MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Po latach życia w stajni wreszcie przeprowadzają się do własnego domu

Klaudia TAJS, [email protected]
Beata i Roman w salonie, w którym ściany mają kolor fioletowy.
Beata i Roman w salonie, w którym ściany mają kolor fioletowy. Klaudia Tajs
Beata Tyburska z tarnobrzeskiego osiedla Wielowieś, która od kilku lat mieszka z rodziną w przerobionej na budynek mieszkalny stajni, wprowadza się do nowego domu.
Uszczelka pękła, bo spod ubikacji kapie. Przyjedzie wiceprezydent to będę musiała mu zgłosić, żeby fachowcy poprawili - pokazuje gospodyni.
Uszczelka pękła, bo spod ubikacji kapie. Przyjedzie wiceprezydent to będę musiała mu zgłosić, żeby fachowcy poprawili - pokazuje gospodyni.

Uszczelka pękła, bo spod ubikacji kapie. Przyjedzie wiceprezydent to będę musiała mu zgłosić, żeby fachowcy poprawili - pokazuje gospodyni.

W ubiegłym roku o tej porze ani ona, ani jej życiowy partner Roman, nie marzyli o tym, że kiedy oni będą przyjmować gości w salonie na parterze, ich dzieci będą bawiły się w swoich pokojach na piętrze. - Zapraszam do środka - zachęca Beata Tyburska, którą odwiedziliśmy w ubiegłym tygodniu. - Roman zajmij się małym, bo płacze, ja idę oprowadzić.

Spacer po domu zaczynamy od kuchni. - To stare meble, ale radny Uziel obiecał przywieźć nowe, że niby ktoś w Tarnobrzegu będzie wymieniał, to mi przywiezie - zastrzega gospodyni. - Sprzęty gospodarstwa domowego mam nowe. Lodówkę, okap i kuchenkę. Nawet mikrofalówkę mamy. Jakaś pani przysłała z miejscowości Stegny nad morzem, bo Roman stamtąd pochodzi.

Następnie wchodzimy do salonu. Ściany w kolorze fioletu, to pomysł Beaty. - Łóżek mamy za dużo, dlatego coś z nimi trzeba będzie zrobić, ale meblościanka jest w dobrym stanie - pokazuje. - A tam jest łazienka. Jakaś uszczelka pękła, bo spod ubikacji kapie. Przyjedzie wiceprezydent to będę musiała mu zgłosić, żeby fachowcy poprawili.

Na piętro prowadzi już Roman. Towarzyszy mu starszy syn Robert. Najpierw oglądamy sypialnię. Potem prowadzi do pokoju Roberta. - No pokaż swój pokój, zachęca Roman syna.

Mimo braku prądu, Robert na dobre zadomowił się w pokoju. - To tylko mój pokój, bo Konrad ma swój - zastrzega chłopiec. - Mam komputer, ale muszę podłączyć. A to są pomarańcze, które z tatą udało nam się wyhodować. Bardzo lubię kwiaty i chciałbym mieć ich dużo w swoim pokoju.

Obok pokoju Roberta jest pokój półtorarocznego Konrada. Po królestwie malca oprowadza Robert. - Proszę zobaczyć ile zabawek - cieszy się. - Klocki LEGO na razie ja układam, bo on jeszcze za mały. Ale fajne są. A tu jest druga łazienka, ale jeszcze trzeba ubikację zamontować, na razie jest tylko prysznic.

Robert, starszy syn bardzo lubi kwiaty, dlatego w nowym pokoju stoi już pełno doniczek.
Robert, starszy syn bardzo lubi kwiaty, dlatego w nowym pokoju stoi już pełno doniczek.

Robert, starszy syn bardzo lubi kwiaty, dlatego w nowym pokoju stoi już pełno doniczek.

TRUDNE MIESIĄCE

Oprowadzając po domu Beata i Roman z trudem wracają do wydarzeń sprzed roku. - Pani, było minęło - mówi gospodyni. - Trzeba cieszyć się tym, co mamy. Roboty mnóstwo, bo Roman po tej operacji na serce słabe, a robić trzeba. Dom duży, trzeba będzie ogrzać. Sprzątania samego ile.

Sytuację, w jakiej po ubiegłorocznej powodzi znalazła się rodzina oraz problemy, z jakimi przyszło jej się zmagać opisywaliśmy już kilkakrotnie. Jednak przypomnimy, by pokazać, że urzędnicze decyzje, nie zawsze bywają słuszne i wystarczy dobra wola ich zwierzchników, by życie człowieka wielokrotnie poszkodowanego przez los, było lepsze.

Dla Beaty Tyburskiej ubiegły rok zaczął się dobrze. Dokładnie w Trzech Króli urodził się jej synek Konrad, jej trzecie dziecko. Narodziny Konrada pozwoliły zapomnieć o trudnych chwilach, jakich Beata i jej najbliżsi doświadczali w poprzednich latach. Kilka lat temu spalił się jej dom. Wspólnie z życiowym partnerem i dwójką dzieci zamieszkali w tym, co udało się odbudować, ale przyszła powódź. W maju pierwsza fala, w czerwcu druga.

Półtoraroczny Konrad na tle nowego domu.
Półtoraroczny Konrad na tle nowego domu.

Półtoraroczny Konrad na tle nowego domu.

Po przejściu dwukrotnej fali powodziowej, na jaw wyszła sytuacja, w jakiej znajduje się rodzina. Okazało się, że Beata wraz z życiowym partnerem Romanem, dziewięciomiesięcznym Konradkiem i 10-letnim Robertem, od wielu lat mieszka w stodole, zaadaptowanej na budynek mieszkalny. Wskutek błędu urzędników rodzina Beaty na odbudowę domostwa po powodzi otrzymała zaledwie 20 tysięcy złotych. Z dokumentów i rozmiaru szkód wynikało, że powinna, tak jak pozostali powodzianie z jej sąsiedztwa, co najmniej 100 tysięcy. Przyznanie tak małej kwoty, a właściwie jej połowy, bo drugą miałaby otrzymać od Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie, po wykazaniu faktur, remont zaadaptowanej na dom stodoły przedłużał się, a wręcz był nawet niemożliwy. Dopiero po interwencji dziennikarzy i dzięki pomocy dominikanki siostry Rozarii, która od początku wspomagała rodzinę, urzędnicy odpowiedzialni za szacowanie strat popowodziowych, wrócili na posesję pani Beaty, ponownie ocenili rozmiar szkód i przyznali jej na odbudowę domu ponad 100 tysięcy złotych.

Rządowa pomoc okazała się niewystarczająca. Pozwoliła na wybudowanie domu w stanie surowym zamkniętym. Zabrakło na wylewki, postawienie ścianek i budowę schodów na piętro. Zabrakło na farby, płytki i panele.

Z pomocą przyszła Fundacja Anny Dymnej Mimo Wszystko, która dostrzegła potrzeby rodziny i podała jej pomocną dłoń. Rodzina otrzymała 30 tysięcy złotych. Pieniądze przeznaczono na zakup materiałów budowlanych i opłacenie ekip remontowych.

Część szopy rozbierzemy, a część zostawimy. Żal burzyć to, co z takim bólem adaptowaliśmy na tymczasowy dom - zapowiada Roman.
Część szopy rozbierzemy, a część zostawimy. Żal burzyć to, co z takim bólem adaptowaliśmy na tymczasowy dom - zapowiada Roman.

Część szopy rozbierzemy, a część zostawimy. Żal burzyć to, co z takim bólem adaptowaliśmy na tymczasowy dom - zapowiada Roman.

NADZÓR Z URZĘDU

Ostatni etap budowy i wykończenia wnętrza domu Tyburskich, nadzorowali tarnobrzescy urzędnicy, a dokładniej wiceprezydent Robert Niedbałowski, który współpracował z siostrą Rozarią. To właśnie on skierował do domu zaufanych fachowców, których robota nie wymagała poprawek. Będąc, co kilka dni w domu pilnował, by sugestie rodziny względem nakładanego na ściany koloru, układanych płytek czy montażu sanitariatów, były zgodne z oczekiwaniami domowników.

Dwa miesiące ciężkiej pracy przyniosły oczekiwane rezultaty. Fachowcy wykończyli dom i poprawili to, co zostawiły po sobie poprzednie ekipy. - Dom jest gotowy do wejścia, pozostaje jeszcze kwestia doprowadzenia do niego prądu, ale to zrobimy lada dzień - zapewnia wiceprezydent Niedbałowski.

Rodzina Tyburskich siedzi na walizkach. Część rzeczy już przeniesiono. - Tych kilka kompletów mebli przywiózł nam radny Uziel - pokazuje Beata. - Trzeba przenieść piecyk do ogrzewania ciepłej wody. Już byśmy weszli, gdyby nie ten prąd. Myślę, że w połowie września będziemy w nowym.

Roman patrząc na starą, zaadaptowaną stajnię, której jedna część przez ostatnie miesiąca służyła rodzinie za dom, zastanawia się. - Szopę kazali rozebrać - przypomina. - Ja to bym zostawił tę część, gdzie mieszkaliśmy. Trzeba gdzieś schować rowery i graty. I chyba tak zrobię. Część szopy rozbierzemy, a część zostawimy. Żal burzyć tego, co z takim bólem adaptowaliśmy na tymczasowy dom.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie