Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Po tragedii w Lipie: Prokuratura nie wyklucza, że mordercą jest ktoś "z zewnątrz"

Zdzisław Surowaniec
Szefowa prokuratury Barbara Bandyga miała w poniedziałek dziesiątki telefonów od dziennikarzy.
Szefowa prokuratury Barbara Bandyga miała w poniedziałek dziesiątki telefonów od dziennikarzy. Zdzisław Surowaniec
- Są różne wersje zdarzenia. To, że kobieta mogła zabić dwójkę swoich dzieci i popełnić samobójstwo jest tak samo wiarygodne, jak to, że morderstwa mógł dokonać ktoś z zewnątrz - powiedziała w poniedziałek Barbara Bandyga, szefowa Prokuratury Rejonowej w Stalowej Woli.
Blok, gdzie na przedostatnim, trzecim piętrze doszło do największego w dziejach regionu rodzinnego dramatu.
Blok, gdzie na przedostatnim, trzecim piętrze doszło do największego w dziejach regionu rodzinnego dramatu. Zdzisław Surowaniec

Blok, gdzie na przedostatnim, trzecim piętrze doszło do największego w dziejach regionu rodzinnego dramatu.
(fot. Zdzisław Surowaniec)

O tragicznym zdarzeniu informowaliśmy we wczorajszym wydaniu naszej gazety. W mieszkaniu na trzecim piętrze w bloku przy ulicy Pocztowej w Lipie wracająca w południe do domu po nocy spędzonej u babci 12-letnia dziewczynka, odkryła zakrwawione ciała matki i dwojga rodzeństwa - 6-letniego brata i 9-letniej siostry. Dzieci miały poderżnięte gardła i liczne ślady ran kłutych.

- Policję o odnalezieniu zwłok w mieszkaniu powiadomił sąsiad tuż przed godz. 12.30. Natychmiast na miejsce udał się policyjny patrol, który potwierdził tragiczną informację. Policjanci zabezpieczyli miejsce zdarzenia i powiadomili prokuratora - relacjonował wczoraj rzecznik prasowy komendy policji w Stalowej Woli Andrzej Walczyna.

- Na miejscu pracowali policyjni eksperci kryminalistyki, którzy zabezpieczali ślady, gromadzili dowody. Policjanci służby kryminalnej docierali do mieszkańców, zbierali informacje, przesłuchiwali świadków. Zgromadzone informacje są analizowane przez śledczych. W badaniach miejsca znalezienia zwłok uczestniczył lekarz patomorfolog - poinformował rzecznik.

Temat znalezienia zwłok 38-letniej kobiety i dwójki jej dzieci stał się natychmiast głośny w Polsce. Do Lipy i do stalowowolskiej prokuratury zjechały ekipy dziennikarzy prasowych, radiowych i telewizyjnych. Informacji udzielała nadzorująca osobiście śledztwo szefowa prokuratury Barbara Bandyga.

- Ja nie jestem od spekulowania co się wydarzyło, tylko od wyciągania wniosków po otrzymaniu dowodów od biegłych. Ja nie tworzę dowodów, tylko pytam biegłego i słucham co mi odpowie. Być może usłyszę od niego coś, o czym bym nie pomyślała - pani prokurator tłumaczy swoją pracę i brak zdecydowanych ocen, na które wszyscy czekają.

Prokurator Bandyga przyznała, że jeszcze wczoraj w południe nie miała informacji o powrocie ojca rodziny, który - jeśli wierzyć temu co mówią sąsiedzi - wyjechał do Francji kupić auto. Powiedziała również, że śledczy nie mają informacji żeby kobieta leczyła się psychiatrycznie, albo żeby brała leki psychotropowe.

W mieszkaniu odnaleziony został nóż, którym prawdopodobnie zadane zostały śmiertelne rany. - Analiza śladów na nożu wiele nam może powiedzieć - uważa szefowa stalowowolskiej prokuratury. We wtorek w zakładzie medycyny sądowej w Krakowie odbędzie się sekcja zwłok całej trójki. - Sekcja może wiele wyjaśnić, czy rany zostały zadane lewą ręką czy prawą, która rana była śmiertelna, czy kobieta sama mogła zadać sobie rany - wylicza Barbara Bandyga. - Chcemy dostać informacje, których nie mamy. Nie można wysnuwać pochopnych wniosków i piętnować rodzinę. Nie zakładamy, że kobieta zamordowała swoje dzieci. Może zamordowała, a może nie. Nie wiemy co się wydarzyło, nie wyciągam wniosków przed otrzymaniem wyników badań biegłych - stwierdziła szefowa prokuratury. Rodzinę zmarłych objęto opieką psychologów ze stalowowolskiego ośrodka wsparcia i interwencji kryzysowej.

Wiadomo, że tragicznie zmarła kobieta była z wykształcenia nauczycielem matematyki, ale w szkole w Lipie nie uczyła nigdy. Od lat zajmowała się wychowywaniem dzieci, podobno udzielała korepetycji. W szkole nie mają żadnych uwag do dzieci. Ojciec rodziny pracuje w kuźni w Stalowej Woli. Nic nowego nie można dowiedzieć się od sąsiadów. Nawet ci mieszkający piętro niżej nic nie słyszeli. - Chyba wezmę urlop i wyjadę, aż się tu uspokoi - powiedziała jedna z mieszkanek bloku.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie