MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Grzegorz Sudoł marzy o podium w Londynie

Piotr SZPAK [email protected]
Obecnie Grzegorz trenuje w komfortowych warunkach w hiszpańskim Guadix.
Obecnie Grzegorz trenuje w komfortowych warunkach w hiszpańskim Guadix. archiwum
Lekkoatleta z Nowej Dęby Grzegorz Sudoł wojażuje po świecie by jak najlepiej przygotować się do startu w Igrzyskach Olimpijskich w Londynie

Najpierw była Portugalia, później Hiszpania, znów Portugalia, Republika Południowej Afryki i teraz znów jest Hiszpania. Specjalizujący się w chodzie sportowym wychowanek Stali Nowa Dęba Grzegorz Sudoł pokonuje dziennie wiele kilometrów by jak najlepiej przygotować się do Igrzysk Olimpijskich w Londynie.

Sudoł już dwukrotnie dostąpił zaszczytu występu w Igrzyskach Olimpijskich. Startował w 2004 roku w Atenach i 2008 w Pekinie. Teraz chciałby wystąpić po raz trzeci. Z roku na rok jego forma rośnie. Przed dwoma laty odniósł życiowy sukces zdobywając brązowy medal rozegranych w Barcelonie Mistrzostw Europy.

ZACZĄŁ W BUSKU

Marzy mu się teraz podium w Londynie. By na tym podium stanąć, trzeba wykonać heroiczną pracę. Na pierwsze zgrupowanie w sezonie przygotowawczym nowodębianin udał się na Teneryfę jeszcze w listopadzie. Była to miejscowość Puerto de La Cruz. Tam rozpoczął pierwsze poważniejsze treningi po kontuzji.

- Było ciężko a każdy dłuższy po sobie trening był bardzo ciężki do wykonania nie tylko ze względów fizycznych ale i psychicznych. Muszą wspomnieć, że tak naprawdę rozpocząłem przygotowania od pobytu w sanatorium w Busku Zdrój, a za opiekę tam dziękuję panu dyrektorowi Leszkowi Pamule. Po kontuzji, jaką odniosłem podczas mistrzostw świata w Korei Południowej był długi okres leczenia, rehabilitacji, wzmacniania. Dużą pracę wykonaliśmy wraz z Arturem Kapkiem - moim terapeutą. Miałem chwile zwątpienia, gdy odczuwałem nadal ból. Trener Ilia Markov oraz Artur wspierali mnie w tym. Wspierali znajomi, rodzina oraz moi dotychczasowi sponsorzy: firma ACTION S.A z panem Piotrem Bielińskim na czele, firma Farma Projekt oraz Hotel Galicja w Ulanowie i jego właściciele Katarzyna i Damian Sobiło. W tym miejscu należy wspomnieć, że mój szef z Akademii Wychowania Fizycznego w Krakowie (gdzie Grzegorz Sudoł wykłada) profesor Edward Mleczko "wygonił" mnie do leczenia - na urlop na podratowanie zdrowia i nakazał trenować aż do Igrzysk Olimpijskich w Londynie. Nie miałem zatem innego wyjścia. Była we mnie sportowa złość i chęć udowodnienia, że to był tylko wypadek w drodze po medal Igrzysk w Londynie - mówi Grzegorz.

PRZEGRANY ZAKŁAD

Teneryfa to był pierwszy poważniejszy trening w okresie przygotowawczym do sezonu, który miał w dobrych warunkach wprowadzić do Grzegorza do pracy, ustabilizować technikę, nie ślizgając się po śniegu czy nie marznąc z zimna w Polsce. Zadanie to zostało wykonane.

- Miałem chwile zwątpienia, gdy mój trener był…lepszy ode mnie! Destrukcyjnie w pierwszej fazie, ale też i mobilizująco w drugiej zadziałał na mnie zakład z trenerem, iż po tych dwóch tygodniach zgrupowania przejdzie pięć kilometrów w czasie poniżej 21 minut. Dokonał tego uzyskując 20,47, co spowodowało, iż przegrałem. Przyszły myśli, że ja bym na chwilą obecną tak nie przeszedł. W końcu to były mistrz świata i Europy oraz wicemistrz olimpijski. Zebrałem się do bardzo ciężkiej pracy raz jeszcze. W wolnej chwili zwiedziliśmy trochę wyspę, byłem na wulkanie, w Loro Parku - mówi Grzegorz.

CHWILE Z RODZINĄ

Kolejne zgrupowanie w Portugalii, w miejscowości jakże dobrze mu znanej - Monte Gordo, w której uwielbia przebywać było już zdecydowanie łatwiejsze. Praca zaczynała być widoczna, a trening przyjemniejszy i pozbawiony prawie zupełnie bólu. Jeszcze tylko po długich treningach dolegliwości dawały znać o sobie, ale szybko zanikały. Zaczynał coraz mocniej wierzyć - mając potwierdzenie - że wszystko zmierza w dobrym kierunku. To był czas prawie trzech tygodni spokojnej, ale już dość pokaźnej objętościowo i prędkościowo pracy.

- Po powrocie ze zgrupowania i pierwszym dniu świąt pojechałem do ulubionego miejsca w Polsce - do Ulanowa. Tam przez tydzień do 3 stycznia przebywałem na zgrupowaniu. Niestety, rozchorowałem się i za dużo nie potrenowałem. Ale naładowałem akumulator psychicznie oraz fizycznie i byłem gotów znów powrócić do Monte Gordo - mówi.

WYCIECZKA NA GIBRALTAR

Kolejne zgrupowanie - w Portugalii - już w roku olimpijskim to była bardzo ciężka praca. Blisko trzy tygodnie regularnych treningów na dobrych już prędkościach.

- W końcu mamy już rok w którym będą najważniejsze zawody czterolecia i nie mam tu na myśli tegorocznych Mistrzostw Europy w piłce nożnej tylko właśnie Igrzyska Olimpijskie. W wolny dzień wybrałem się po raz drugi w życiu na Gibraltar. Był to niejako przerywnik w ciężkim treningu. Pokonane tam ponad 400 kilometrów było już dużą dawką, która przygotowała mnie na kolejny etap, czyli do zgrupowania wysokogórskiego.

Na kolejne zgrupowanie lekkoatleta z Nowej Dęby wyjechał do znanego mu miejsca - Johannesburga w Republice Południowej Afryki. To właśnie tu na wysokości powyżej 1700 metrów nad poziomem morza miał możliwość przez cztery tygodnie realizować trening. Zrezygnował ze startu w Halowych Mistrzostwach Polski, bo musiałby wcześniej wrócić ze zgrupowania. Okres między zjazdem z gór, a zawodami w Słowackich Dudincach, gdzie 24 marca walczył będzie o uzyskanie minimum na Igrzyska Olimpijskie byłby zbyt odległy. Wystartował na 3 kilometry podczas zawodów w Johannesburgu. Zajął drugie miejsce i uzyskał rekord życiowy na wysokości.

- Już dawno nie czułem tremy przedstartowej i chciałem bardzo sobie to przypomnieć, to wszystko, co jest związanego ze startem. Właściciel firmy ACTION Piotr Bieliński, były lekkoatleta i medalista Mistrzostw Polski zawsze mi powtarza, że muszę częściej startować, poprawiać się na krótkich dystansach i ma rację. Dlatego też cieszę się, iż w tym ciężkim treningu była możliwość zaprezentować i sprawdzić się na trzy kilometry.

POZWOLENIE OD CÓRKI

Po powrocie z Republiki Południowej Aafryki i zaledwie dwóch dobach spędzonych z rodziną wyjechał na kolejne zgrupowanie, tym razem do Hiszpanii, gdzie obecnie trenuje.

- Moja trzyletnia córka Aleksandra powiedziała mi: Tato nie jedź, ja ci tu we wszystkim pomogę pójdę z tobą na trening. Było bardzo ciężko jej wytłumaczyć, że niestety muszę, ale na szczęście "wydała pozwolenie". Bardzo mi było ciężko, ale wiedziałem też, iż jadę w świetnie mi znane i lubiane przeze mnie miejsce do Guadixu. Ta myśl w jakiś sposób wynagradzała rozłąkę z rodziną.

W Guadix Grzegorz przebywał będzie 21 marca a po przyjeździe wystartuję w zawodach na Słowacji. Pójdzie na morderczym dystansie 50 kilometrów, na którym będzie chciał uzyskać minimum uprawniające do startu w Igrzyskach Olimpijskich XXX Olimpiady.

- Dziękuję jeszcze raz tym, bez których nie miałbym tylu sił, aby z determinacją przygotowywać się do wyzwania i mojego kilkuletniego celu. Wiem, że dzięki takim ludziom, którzy mnie otaczają mój trening jak i moja praca jest łatwiejsza, mogę robić to co kocham i umiem najlepiej czyli…chodzić - dodaje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie