Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Meksykańska wyprawa Chóru Kameralnego Miejskiego Domu Kultury w Stalowej Woli - Część druga

Zdzisław SUROWANIEC
Meksykańska fiesta w ostatni wieczór w Meksyku, w restauracji Salón del Carmen.
Meksykańska fiesta w ostatni wieczór w Meksyku, w restauracji Salón del Carmen. Zdzisław Surowaniec
Pora deszczowa rozpoczyna się w Meksyku w maju, kończy w październiku. Kiedy więc Chór Kameralny pod dyrekcją Jerzego Augustyńskiego z Miejskiego Domu Kultury w Stalowej Woli wyjechał w pierwszej połowie września do México na koncerty, polscy artyści zobaczyli, co to jest gwałtowna, tropikalna ulewa z piorunami.

Ale przez większość dni świeciło im nad głowami parzące, meksykańskie słońce. Świeciło dosłownie nad czubkami głów, bo w tym kraju w południe słońce jest w zenicie i nie daje cienia. Przed tygodniem przedstawiliśmy pierwszą relację z wyprawy chórzystów do Meksyku, gdzie w Puebli odbywał się XI Światowy Festiwal Chórów. Dziś finał.

BEZ OBRAZÓW

Padało, kiedy autobus pędził z polskimi chórzystami do Teteles de Ávila Castillo na występ w kościele Pani Niepokalanej. Przez dwie godziny jazdy z okien autobusu oglądaliśmy wspaniały spektakl z kłębiących się nad górami chmur. Siąpiło, kiedy wchodziliśmy do najbiedniejszego kościółka, jaki spotkaliśmy na trasie występów. We wnętrzu nie było ani jednego obrazu na ścianach, tylko rzeźby Jezusa, Maryi i świętych.

Z biednej mieściny na występ ściągnął do kościoła tłum mieszkańców. I ci ludzie, dla których przyjazd gości z Polski był wydarzeniem niecodziennym, w niezwykle ciepły sposób przyjęli występ artystów ze Stalowej Woli. - Po żywiołowych oklaskach można się było zorientować, że potrafili szczególnie docenić bardzo trudne, współczesne utwory - zachwycał się założyciel i dyrygent chóru Jerzy Augustyński.

Kolacja była w świetlicy na plebanii. Tym razem goście pokazali, co potrafią, a zachwycali się chórzyści. Oczywiście były kukurydziane tortille - placki, w które zawija się mięso i jarzyny z sosem, z czego powstaje tacos. Były wędzone kurczaki, ciasto z ananasem. I oczywiście tequila z limonką i solą. Jak się to pije? Ceremonialnie sypie się trochę soli na dłoń, w której trzyma się wysoki kieliszek tequili, liże się sól, wypija alkohol i przegryza limonką. Można również posypać limonkę solą czy przyprawą i przegryzać przechylony do gardła alkohol, pędzony z liści agawy. Odpowiednia ilość tequili rozwesela i sprawia, że będąc nawet w biedniutkim pueblu na wysokości 1800 metrów nad poziomem morza, wszyscy czuli się jeszcze bardziej bliżej nieba.

VIVA POLSKA!

Deszcz się wypadał i kolejny słoneczny dzień spędziliśmy w luksusowym hotelu Panamerican. Tylko dyrygent Jerzy w popularnej, mającej kilka milionów słuchaczy radiowej audycji na żywo przez pół godziny opowiadał Meksykanom o chórze, Stalowej Woli i Polsce.
Wieczorem 7 września Chór Kameralny miał biletowany koncert w Teatrze Miejskim w centrum rozjarzonej światłami pięknej Puebli, której szesnastowieczna starówka w kolonialnym stylu zaliczona jest do światowego dziedzictwa kultury. Przyszli koneserzy, znawcy muzyki. Była wśród nich niezwykle barwna, potężna postać dyrektora festiwalu Jorge Altieri Hernándeza. Maestro, ten znawca muzyki, klaskał Chórowi Kameralnemu ze szczególnym zapałem i entuzjazmem.

I podczas tego koncertu stało się coś, co nas wszystkich, Polaków, zamurowało. Kiedy słyszeliśmy okrzyki "Vivat Polonia!", traktowaliśmy to normalnie i z radością. Ucieszyło nas także "Vivat Polska!". Ale kiedy usłyszeliśmy z widowni głośne "Vivat Rzeczpospolita Polska!", nasze zdumienie nie miało granic. Po koncercie podeszła do nas śliczna, młoda, czarnowłosa Meksykanka i wszystko się wyjaśniło. Ma chłopaka Polaka w Warszawie i stąd wiedziała, jaka jest oficjalna nazwa naszego kraju.
Kolejnego dnia zostaliśmy zerwani wcześnie na śniadanie (oj, nie dali pospać artystom!), bo znowu autobusem popędziliśmy kilka godzin do Zacatlán, gdzie w południe miał być koncert.

OSTRA PASTA

Nazwa miasta nic nam nie mówiła, a miało nas tam spotkać kolejne cudowne doświadczenie, dzięki któremu Meksyk stawał nam się coraz bardziej bliski i zachwycający. Tym razem dojechaliśmy do rozłożonego na dużej powierzchni kampusu szkoły o nazwie Instituto Superior de la Sierra Norte. Na koncert w hali o wielkości hangaru samolotowego przyszło kilkuset uczniów. Można było mieć obawy, jak się zachowają na koncercie "rozbzikowani" uczniowie w wieku naszych uczniów gimnazjum i szkoły średniej.

Witający chórzystów dyrektor szkoły Carlo Alberto Texis Guzmán przyznał, że był w Polsce, w Poznaniu, i bardzo mu się tam podobało. I że uczniowie tej szkoły będą mieli okazję po raz pierwszy w swoim życiu usłyszeć chór na żywo! Przyszli na koncert przygotowani. Wielu miało własnoręcznie wykonane chorągiewki w polskich barwach. W pierwszym rzędzie siedziała szkolna miss piękności, jaką została jedyna blondynka w szkole.

Ta młodzież to nie była na pewno najbardziej skupiona widownia, jaką by sobie chórzyści mogli wymarzyć, ale wszyscy stwierdzili, że uczniowie zachowali się rewelacyjnie. Jak na poziom zgromadzonej w hali młodzieżowej energii, było spokojnie. Upust emocjom dawali podczas oklasków, kiedy wymachiwali chorągiewkami, aż się niektóre rozdzierały.

W restauracji Maria Bonita podano nam mdłą zupę pomidorową z makaronem, ale na stole stała czerwona pasta, której niewielka ilość dodawała zupie meksykańskiego ognia. Na drugie jak zwykle był kotlet z kurczaka, a na deser ciastko z wetkniętym małym, biało-czerwonym proporczykiem. Wzruszające!

CUDOWNE MANGO

Zacatlán okazał się ślicznym kolonialnym miasteczkiem. Z prawdziwą przyjemnością wypuściliśmy się na uliczki z barwnymi, parterowymi domami. Żałowaliśmy tylko, że uliczki były niemiłosiernie zatłoczone przez zaparkowane i sunące auta. Gdyby nie te pojazdy, mielibyśmy wygląd miasteczka jak z czasów hiszpańskich conquistadorów, zwycięskich żołnierzy, którzy obejmowali te ziemie dla króla, zanim nie zostali przegnani przed dwustu laty. Mnie bardzo ujął uliczny targ owoców. Cudowny, lekko żywiczny smak soczystego, świeżego, żółtego mango, jakie kupiłem za kilka pesos, czuję w marzeniach do dziś.

Zbliżał się czas sobotniego wyjazdu, a przed nami kłębiły się kolejne atrakcje. W czwartek rano wyskoczyliśmy na wycieczkę do Choluli. Znajduje się tu Wielka Piramida, poświęcona bogu Quetzalcoatla, czyli Upierzonemu Wężowi. To największa na świecie budowla, jaką kiedykolwiek postawił człowiek, rozbudowywana przez półtora tysiąca lat przez Azteków. Wysoka na 66 metrów, ma boki o długości 450 metrów. Kiedy Hiszpanie tu przybyli, była już zaniedbanym miejscem. Przykryta ziemią, sprawiała wrażenie wzgórza. Hiszpanie, nie wiedząc o piramidzie, postawili na jej szczycie kościół pod wezwaniem Matki Bożej Nieustającej Pomocy. Dopiero przed wiekiem zaczęto powoli odkrywać piramidę. Całkowicie odkryto dopiero jeden bok.

W miejscu, gdzie są trzy ołtarze piramidy, przed setkami lat dochodziło do krwawych ofiar. Dziś w tym miejscu, ze świetną akustyką, chór zaśpiewał "Gaude Mater Polonia". Pobiegaliśmy po stopniach piramidy i wsiąkliśmy w zalane słońcem miejscowe targowisko, z setkami straganów, z cudownymi wyszywanymi obrusami, ciastami, ubraniami, pamiątkami, owocami, piwem z meksykańskimi przyprawami.

MEKSYKAŃSKA KAPELA

Szalone tempo nie spadało. Czaiły się kolejne niespodzianki. Po powrocie z Choluli powieźli nas po południu do San Martin Texmelucan. Na szczęście była to tylko godzinna wyprawa. Tym razem koncert miał być w pięknym kościele, z elewacją z ceramicznych płytek, z witrażem, na którym jest postać Jezu Ufam Tobie. Żywiołowość publiczności przeszła wszelkie oczekiwania. Przyszli z biało-czerwonymi chorągiewkami i machali nimi podczas oklasków. To uskrzydlało chórzystów. Koncert zakończył się owacją na stojąco.
Kolacja zapowiadała się na zwykły posiłek. Okazała się niezwykła, kiedy zjawiła się entuzjastycznie przyjęta przez chórzystów meksykańska kapela. To był szalony wieczór, z tańcami latynoskimi, z muzyką, która podrywała wszystkich do szalonej zabawy. Z piwem corona i oczywiście tequilą.

Piątek 10 września miał być ukoronowaniem pobytu w Puebli, z finałowym koncertem. Była okazja po raz ostatni wyskoczyć do słonecznego miasta, wydać ostatnie pesos, poleżeć w słońcu na basenie pod palmami i drzewkami pomarańczowymi.
Supernowoczesna sala koncertowa na trzy i pół tysiąca miejsc robiła wrażenie. Chóry z Polski, Argentyny, Kolumbii, Serbii, Wenezueli i Meksyku wystąpiły osobno, wykonując po trzy utwory. A potem połączyły się i wraz z meksykańską Orkiestrą Symfoniczną Normalista, pod batutą maestro Jorge Altieri Hernándeza, "dały czadu", prezentując utwory ze światowego repertuaru, między innymi: "We are the world" Michaela Jacksona, fragmenty z kantaty scenicznej "Carmina Burana" Carla Orfa oraz słynne "Alleluja" z oratorium "Mesjasz" Jerzego Fryderyka Haendla. A nam miło było patrzeć, jak spora część publiczności machała biało-czerwonymi chorągiewkami.

ZEMSTA MONTEZUMY

To były ostatnie godziny na meksykańskiej ziemi, w kraju pogodnych, gościnnych, przyjaznych mieszkańców. Byliśmy zanurzeni w ciepłym klimacie tego kraju i cieple ludzi, którzy robili wszystko, żeby nam przybliżyć meksykańskie niebo. Na koniec wszystkie zespoły miały spędzić wspólny wieczór w restauracji Salón del Carmen. Była latynoska karnawałowa fiesta z półnagimi tancerkami, lała się tequila, było jedzenie…
No właśnie, żywieni do tej pory wspaniale (no, na przykład kurczak w sosie pomarańczowym czy w sosie pikantnym czekoladowym), nie podejrzewaliśmy, co się świeci. To ostatnie jedzenie najwyraźniej miało w sobie coś, co grupie osób zaszkodziło. Kto nie żałował sobie tequili, miał problem z głowy, nic mu nie było. Komu tequila zbrzydła i się oszczędzał, poczuł, co to znaczy "zemsta Montezumy", ostatniego wodza Azteków. Przydały się medykamenty, wzięte "na wszelki wypadek".

Wracaliśmy do domu przez Atlantyk na skrzydłach hiszpańskiego airbusa. Pozostawialiśmy za sobą Meksyk, unosiliśmy z sobą wspomnienia tego, co dobrego przeżyliśmy w tym słonecznym kraju. Przybyło nam przyjaciół, staliśmy się przyjaciółmi dla innych. Warto było!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie