Jak się nie ma co się lubi to się lubi co się ma - mówi powiedzenie i tak też należy skomentować sobotni mecz drugoligowych piłkarzy Stali Stalowa Wola z Pelikanem Łowicz. Mecz, który dodajmy na kolana nie rzucił, ale po jego zakończeniu nikt też specjalnie nie rozpaczał.
No, może początkowo prawo mieli narzekać gospodarze, którym w doliczonym czasie gry arbiter nie uznał prawidłowo zdaniem wielu kibiców Stali zdobytego gola.
URATOWANY PUNKT
Przed spotkanie Stali z Pelikanem gospodarze mogli poszczycić się tym, że są w tym sezonie niepokonani na własnym boisku. Gracze Pelikana natomiast narzekali, że nie udało im się jeszcze wygrać w tym sezonie na wyjeździe. I taki stan rzeczy pozostał i potrwa jeszcze przynajmniej do soboty i oby tak się stało, bo oznaczałoby to utrzymanie miana niepokonanej u siebie drużyny przez stalowowolan.
Podczas pomeczowej konferencji prasowej szkoleniowiec Stali Paweł Wtorek słusznie zauważył, że od pierwszych minut był to mecz na remis i takim też wynikiem się skończył. Nim to jednak nastąpiło miejscowi przeżyli kilka niepokojących minut po tym jak goście na osiem minut przed końcem zdobyli prowadzenie. Na szczęście Wojciech Reiman potwierdził, że jest mistrzem wykonywania rzutów wolnych i cenny punkt pozostał w Stalowej Woli.
UŚMIECHÓW NIE BYŁO
Dla wielu zdobycie punktu w spotkaniu z Pelikanem to bardziej strata niż zysk, ale przy tak spłaszczonej tabeli jaka jest teraz w grupie wschodniej drugiej ligi każdy punkt może i to dosłownie okazać się na wagę złota. Po meczu obaj trenerzy nie pałali szczęściem, będąc dalekimi od entuzjazmu, ale też żaden nie wybrzydzał.
Szerzej we wtorkowym papierowym Echu Dnia
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?