MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Cie, choroba!

Zdzisław SUROWANIEC

Janusza Ciska, wiceprezydenta Stalowej Woli, rozbolał kręgosłup. Alfred Rzegocki były prezydent Stalowej Woli, Ryszard Kardasz, były szef huty i kilku innych znanych panów chorowało dopóki nie znaleźli nowej pracy. Czy to możliwe, by w sytuacji, gdy jest się zagrożonym w pracy nagle masowo przychodziła choroba?

Janusz Cisek, człowiek z tytułem doktora, historyk, wsparł wybór Andrzeja Szlęzaka na prezydenta Stalowej Woli. Został wiceprezydentem. Przyjaźń między panami załamała się po dwóch latach od wyborów, kiedy Cisek wziął udział w próbie dogadania się prawicowych radnych, co jego szef, czyli prezydent ocenił jako nielojalność. Wtedy jedna z gazet napisała, że Szlęzak odwoła swojego zastępcę. Prezydent pewnie by tak zrobił i ogłosiłby to na zwołanej już konferencji prasowej, ale nie zdążył. Cisek poszedł na zwolnienie chorobowe.

Będąc już na zwolnieniu, przyszedł jeszcze na konferencję prasową i bronił swoich racji. Przyznał także, że powodem jego dolegliwości jest choroba kręgosłupa. To był listopad ubiegłego roku. Na zwolnieniu jest do dziś.

Zdrowe pieniądze

Ile kosztuje choroba wiceprezydenta, który teraz - jak usłyszeliśmy w telefonicznej rozmowie od jego matki, leczy się w sanatorium? Jego pensja wynosi 7900 zł brutto, do ręki powinien brać 6400 zł. Chorując otrzymuje z Zakładu Ubezpieczeń Społecznych 80 procent tej kwoty. Mimo choroby Urząd Miasta co miesiąc wypłaca Ciskowi 290 zł wysługi lat. Cisek już przechorował pół roku, komisja lekarska przedłużyła mu zwolnienie o kolejne trzy miesiące (w sumie może chorować do dziewięciu miesięcy). Pierwszy miesiąc zwolnienia obciążył kasę Urzędu Miasta, za kolejne miesiące chorowania płaci ZUS. Jeżeli Cisek wróci po dziewięciu miesiącach choroby do pracy i otrzyma od prezydenta wypowiedzenie, to przez dwa miesiące będzie jeszcze brał prezydenckie apanaże w ramach wypowiedzenia, bez konieczności świadczenia pracy. Do września.

Oczywiście, Janusz Cisek chorując może chodzić i chodzi. W maju był na przykład na spotkaniu rzemieślników z posłem Platformy Obywatelskiej Zytą Gilowską. Zagląda także do Urzędu Miejskiego. - I domaga się przydziału mydła i ręczników, co uważam jest przeżytkiem komunistycznym - powiedział nam rzecznik prezydenta Bartosz Kopyto.

- Janusz Cisek zostając wiceprezydentem dostarczył zaświadczenie lekarskie potwierdzające jego zdolność do pracy - twierdzi rzecznik prezydenta. Przypomina sobie także, jak kilka dni przed pójściem Ciska na "chorobowe" grał z nim w koszykówkę. - Miał kondycję lepszą ode mnie - zapewnia. Gdzieś nawet ma zdjęcia wiceprezydenta Ciska biorącego udział w meczu street ball.

Nie mogliśmy się skontaktować z Januszem Ciskiem. Jego matka odmówiła podania telefonu komórkowego.

Chrypka

Wojciech Trajer został prezesem Przedsiębiorstwa Energetyki Cieplnej w Stalowej Woli zaraz po tym, jak w mieście zmieniły się rządy, czyli kiedy prezydentem został Andrzej Szlęzak. Kiedy w październiku pojawił się na sesji Rady Miejskiej, przepraszał, że na pytania będą odpowiadać jego zastępcy, bo on ma chore gardło. Jednak w końcu zebrał siły i zabrał głos.

Zaczął na dobre chorować od 23 marca tego roku i choruje do dziś. W PEC zrobiło się wtedy gorąco, z tygodnia na tydzień narastał spór o to, kto ma wypłacać lokatorom nadpłaty za ciepło. Prezydent zapewniał że mimo tego, że Trajer przebywa na zwolnieniu chorobowym, jego podpisy na dokumentach mają moc prawną. Konflikt jednak tak się zaognił, że w połowie kwietnia prezydent odwołał Trajera ze stołka prezesa, mimo tego że przebywał na zwolnieniu. Rada nadzorcza powołała wtedy na jego miejsce tryskającego zdrowiem młodego Andrzeja Szymonika.

- Trajer jako prezes zarabiał brutto 7700 zł miesięcznie - podał nam rzecznik prasowy prezydenta. Trajer uważa, że przy jego odwołaniu prezydent złamał prawo. Zaskarżył decyzję w Sądzie Okręgowym w Rzeszowie (na wyrok może czekać nawet dwa lata). Choroba nie przeszkadza mu wysyłać sterty pism do różnych instytucji, gdzie dochodzi swoich racji.

Buch słuchawką!

- Piszę o władzy, która ucieka na zwolnienia chorobowe - tak zacząłem rozmowę telefoniczną z Trajerem. - Chce mieć pan sprawę w sądzie? - zagroził. - Czy ja uciekłem na zwolnienie? Nie, wcześniej byłem na zwolnieniu lekarskim. A wie pan, od kiedy byłem na zwolnieniu chorobowym i co jest z moim zdrowiem? No, od kiedy? Jak pan nie wie, to niech pan nie pisze, a jak pan napisze, to zrobię panu sprawę. Pociągnę do końca. Dziękuję, do widzenia - zakończył rzuceniem słuchawki.

Za kilka minut Trajer zadzwonił do redakcji i powiedział: - Nie uciekłem na żadne zwolnienie. Nie uciekłem! A czy napisze pan o Wiewiórce, Koziarskim, Kardaszu, Rzegockim? - wyliczał po kolei nazwiska byłego prezesa Miejskiego Zakładu Komunikacji, byłego zastępcy poprzedniego prezesa PEC, byłego prezesa Huty Stalowa Wola i byłego prezydenta miasta.

Jak się okazuje, Alfred Rzegocki po skończonej kadencji poszedł z fotela prezydenta od razu do pracy w MZK. Dopiero, kiedy zorientował się, że jego stanowisko będzie likwidowane (oficjalnym powodem była restrukturyzacja spółki, ale mówiło się również, że kierownictwo zakładu chce się pozbyć byłego prezydenta), skorzystał ze zwolnienia chorobowego. Skończył chorować, kiedy znalazł pracę i został prezesem jednej ze spółek w Hucie Stalowa Wola.

Sanatorium po pracy

Ryszard Kardasz, były prezes Huty Stalowa Wola, przyznaje: - Rzeczywiście po tym, jak przed dwoma laty przestałem być prezesem, wyjechałem do sanatorium. Ale po przyjeździe z leczenia zaraz poszedłem do nowej pracy. Przede wszystkim nie wziąłem z huty odprawy, ani złotówki! - zapewnia.

Były szef huty zachował pogodę ducha i nie ucieka od wspomnień z końca swojej kadencji, jednego z najcięższych okresów, jakie przeżył: - Najgorsze jest to, że człowiek ma pomysły, zmaga się z ich wprowadzeniem i to się wszystko naraz urywa. Na przykład wiedziałem, że za chwilę dostanę pieniądze za transporter MTLB, bo został podpisany kontrakt, że były symptomy końca kryzysu gospodarczego w Ameryce, widziałem perspektywy poprawy. Wszystkie przemiany, jakie prowadziłem w zakładzie zostały nagle przerwane i to było stresujące. To jest coś takiego, jakby się budowało dom i ktoś uniemożliwił pokrycia go dachem.

- Na takim stanowisku, jakim jest stanowisko prezesa HSW ciągle jest się na wysokich obrotach, w kieracie. Nawet w soboty i w niedziele jest wiele telefonów i narad. I nagle się wypada za burtę, nagle brakuje tłumów, tłoku. Trudno jest się przestawić. Mało tego, człowiek na stanowisku przyzwyczaja się do wygód. Byłem wożony przez kierowcę samochodem i nagle to wszystko się skończyło - opowiada o tym szczerze, bez naciągania siłą na zwierzenia.

- Na imieniny na Ryszarda dostawałem trzysta wiązanek. Kiedy przestałem być prezesem, zostali przy mnie tylko najbliżsi. No ci, którzy naprawdę zawsze szczerze mi życzyli. Mniej jest wtedy sztucznych uprzejmości - ocenia stan po tym, jak przestał być prezesem.

Pomysł na życie

Jak sobie poradził ze złapaniem równowagi? - Przede wszystkim trzeba mieć jakiś pomysł na życie. Od razu chciałem być aktywny - wspomina. - Jako prezes huty byłem jak minister, restrukturyzowałem, sprzedawaliśmy spółki, oddłużaliśmy je, składaliśmy wnioski o upadłość. Więcej się u nas działo niż w całym sektorze obronnym - opowiada o swojej aktywności były szef największego zakładu na Podkarpaciu. Dodaje, że był wtedy przekonany, że wszystko umie.

Po tym, jak nie został prezesem na kolejną kadencję, Kardasz związał się z warszawską firmą "Bumar". - W hucie wpadłem w rutynę. Tymczasem nowe środowisko wyzwala inicjatywy. W spontaniczności rodzą się pomysły - opowiada o nowej pracy.

- Wyzwoliłem się z huty po kilku miesiącach. Do końca nie, bo tu w Stalowej Woli mam dom, tu mieszkam i nie chciałbym, żeby w hucie działo się źle. Huta dalej ma przewagę nad innymi zakładami... - Ryszard Kardasz mówił dalej o atutach, jakie ma ten zakład.

Awans po chorobie

Chorobą zakończył swoje urzędowanie Tadeusz Peszek, burmistrz Niska. Ale to był szczególny przypadek. Kilka tygodni przed upływem kadencji spowodował kraksę samochodową i mocno pokiereszowany trafił do szpitala. Do pracy już nie wrócił. Grupa jego przeciwników domagała się, aby zrezygnował ze stanowiska burmistrza, ale nie udało im się przeforsować odwołania. Peszek nie zrezygnował i dotrwał do końca - na chorobowym i na stanowisku.

Swoje odchorował także obecny wicestarosta stalowowolski Stanisław Turek. Kiedy był dyrektorem Liceum Ogólnokształcącego imienia Komisji Edukacji Narodowej, nie wygrał konkursu na to stanowisko. Poszedł na "poratowanie zdrowia". Miał jednak szczęście, bo Sojuszu Lewicy Demokratycznej w wyborach samorządowych zyskało na tyle silną pozycję w mieście i powiecie, że otrzymał posadę w samorządzie i przestał chorować.

Teraz na zwolnienie chorobowe poszedł Jan Kiszka, odwołany 2 czerwca ze stanowiska prezesa Huty Stalowa Wola. Tradycja nie ginie.

Kontrola orzekania o czasowej niezdolności do pracy

Małgorzata Bukała, rzecznik prasowy oddziału Zakładu Ubezpieczeń Społecznych w Rzeszowie: - Każdy z ubezpieczonych podlega jednakowym zasadom oceny zdolności do pracy, bez względu na rodzaj wykonywanej pracy i zajmowane stanowisko. Prawidłowość orzekania o czasowej niezdolności do pracy z powodu choroby oraz wystawiania zaświadczeń lekarskich o czasowej niezdolności do pracy, podlega kontroli, którą wykonują lekarze orzecznicy ZUS. O przeprowadzenie kontroli może wystąpić wydział zasiłków ZUS, pracodawca, lekarz orzecznik. Jeżeli po analizie dokumentacji medycznej i po przeprowadzeniu bezpośredniego badania orzecznik ZUS określi datę ustania czasowej niezdolności do pracy wcześniejszą niż orzeczona w zaświadczeniu lekarskim, to za okres od tej daty zaświadczenie lekarskie traci ważność.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie