Pierwsi świadkowie zostaną przesłuchani na najbliższej, wtorkowej rozprawie przed tarnobrzeskim Sądem Okręgowym, w procesie domniemanych członków zorganizowanej zbrojnej grupy przestępczej dokonującej rozbojów. Wczoraj wyjaśnienia złożył ostatni oskarżony - Mariusz D., który miał założyć i kierować grupą.
- Nie przyznaję się do zarzutów. Nieprawdą jest, że kierowałem jakakolwiek, grupą przestępczą, że werbowałem kogokolwiek, że przygotowywałem plany napadów, że organizowałem je, że zleciłem spalenie dyskoteki w celu wyłudzenia odszkodowania - serią zaprzeczeń rozpoczął składanie wyjaśnień oskarżony Mariusz D.
41-latek bardzo szczegółowo opisywał przed sądem swoją działalność w branży gastronomiczno-rozrywkowej, prowadził dyskotekę "Rzeźnia" w Baranowie Sandomierskim, pub w Tarnobrzegu, restaurację w Zawichoście, był także serwisantem sprzętu - stołów bilardowych, automatów do gier, automatów do gry w lotki. W swoich wyjaśnieniach odnosząc się do zarzutu zlecenia spalenia dyskoteki "Rzeźnia", Mariusz D. mówił o kulisach przejęcia tego lokalu od poprzednich właścicieli (popadli w długi, które on spłacił i odkupił udziały), o swoich relacjach z pracownikami, o wydarzeniach sprzed pożaru (miała być wcześniej próba podpalenia oraz żądanie haraczu).
- Ja wtedy oskarżonego Jacka P. w ogóle nie znałem, nie znałem też Wojciecha B. i Tomasza K., więc to są pomówienia, że Jacek P. u mnie pracował, a pozostali dwaj mieli dokonać podpalenia - argumentował. - Nieprawdą jest także to, że Jackowi P. w Grębowie przekazywałem reklamówkę z pieniędzmi po napadzie w Stalowej Woli, bo go nie znałem w tamtym czasie.
Oskarżony przekonywał, iż w czasie, kiedy dokonano zarzucanych mu przestępstw (podpalenie dyskoteki, napad na bank w Gościeradowie, rozbój na właścicielu kantoru w Krzątce, rozbój na pracowniku firmy Wtórstal), był w zupełnie innych miejscach.
- Kiedy był napad na bank, dowiedziałem się telefonicznie od żony, że policja szuka czerwonego samochodu. Jak sobie przypominam, w tym czasie byłem w Tarnobrzegu w warsztacie samochodowym bo cofając wjechałem w słupek przy garażach na Kamionce. Znam ten bank, obok niego siedzibę miała moja firma z usługami serwisowymi i miedzy innymi w tym banku wymieniałem bilon z automatów - wyjaśniał. - Z kolei w czasie, kiedy doszło do napadu w Krzątce, byłem przy lokalu w Tarnobrzegu i przyjmowałem towar. Zadzwonił Marek Z. i powiedział, ze samochód mu się zepsuł w Nowej Dębie, żebym go przywiózł. Tak zrobiłem.
Oskarżony o kierowanie grupą przestępczą sporo uwagi poświęcił osobie prokuratora, zarzucając mu bezprawne działania.
- Byłem szantażowany i zastraszany przez prokuratora. Mówił, że jeśli podpisze dokumenty na jakieś osoby to nie będę tymczasowo aresztowany - twierdził Mariusz D. - Proponował pójście na współpracę. Nieprawdą jest to, co Jacek P. i Tomasz K., którzy mnie pomawiają, że z żalu się przyznali. Prokurator także im proponował pójście na współpracę, posługując się zasadą "dajcie mi człowieka a znajdę na niego paragraf".
Domniemany szef grupy przestępczej mówił też o tym, że współoskarżony Tomasz K. przyznaje się do udziału w napadzie na stację paliw w Nisku, za co w 2005 roku skazany zostały trzy inne osoby, które odbyły już karę.
- On się jest w stanie do wszystkiego przyznać, aby spełnić oczekiwania prokuratora i zasłużyć na nadzwyczajne złagodzenie kary - dodał.
Pomiędzy relacjami oskarżonego Mariusza D. i obciążających go oskarżonych Jacka P. i Tomasza K. pojawiło się kilka nieścisłości, które sąd starał się zweryfikować poprzez konfrontację. Każdy trzymał się swojej wersji a różnice tłumaczył niepamięcią spowodowaną upływem czasu.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?