[galeria_glowna]
Najlepszy najstarszy
Widok dziesiątków szybowców robi wrażenie.
(fot. Zdzisław Surowaniec)
Najlepszy najstarszy
Zawody w Turbi rozpoczęły się 11 maja, potrwają do 19 maja. Rozgrywane są Szybowcowe Mistrzostwa Polski w klasie Klub A, Krajowe Zawody Szybowcowe w klasie 18 metrów i Krajowe Zawody szybowcowe w klasie Klub B ( klasie Klub szybowce są bez balastu). W zawodach uczestniczy 66 pilotów, w tym jeden zagraniczny gość z Litwy. Jednym z najlepszych szybowników jest najstarszy 72-letni Stanisław Kluk z Aeroklubu Stalowa Wola. Po dwóch dniach zajmuje pierwsze miejsce w lotach na puchaczu.
- Uwielbiam latać samolotami pasażerskimi - pochwaliłem się szybownikom, biorącym udział w Szybowcowych Mistrzostwach Polski na lotniku w Turbi koło Stalowej Woli. Ale ci ze wzgardą potraktowali takie wyznanie.
- Różnica między lataniem szybowcem, a "pasażerem" jest taka, jak jazda ferrari z otwartym dachem i autobusem - usłyszałem. - W szybowcu leci się tak, jakby człowiek miał skrzydła - zapewniają piloci tych maszyn, kiedy stoję z nimi na gridzie czyli na płycie lotniska, w miejscu startów, gdzie dziesiątki szybowców czeka na wyniesienie przez lekkie samoloty.
POSZYBOWALI W BŁĘKIT
Na trawiastym lotnisku w Turbi od soboty blisko siedemdziesięciu pilotów wpatruje się w niebo i w komunikaty czy będą mogli wzbić się w przestworza. Zjechali z całej Polski, ciągnąc autami szybowce w specjalnych przyczepach. Początek był niezły, w sobotę poszybowali w błękit. W niedzielę i w poniedziałek zostali uziemieni przez front atmosferyczny. Było zimno, pochmurnie, deszczowo, grzmiało. - Grzejemy się przy grillu i nie tylko - napisał na swoim blogu Jasiek Jawornik z Kielc, szybownik informujący o tym co się dzieje na zawodach.
Jednak pierwszy dzień zawodów był także dniem dramatycznego wydarzenia. Szybowiec niemieckiej produkcji AWS 20 z 31-letnim pilotem, wracający z rozegranej konkurencji na lotnisko w Turbi, spadł na zalesiony, bagnisty teren w Goliszowcu w gminie Zaklików. Pilot w ciężkim stanie trafił do szpitala w Stalowej Woli.
NIEMIECKI ASW
Do wypadku doszło około godziny 16.45. Szybowiec spadł na zalesiony teren Nadleśnictwa Janów Lubelski, przy trawiastej polanie, w bagnistym terenie. Być może pilot próbował lądować na polanie i zabrakło mu niewiele metrów, aby manewr się udał.
Pilot to 31-letni mieszkaniec Wronek w województwie wielkopolskim. Pilotowany przez niego ASW 20 należał do Aeroklubu Konińskiego, zarejestrowany był w Czechach. Maszyna roztrzaskała się, upadając na ziemię. Miejsce upadku porastają młode drzewa liściaste. To zaledwie około sześciu kilometrów od bazy zawodów w Turbi, jakieś trzy minuty lotu.
Dojazd do tego miejsca do wyprawa tam gdzie diabeł mówi dobranoc. Z głównej drogi skręca się w boczną asfaltową drogę biegnącą przez las. Na zakręcie zjeżdża się z asfaltu i wjeżdża w utwardzoną drogę leśną, na której auto wznieca tumany kurzu. Potem trzeba się zatrzymać i jakieś pół kilometra iść piechotą przez łąkę, bo teren jest bagnisty i wjechać tam może tylko ciężki sprzęt.
STRASZNY WYGLĄD
Kiedy ekipa "Echa Dnia" dotarła tam jako pierwsza ranny pilot był już wieziony karetką do szpitala, z miejsca odjeżdżały także straże. Zostali tylko policjanci, którzy opędzając się gałęziami od komarów, pilnowali miejsca, aby nikt nie dotykał wrytego w ziemię samolotu.
Ze Stalowej Woli pilot ze złamaną nogą i urazem kręgosłupa trafił na oddział neurochirurgii w szpitalu w Mielcu. Policja powiadomiła Państwową Komisję Badania Wypadków Lotniczych. Eksperci pojawili się w niedzielę. Wspólnie z policją wstępnie ustalili, że szybowiec wpadł w korkociąg i pilot nie mógł zapanować nad maszyną.
- Właśnie zaczęła powracać ekipa która zabrała z terenu zniszczonego ASW. Wygląda to strasznie - relacjonował w niedziele Jasiek. Informacje ze szpitala były na tyle dobre, że wszyscy odetchnęli. - Piotrek dzwoni do kolegów, mamy z nim kontakt. Odgraża się, że wróci na zawody za dwa lata - mówi ubawiony Andrzej Marszałek z Aeroklubu Rzeszowskiego.
PRZYGODNY TEREN
Szybownicy przy okazji krytykują sposób opisywania tego zdarzenia. Ich zdaniem nie można mówić, że szybowiec spadł czy nie wylądował. - Szybowiec zawsze ląduje, nawet jeśli jest to przymuszone lądowanie na łące. Szybowce są przystosowane do takiego lądowania. Ale kiedy dochodzi do wypadku, mówimy o "lądowaniu w terenie przygodnym" - poucza doświadczony szybownik Zenon Wajda z Aeroklub Ziemi Jarosławskiej.
Co ich zdaniem było przyczyną lądowania Piotra w "terenie przygodnym"? Badania komisji potrwają kilka miesięcy, albo nawet lat - mówią. Natomiast na gorąco domyślają się, że był to prawdopodobnie błąd pilota. - Może za bardzo chciał wygrać zawody i jak najszybciej wrócić z trasy, wykonał ostry skręt i doszło do zerwania skrzydła - domyślają się. Zdaniem szybowników Piotra uratowała amortyzacja upadku przez skrzydło i przez worek, który jest po wypełnieniu wodą jest balastem.
SKOK Z SZYBOWCA
Choć - jeśli chodzi o wypadki - są i takie przypadki, jak ten sprzed roku, kiedy ich kolega leciał nowo zakupionym szybowcem i musiał ratować się skokiem na spadochronie z powodu jakiejś niewielkiej i bardzo rzadko występującej, ale groźnej usterki technicznej, powstałej z winy producenta. Ubezpieczyciel zwrócił pieniądze za rozbity szybowiec.
- Szybownictwo to jeden z najbardziej bezpiecznych sportów - zapewnia Zenon Wajda. Zawody są rozgrywane najczęściej na wysokości jednego tysiąca metrów. Ale światowy rekord wzniesienia się szybowca to 15 tysięcy metrów. W Polsce ten rekord to 12 tysięcy metrów, dwa tysiące powyżej poziomu, na którym latają samoloty pasażerskie. Szybowce mogą osiągać średnią szybkość od 160 na równinach do 300 km na godzinę w górach.
Nowoczesna informatyka dotarła także do szybowników, którzy w przestworzach orientują się dzięki urządzeniom GPS ze specjalnymi programami dla statków powietrznych. Kiedyś zawodnik udowadniał, że osiągnął wyznaczony punkt, robiąc zdjęcie tego punktu i części skrzydła. Teraz wszystko rejestrują urządzenia elektroniczne.
PACHNĄCY PŁYN
Szybowce są także pielęgnowane… środkami kosmetycznymi. Widziałem, jak właściciel niezwykle pięknego dwuosobowego szybowca o rozpiętości skrzydeł osiemnastu metrów, pucował i polerował skrzydła pachnącym płynem. Jak wyjaśnił, chodziło o to, aby było tak gładkie, żeby na nim nie utrzymały się muchy, które obsiadając skrzydło potrafią zakłócić lot, doprowadzając do zwiększenia tarcia powietrza o powierzchnię skrzydła.
We wtorek na krótki czas przetarło się niebo i kierownictwo zarządziło start. Miałem okazję widzieć z bliska jak to wygląda. Byłem po prostu oczarowany widokiem ośmiu lekkich samolotów błyskawicznie wynoszących szybowce w przestworza. W pewnej chwili wynoszone były naraz trzy szybowce. Jak zwykle w takich razach, wśród szybowników czekających na wyniesienie panowała nerwowa atmosfera. I królował przesąd, żeby im nie robić zdjęć przed startem, bo to przynosi pecha.
TĘCZA ZA SZYBOWCEM
- Szybownictwo to najpiękniejszy sport - entuzjazmuje się Jasiek Jawornik. - Tu się ostro rywalizuje, ale przeżywa się także spotkania na wysokości, kiedy się leci skrzydło w skrzydło ze znajomym pilotem - mówi. Poza tym te widoki chmur, przeżycia związane z tym jak zachowuje się szybowiec w powietrzu unoszony przez prądy i gnany przez wiatr. No i te widoki ziemi z lotu ptaka!
Kiedy Jasiek widzi jakie wrażenie robią na mnie starty szybowców, namawia, żebym został ze dwie godziny i poczekał na lądowanie. W krótkim czasie przylatuje i ląduje dziesiątki szybowców. Te największe wypuszczają przed lądowaniem wodny balast, zostawiając za sobą białą smugę, która w słońcu potrafi się mienić kolorami tęczy. Jest potem o czym opowiadać przy ognisku, mając nadzieję, ze kolejny dzień przyniesie wspaniałą pogodę do wysokich lotów.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?