Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bogdan Dziuba biega dzięki… harcmistrzowi

Arkadiusz KIELAR [email protected]
Z pucharem za wygraną w plebiscycie sportowym „Echa Dnia”.
Z pucharem za wygraną w plebiscycie sportowym „Echa Dnia”. Fot. Zdzisław Surowaniec
Bogdan Dziuba, zwycięzca plebiscytu sportowego "Echa Dnia" w powiatach stalowowolskim i niżańskim, jest niestym gościem we własnym domu.

Dziennie przebiega 30 kilometrów, czy śnieg, deszcz czy skwar. Zna język słowacki, a w nagrodę kiedyś dostał… chlebak. Bogdan Dziuba, zwycięzca XVI Plebiscytu "Echa Dnia" na Najpopularniejszych Sportowców w Powiatach Stalowowolskim i Niżańskim, nie miał przed nami tajemnic.

Biegacz Victori Stalowa Wola, który mieszka w Jastkowicach, a wychowania fizycznego uczy jako nauczyciel w Zespole Szkół w Pysznicy, ma 36 lat, ale kończyć kariery wcale jeszcze nie zamierza. Według niego, to jest właśnie najlepszy czas dla lekkoatlety, który startuje w biegach ulicznych.

WYGRAŁ MARATON

Dziuba to jedna z najbardziej znanych i popularnych postaci w naszym regionie, jeżeli chodzi o reprezentantów lekkiej atletyki. Regularnie wygrywa Bieg Niepodległości 11 listopada i Bieg po Zdrowie z okazji święta Konstytucji 3 Maja w Stalowej Woli, triumfował także w tarnobrzeskim Biegu Siarkowca. Ale na koncie ma znacznie więcej osiągnięć. Wygrywał w przeszłości między innymi Puchar Karpat, na który składały się biegi górskie w Polsce, na Słowacji i w Czechach, był drugi w maratonie w Belfaście w Irlandii Północnej, wygrał maraton w stolicy Słowacji Bratysławie, stawał na podium w biegach w Czechach, Austrii, Włoszech. A w Irlandii zajął w Mistrzostwach Świata Drużyn Wojskowych piąte miejsce drużynowo w biegach przełajowych, gdy był w wojsku i reprezentował barwy Oleśniczanki Oleśnica. Zaczynał jednak w Stali Stalowa Wola, a wypatrzył go nie kto inny, jak trener-legenda Stanisław Anioł.

- Mieszkam w Jastkowicach, gdzie chodziłem do szkoły podstawowej, teraz kończę zresztą akurat budowę domu w tej miejscowości. I pojechałem kiedyś jako uczeń podstawówki na szkolne zawody w biegach do Stalowej Woli. Zobaczył mnie trener Anioł i zaproponował treningi w Stali. Tak się zaczęła moja przygoda z bieganiem - wspomina Bogdan Dziuba. - A to, czy ktoś ma predyspozycje, naprawdę widać, ja, gdy jestem teraz także nauczycielem, również wypatruję lekkoatletyczne talenty w Pysznicy.

NA WŁASNY KOSZT

Trener Anioł dodaje, że na zawody, w których wypatrzył młodego Dziubę, jego zawodnika przyprowadził… harcmistrz. Bo biegacz udzielał się za młodu także w harcerstwie w Jastkowicach.

- Biegi to moje życie i nie zamieniłbym ich na żadną inną dyscyplinę sportu - deklaruje Bogdan Dziuba. - Piłkarze czy koszykarze mają pensje w klubach, a my, biegacze, możemy dostać najwyżej nagrody w zawodach, w których bierzemy udział. Ja mogę sobie w ten sposób tylko dorobić do skromnej pensji nauczyciela. A nie ma mnie nieraz całymi dniami w domu, ale cóż, tak sobie sam wybrałem (śmiech).
Trening biegacza to dziennie 20-30 kilometrów. Zawody to jeszcze większy wysiłek. Jak mówi Bogdan Dziuba, gdy startuje w maratonie, nieraz wręcz pada ze zmęczenia.

- Na zawody jeżdżę najczęściej na własny koszt - dodaje. - Często za granicę, ostatnio nie dojechałem do Austrii, bo zepsuł mi się samochód. Cóż, moje dzieci: 7-letnia Julia, 6-letni Michał i 4-letni Wiktor, gdy wyjeżdżam, najpierw cieszą się, że im coś przywiozę fajnego z zagranicy, ale po trzech godzinach już dzwonią do mnie, że im za mną tęskno. Podziwiam za cierpliwość także moją żonę Danutę, która oczywiście nie jest zadowolona, że ciągle mnie nie ma. Nieraz przychodzę do domu ze szkoły, przebieram się i idę trenować. Ale staram się jakoś to rodzinie wynagrodzić, jak jestem w domu. Może nie gotuję, choć i to czasami mi się zdarza, jak trzeba, ale na przykład sprzątać już potrafię całkiem nieźle (śmiech). No i oczywiście poświęcam jak najwięcej czasu swoim dzieciakom. Może któreś z nich zresztą pójdzie w ślady taty i też będzie biegać. Na razie najstarsza Julia, która idzie w tym roku do komunii, przejawia bardziej zdolności artystyczne, lubi śpiewać i tańczyć, chodzi na zajęcia do Domu Kultury w Pysznicy.

WAKACJE NA SŁOWACJI

Nagrody w zawodach, w których startuje Bogdan Dziuba, zdarzają się przeróżne.
- Największą nagrodą, jaką dostałem, to była nagroda pieniężna, w euro, po wygranej w Bratysławie, w maratonie cztery lata temu - zdradza lekkoatleta. - Na złotówki wyszło 10 tysięcy złotych, naprawdę nieczęsto zdarza się taka stawka. Ale startowałem też w wielu zawodach za "uścisk dłoni" i dopłacałem do tego, by wziąć w nich udział. Dla mnie jednak bieganie jest najważniejsze, bez względu na nagrody. Te zdarzały się zresztą ciekawe. Raz dostałem dziwnie wyglądający pakunek i mocno zastanawiałem się, co to takiego. Gdy rozpakowałem, okazało się, że to… chlebak. Zdarzyło się też, że dostałem butelkę wina.

Ciekawostką jest to, że Bogdan Dziuba, oprócz Victorii Stalowa Wola, reprezentuje też barwy słowackiego klubu JM Bardejov.

- Kiedyś, gdy studiowałem wychowanie fizyczne w Krośnie, startowałem w zawodach w Iwoniczu, które wygrałem, a startowali w nich też Słowacy. No i przedstawiciele Bardejova zaproponowali mi, bym wziął udział także w biegu w ich mieście, w których zająłem trzecie miejsce. Wtedy zaproponowali mi współpracę, która trwa już ponad 10 lat - wyjaśnia Bogdan Dziuba. - Startuję w wielu imprezach u naszych południowych sąsiadów, a Słowację zjeździłem wszerz i wzdłuż, znam ją lepiej niż Polskę. Na wakacje jeżdżę też z rodziną do tego kraju, znam słowacki, chociaż lepiej rozumiem, co do mnie mówią, niż się porozumiewam. Ale słowacki i polski są do siebie podobne, więc nie ma z tym kłopotów.

ŻONĘ POZNAŁ NA PRYWATCE

Bogdan Dziuba deklaruje, że póki będzie miał siłę i zdrowie, będzie biegał nadal, mimo 36 lat, które skończy w tym roku. Może nawet do czterdziestki…

- To nie jest jeszcze wcale zły wiek, w którym obecnie jestem, do biegania. Jeżeli chodzi o wydolność organizmu, jest właściwie bardzo dobrze, chociaż wiadomo, że szybkość nie jest już ta. Ale jeżeli chodzi o starty na przykład w maratonach, to jestem w stanie nadal osiągać dobre rezultaty - tłumaczy biegacz Victorii. - Czy mam jakieś przesądy lub talizmany, które zabieram z sobą na zawody? Nie jestem przesądny, ale czasami dostaję przed startem od żony… kopniaka na szczęście, żeby noga się dobrze "kręciła". Ale żony nie poznałem wcale "w biegu" (śmiech), tylko na prywatce u znajomych. Rodzina zawsze mocno trzyma za mnie kciuki, na nią zawsze mogę liczyć. Jedyne, co mnie tylko w dzisiejszych czasach zastanawia, to podejście młodzieży do sportu. Za moich czasów, gdy nauczyciel wychowania fizycznego pytał nas, kto chce wystartować w zawodach szkolnych, podnosił się las rąk. Dzisiaj trzeba dzieciaki właściwie do startów namawiać. Ale cóż, takie są teraz czasy, w dobie komputerów i innych rozrywek. Bieganie jednak, według mnie, zawsze będzie popularne. Cieszę się, że robię to, co kocham.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie