Najczęściej słyszę, że prezes Kaczyński był spontaniczny i dlatego sięgnął po lekturę akurat wtedy. Wszak inni posłowie też nie siedzą sztywno jak w szkolnej ławce, lecz w czasie wystąpień sejmowych kolegów przeglądają internet na laptopach i smartfonach, czytają gazety albo jedzą. Taka sejmowa codzienność, więc przeglądanie „Atlasu Kotów” przez milośnika kotów nie powinno dziwić.
Inni dopatrują się w tym ingerencji specjalistów od public relations. Według tej teorii Jarosław Kaczyński celowo w tym konkretnym czasie i miejscu zaczął zerkać do atlasu. Wszystko po to, żeby zwyczajnie ocieplić swój wizerunek w opinii publicznej, natomiast kolejnym krokiem w tym ocieplaniu wizerunku było przekazanie egzemplarza „sejmowego atlasu” na licytację. I pomoc zwierzakom ze schroniska.
Jest jeszcze trzecia teoria, też dość często powtarzana. I też mówi o zabiegach piarowskich zastosowanych w tym przypadku, jednak z innym założeniem, niż w teorii drugiej. Dosadnie mówił o tym na antenie radia TOK FM socjolog Jakub Bierzyński, socjolog, były doradca Nowoczesnej. - Akcja z atlasem to majstersztyk. Jestem pełen podziwu. To symboliczny obrazek - kończy się demokracja, zmienia się ustrój Polski, w Sejmie awantura, na ulicach wielotysięczne demonstracje, a media zajmują się kotami - mówił Bierzyński, dodając : - To była ustawka piarowa, ktoś to świetnie wymyślił. Najpierw zdjęcie prezesa, potem sonda w „Wiadomościach” (z pytaniem „Kto cieszy się większym zaufaniem: Grzegorz Schetyna, czy kot prezesa” - przypisek autora), potem aukcja. To symbol arogancji i siły, a siła jest sexy, to najważniejsza rzecz w polityce, nie ma nic ważniejszego. Atlas to kpina z opozycji i mediów.
Drugim tematem ostatnich dni podgrzewającym publiczną debatę, jest sprawa zatrzymania dyrektorów i byłych dyrektorów sądów z apelacji krakowskiej. Może to i zwykły zbieg okoliczności, że kulminacja akcji prokuratury ma miejsce akurat w czasie, kiedy toczą się boje o sądy powszechne. O sądy, w których niewątpliwie zdarzają się patologie. Zdarzają się, ale - mam nadzieję - nie są normą. Sprawa dyrektorów przedstawiana pod hasłem „korupcja w sądach”, dla przeciętnego Kowalskiego jest jednoznaczna z tym, że to nie precownicy administracji lecz sędziowie są skorumpowani. Kowalski nie wie, że dyrektor sądu nie jest sędzią i nie ma żadnego wpływu na orzecznictwo. Kowalski nie wie, bo nikt mu tego nie wyjaśnia. Niech Kowalski myśli, co chce. Może o to właśnie chodzi?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?