że w którymś momencie zabraknie lekarzy do opieki nad chorymi w naszych szpitalach. Co nam pozostanie?

- Import ze Wschodu. Może przyjadą do nas lekarze z Białorusi, Ukrainy znęceni perspektywą polskich zarobków - ironizuje doktor Wojciech Przybylski, dyrektor szpitala w Końskich. - I będą uczyć się posługiwania gastroskopem, bronchofiberoskopem. Na pacjentach, bo jak inaczej.

Nie chodzi tu o żadne narodowościowe uprzedzenia. Po prostu, proces kształcenia lekarzy w Polsce różni się od tego, który obowiązywał w państwach byłego Związku Radzieckiego. W Polsce lekarze są przygotowywani do zawodu ze wszystkich dziedzin, także farmakologii. Otrzymują bardzo solidne podstawy teoretyczne ze wszystkich specjalności medycznych. U naszych sąsiadów za wschodnią granicą główny nacisk kładło się na przygotowanie praktyczne do zawodu i uczono lekarzy jak radzić sobie z konkretnymi, najczęściej spotykanymi schorzeniami. Trudno będzie pogodzić te dwie szkoły.

A może wcale nie trzeba będzie nic godzić. Doktor Dariusz Węgrzyn nie jest przekonany, że lekarze ze Wschodu tak chętnie zasilą nasze szpitale. Niedawno jeden ze znajomych profesorów z kliniki w Polsce, zwrócił się do niego z prośbą, żeby pomógł mu uzupełnić braki kadrowe: - Ty masz tam przyjaciół na Ukrainie, pogadaj z tamtymi lekarzami, przyjąłbym do swojej katedry od razu z dziesięciu.

- Pojechałem, pogadałem, a oni mi na to: "po co mamy przyjeżdżać do Polski, jak nam tutaj dobrze. A jak będziemy chcieli zarobić więcej, pojedziemy na Litwę, albo na Łotwę, tam zarobki lekarzy są wyższe niż u was" - opowiada doktor Węgrzyn. - Ucieczka naszych lekarzy na Zachód do krajów Unii to tylko jedna strona medalu. O tym jeszcze głośno się nie mówi, ale moi koledzy z przygranicznych miast na wschodzie Polski już zaczynają wyjeżdżać do pracy na Litwę i Łotwę.

Ilu już wyjechało?

W tym roku z naszego regionu wyjechało lub wyjedzie do pracy za granicę około 100 lekarzy. Jeśli chodzi o lekarzy z województwa świętokrzyskiego, do bogatszych krajów Unii Europejskiej wyjechało już 37 lekarzy. Ze szpitali z regionu radomskiego 11. Z województwa podkarpackiego zdecydowało się wyjechać 36 lekarzy. Najwięcej lekarzy wyjechało do Anglii, ale wybierali też Szwecję, Niemcy. Szykują się do wyjazdu kolejni lekarze.

Niebezpieczna plaga wyjazdów

Bogdan Zajączkowski, dyrektor szpitala w Przysusze: - W ostatnim czasie odeszło ze szpitala czworo lekarzy. Wszyscy wyjechali do pracy do Szwecji. Pięć pielęgniarek przebywa na urlopach bezpłatnych i w tym czasie też pracują w Szwecji - głównie w domach opieki społecznej. Na Zachodzie zarabiają kilkakrotnie więcej. Rozumiem ich sytuację i dlatego zgadzam się na urlopy bezpłatne, choć przez to nie pracują w naszym szpitalu przez cztery miesiące w roku. Obawiam się jednak, że wyjazdy do pracy za granicę staną się wkrótce plagą. Odejście czterech lekarzy stanowi już duży uszczerbek dla szpitala. Jeśli chętnych do zrezygnowania z pracy w naszym szpitalu będzie więcej, będziemy mieli duży problem. Bez tych pięciu pielęgniarek, które są na urlopach bezpłatnych dajemy sobie radę, ale gdyby chciało wyjechać więcej pań, nie mógłbym już wyrazić im zgody.
Doktor Wojciech Przybylski, dyrektor szpitala w Końskich: - Bardzo żałuję, że doktor Rached zamierza wyjechać. Stracimy bardzo dobrego fachowca, kolegę, który był niezwykle pomocny w wielu sprawach. Co ja mogę zrobić, żeby zatrzymać lekarzy, którzy chcą wyjechać do Unii Europejskiej? Teoretycznie mogę dać jednemu lekarzowi 120 procent podwyżki, ale wtedy przyjdzie do mnie 120 innych lekarzy i powie, że to jest nie w porządku i że oni też chcą tak zarabiać. A na to szpitala nie stać. Jeśli nie będzie rozwiązań w skali całego kraju, stracimy najlepszych fachowców i młodych, dopiero zaczynających pracę lekarzy.
Doktor Maciej Raczek, wicedyrektor Szpitala Miejskiego imienia Świętego Aleksandra w Kielcach: - Z mojego szpitala wyjechało już dwóch anestezjologów i jeden kardiolog. Nie wiem czy inni też nie wyjadą. Na razie na miejsce tych dwóch lekarzy przyjąłem dwóch anestezjologów ze szpitala w Czerwonej Górze i jakoś dajemy sobie radę z zabiegami. W miarę możliwości staramy się anestezjologom jakoś pomóc, uatrakcyjnić warunki pracy, ale co my im możemy zaproponować? Nasze pensje w porównaniu z tymi w Anglii i Niemczech są żenująco niskie. Tam dostają prawie 10-krotnie więcej i nie muszą myśleć, że brakuje leków czy sprzętu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Biała ucieczka - Echo Dnia Świętokrzyskie

Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie