Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Cztery kataklizmy w ciągu dziewięciu lat. Czy to nie za dużo jak na jedną rodzinę?

Katarzyna SOBIENIEWSKA-PYŁKA
Ten pokój przed majowa powodzią nazywał się białym pokojem.
Ten pokój przed majowa powodzią nazywał się białym pokojem. Fot. Archiwum prywatne
W ciągu ostatnich dziewięciu lat przeżył trzy powodzie i pożar. Tracił wszystko i odbudowywał. Dariusz Chudy z Trześni koło Gorzyc, coraz częściej słyszy od swojej rodziny: Co dalej z nami będzie? I coraz trudniej mu na nie odpowiedzieć.
Popowodziowa breja oblepiła cały dom.
Popowodziowa breja oblepiła cały dom.

Popowodziowa breja oblepiła cały dom.

Po raz pierwszy żywioł zabrał mu wszystko w 2001 roku, kiedy gminę Gorzyce nawiedziła powódź. Stracił swój dom i pieczarkarnię, która była szansą na lepszy los. Ale mimo kredytów, kłopotów jakie przyniosło życie nie stracił tego, co pomogło mu przetrwać - nadziei. - Musiałem jakoś żyć i się nie dawać - mówi Dariusz Chudy. - Mam żonę, troje dzieci. Trzeba się było wziąć w garść.

ŻYCIE NA KREDYT

A łatwo nie było. Wziął 38 tysięcy złotych kredytu. Kiedy żywioł zniszczył dom zdążył spłacić jedynie 10 tysięcy. Plany, by zarobić na pieczarkach coraz trudniej mu było realizować. Zabrakło na zakup aparatury, która miała sterować temperaturą i wilgotnością powietrza w pieczarkarni. Pieczarki więc nie obrodziły tak jak by się tego spodziewał. Nie było też wielkich zysków. Trzeba było pożyczać następne pieniądze od znajomych, wyprowadzić się z domu, by jakoś wyremontować go po powodzi. Na szczęście znaleźli się ludzie, którzy pomogli przetrać ten trudny czas.

Rodzina Chudych znalazła dach nad głową w mieszkaniu kolegi, jednak właściciel mieszkania chciał go sprzedać. Pewnie w niczym, by to nikomu nie przeszkadzało, gdyby nie kolejna katastrofa, która spadła na Chudych jak grom z jasnego nieba. 24 marca 2004 roku w ich domu i w pieczarkarni wybuchł pożar, który strawił dach i część parteru.

Dariusz Chudy chodził od drzwi do drzwi, by znaleźć pomoc. Gminny Ośrodek Pomocy Społecznej zaproponował tysiąc złotych. Pomagali mieszkańcy gminy Gorzyce. Znalazło się mieszkanie, w którym mogli znaleźć schronienie i kiedy już powoli rodzina Chudych jakoś zaczynała sobie radzić, żona pana Dariusza, Marta straciła pracę w księgarni.

REMONT TRWAŁ LATAMI

- Właściwe od tamtej pory żona nigdy nie pracowała na stałe - mówi pan Dariusz. - Czasem trafiało się coś dorywczego.

A żyć trzeba było i znów się odbudowywać. Dzieci coraz starsze- bliźniaki Tomasz i Zuzanna mają dziś po 13 lat, najstarszy Krzysztof - 17.

Ale powoli, z dnia na dzień remontowali raz już zatopiony i raz spalony dom. - Spędzaliśmy całe godziny na pracy przy domu - wspomina Dariusz Chudy. - Chcieliśmy, by wszystko było tak jak trzeba. I powoli, małymi kroczkami dopinaliśmy swego.

Remontowane pokoje dostawały swoje nazwy. Jeden był biały, inny niebieski. Serce rosło, gdy patrzyło się na postępy tych prac.

TRAGICZNY MAJ 2010

Aż w końcu jesienią 2009 roku pięcioosobowa rodzina Chudych wróciła do swojego domu w Trześni. Wydawało się, że zły los już odpuścił. Że dawne koszmary można puścić w niepamięć i zacząć życie od nowa. W końcu jeszcze czuł się na tyle młody , by spokojnie pomyśleć o przyszłości. Jeszcze ten jeden raz. Tak się wtedy wydawało. Cała rodzina w to wierzyła.

I przyszedł maj tego roku. I nawet kiedy do Chudych dotarła informacja o tym, że przerwało wał w Koćmierzowie i Wisła zalała prawobrzeżny Sandomierzy i idzie na Tarnobrzeg, mogli jedynie współczuć powodzianom, boi sami dokładnie wiedzieli jak to jest: ucieczka z domu, zniszczenia, tułanie się po obcych katach. Wspomnienia sprzed 9 lat były jeszcze dość silne i wciąż budziły te okropne emocje.

Ale nikt w Trześni nie spodziewał się, ze mała rzeczka Trześniówka przerwie wały i zabierze znów dobytek Chudych i ich sąsiadów, że woda dotrze do Sokolnik.

- To było straszne - mówi Dariusz Chudy. - Znów uciekaliśmy z domu, nagle zostawiliśmy wszystko co udało nam się wyremontować. Woda zabierała kolejne lata wyrzeczeń i kolejne marzenia.

WIELKIE POBOJOWISKO

Trafili do 30-metowergo mieszkania w Tarnobrzegu. Bez specjalnych wygód, ale z dala od wody. Kilka dni po powodzi pojechali oglądać dom, przypominał on wielkie pobojowisko. - To był starszy widok - mówi Dariusz Chudy z trudem ukrywając żal paraliżujący gardło. - Całe lata mozolnej pracy i te pytania rodziny: Co teraz z nami będzie?

- Wrócimy do domu - zapewniał dzień po dniu pan Dariusz.

Woda zaczęła schodzić. I zaczęło się wielkie sprzątnie. Wydobywanie spod wody resztek tego, co gromadzili latami. Większość mebli i ulubionych przedmiotów nadawało się już tylko do wyrzucenia. Jeśli nie zostały zniszczone, do odór popowodziowej brei był nie do wytrzymania. Zdążyli trochę uprzątnąć, trochę wyrzucić i wtedy, w ubiegłym tygodniu tuż po Bożym Ciele nadeszła kolejna fala wody.

- Teraz tkwimy jak w próżni, w zupełnym zawieszeniu - przyznaje pan Dariusz. To już nie ten sam człowiek, który jeszcze kilka dni temu miał nadzieję, że uda się po raz kolejny udźwignąć ciężar kolejnej katastrofy, która dotknęła jego rodzinę.

WODA WCIĄŻ NIE OPADA

Dziś na pytanie o to co dalej już nie znajduje odpowiedzi. Czeka, co przyniosą kolejne dni, kolejne godziny. I słucha wiadomości płynących z radia i telewizji, ze Polskę czeka trzecia fala powodziowa, która ma przejść w przyszłym tygodniu.

Do swojego zalanego domu nawet nie ma jak dojechać. Na szczęście w okolicznych domach zostali sąsiedzi i to oni informują go o tym, co dzieje się w okolicy. Od czasu do czasu próbuje dojechać samochodem, jak najbliżej się da, ale woda schodzi bardzo powoli, więc o prawdziwym powrocie nie ma mowy. Bo, czy jeszcze jest do czego wracać? - zastanawia się 45 letni mężczyzna, któremu ostatnie dni odbierają już siły do walki.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie