Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Poszli na całość w wojnie o krzyż

Zdzisław SUROWANIEC [email protected]
Po spaleniu kapliczki zostały po niej tylko zwęglone szczątki.
Po spaleniu kapliczki zostały po niej tylko zwęglone szczątki. Z. Surowaniec
W Stalowej Woli konflikt przedstawicieli kościoła z prezydentem Andrzejem Szlęzakiem zaostrza się. Sprawę rozstrzygnąć ma sąd.

- Jestem synem Kościoła, ale niepokornym - deklaruje prezydent Stalowej Woli Andrzej Szlęzak. Rozjuszył tych, którzy uważają, że raz postawionego krzyża nie wolno tykać. Zachwycił tych, którzy twierdzą, że należy dać nauczkę księżom, którzy nie rozumieją, czym jest własność i prawo.

Księża i biskupi nawet podczas wojującej z nimi komuny nie słyszeli tak ostrych słów na swój temat, jakie słyszą od prezydenta Szlęzaka przy okazji konfliktu, jaki wiąże się z jego domaganiem się usunięcia krzyża z miejskiej działki, postawionego bez zgody władz miasta.

"TRAFILI NA MNIE"

Na ostatniej konferencji prasowej, komentując komunikat "biskupów sandomierskich i miejscowego kleru", o zbliżającym się terminie rozprawy sądowej, prezydent nazwał tekst komunikatu manipulacją i tak go ocenił: - To jest także dla mnie dowód na próby ingerowania przez kler w życie publiczne Stalowej Woli. Być może nauczył się on, że będzie tak, jak w przeszłości, że władze wezmą "ruki po szwam" i zrobią, co im się nakaże. Pech, a może Duch Święty, sprawił, że trafili na mnie.
Kokosza górka to w Stalowej Woli porośnięty młodymi sosnami i brzozami wzgórek na osiedlu Młodynie przy ulicy Okulickiego. Zbierają się tu często różni ludzie na picie alkoholu, tu mieszkańcy osiedla przyprowadzają swoje psy. Tu w lutym stanął krzyż, o którym zrobiło się głośno w całej Polsce.

Luty był w Stalowej Woli gorący. Padła zatrudniająca dziewięciuset ludzi spółka związana z Hutą Stalowa Wola. Przyspieszył to kryzys, bo spółka nadawała się do upadłości od dawna. Rozgoryczeni protestujący pracownicy palili opony przed dyrekcją huty, za kilka dni poszli z płonącymi oponami na Rzeszów. W hucie narastała groza.

DLA ZWALNIANYCH

W czas takiej trwogi, w pierwszy piątek po Popielcu, biskup sandomierski Andrzej Dzięga zaprosił wiernych na monumentalną Drogę Krzyżową Stalowej Woli. Miały być wypraszane łaski dla ludzi zwalnianych i zagrożonych zwolnieniami oraz skutkami kryzysu. Drogę poprowadził sufragan sandomierski Edward Frankowski. Nabożeństwo rozpoczęło się na placu Piłsudskiego. Plac był pełen ludzi. Nie wiadomo kto obliczył, że było ich dziesięć tysięcy, ale taka liczba funkcjonuje do dziś.
Wiadomo było, jaka będzie trasa, bo Solidarność o tym wcześniej poinformowała dziennikarzy faksem. Ale związkowcy nawet się nie zająknęli w piśmie, że na osiedlu Młodynie przy stacji dziewiątej, gdzie miał być rozważany trzeci upadek Jezusa, będzie zamurowany w ziemi wysoki na pięć metrów, dębowy krzyż, jako znak, że w tym miejscu stanie kościół pod wezwaniem ks. Popiełuszki. Biskup Frankowski poświęcił krzyż i ośnieżoną działkę. I się zaczęło!

Przez wiele lat kierujący diecezją biskupi - od biskupa Ignacego Tokarczuka, po Wacława Świerzawskiego i Andrzeja Dzięgę - prosili władze miasta "o zabezpieczenie nieruchomości pod budowę kościoła parafialnego na osiedlu Młodynie". Jednak nigdy nie poszły za tym konkretne decyzje. Nawet najbardziej sprzyjający Kościołowi prezydenci i radni nie zrobili niczego konkretnego, aby przekazać czy sprzedać działkę dla potrzeb kultu religijnego.

POSZLI NA CAŁOŚĆ

Prezydent Andrzej Szlęzak uznał, że skoro "kler" - jak teraz nazywa księży, poszedł na całość, to on też może pójść na całość w obronie miejskiej własności, na straży której postawili go mieszkańcy. Ciężko było ustalić, kto oficjalnie odpowiada za postawienie krzyża. Proboszcz parafii Opatrzności Bożej ks. Jerzy Warchoł, duszpasterz ludzi pracy, raz mówił, że jest pełnomocnikiem biskupa w tej sprawie, potem twierdził, że nie jest pełnomocnikiem, w końcu jednak przyznał, że jest.
Prezydent tymczasem nie bawił się w dyplomację, tylko nazwał biskupa Frankowskiego partyzantem, któremu nikt nie powiedział, że wojna się skończyła i dalej wysadza pociągi. - Nie można w XXI wieku w cywilizowanym kraju pozwolić, żeby w Stalowej Woli rządzili bolszewicy w sutannach - stwierdził. - To komunistyczne metody, tylko że teraz sierp i młot zastąpił krzyż - ocenił.

Tymczasem krzyż to był dopiero początek kościelnych inwestycji na kokoszej górce. 1 czerwca przy krzyżu w jeden dzień kilkunastu ludzi ustawiło kapliczkę czy raczej ołtarz. Biskup Frankowski odprawił tu mszę świętą na powitanie peregrynującego obrazu Matki Bożej Częstochowskiej.
Kiedy obraz Najświętszej Panienki odszedł, nikt nie miał zamiaru drewnianej budowli rozbierać. Jeśli jednak powiatowy inspektor nadzoru budowlanego nie uznał postawienia krzyża za samowolę budowlaną, to już w sprawie kapliczki nie miał wątpliwości - stwierdził, że to była samowola, zażądał od ks. Warchoła usunięcia jej i skierował doniesienie do prokuratury (sprawa została umorzona, prokuratura uznała, że szkodliwość czynu jest żadna, że kapliczka w lasku nikomu nie zagraża).

DEWASTACJA

Jeszcze w sierpniu biskup Frankowski, stojąc na kokoszej górce, błogosławił pielgrzymkę idącą na Jasną Górę. I wtedy ktoś, kogo biskupi w ostatnim komunikacie nazwali "dobrze zorganizowaną grupą", zaczął się pastwić nad krzyżem i kapliczką. Na krzyżu ktoś napisał wulgarne słowo, powyrywane zostały oparcia przy schodkach na kapliczce. Na ścianach kapliczki pojawił się wulgarny rysunek. Którejś nocy kapliczka została powalona na ziemię i pojawiły się na niej ateistyczne teksty w rodzaju "Bóg umarł". Wreszcie ktoś deski kapliczki podpalił i dziś nie ma po niej śladu.

Emocje były już na tyle duże, że ks. Warchoł rzucał słuchawką, kiedy dzwonili do niego dziennikarze. Biskup Frankowski natomiast w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" niepochlebnie wyraził się o dziennikarzach relacjonujących konflikt. Sytuacja przypominała wojnę i okopanie się w okopach.
Tymczasem do sądu wpłynął cywilny pozew prezydenta, domagającego się usunięcia krzyża. Kiedy wyznaczony został termin rozprawy, znowu się zagotowało. Biskupi i proboszczowie w komunikacie porównali żądanie usunięcia krzyża do wyroku Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, który nakazał usunięcia krzyża we włoskiej szkole.
- Na każdym kroku w Urzędzie Miejskim są krzyże. Nawet nad wejściem do mojego gabinetu - odpiera zarzuty prezydent.

ODCIĘLI SIĘ

Oświadczenie o odcięciu się od działań prezydenta przegłosowało czternastu radnych i zaapelowali o "niezwłoczne wycofanie pozwu z sądu". Solidarność Huty Stalowa Wola zwołała na dzień rozprawy manifestację. W Radiu Maryja podczas Apelu Jasnogórskiego modlono się za Stalową Wolę. Głos w tej sprawie zabrała nawet Konfederacja Polski Niepodległej Okręgu Wielkopolskiego, protestując przeciw planom usunięcia krzyża. We wszystkich apelach i oświadczeniach powoływano się na Papieża Jana Pawła II, który mówił "brońcie krzyża".

Kiedy nie pomogły apele, do domu mamy prezydenta Szlęzaka przyszły trzy kobiety. - Namawiały mamę, żeby wpłynęła na mnie. Ciekawe czemu nie przyszły do mnie? - pyta prezydent Szlęzak.
W ostatni wtorek, kiedy wyznaczona została rozprawa przeciwko ks. Warchołowi z powództwa prezydenta Szlęzaka, szykowali się wszyscy dziennikarze. Telewizja Polska czekała przed sądem na manifestacje, dziennikarze umawiali się na wyjazd. A prezydent zorientował się, że wniosek może mieć wady, które wykorzysta strona kościelna i zmodyfikował go.

Roszczenie windykacyjne polegające na tym, że właściciel może żądać od osoby, która włada jego rzeczą, ażeby rzecz została mu wydana, zamienił na roszczenie negatoryjne. A to roszczenie polega na przywróceniu stanu zgodnego z prawem i o zaniechanie naruszeń. Jednak sąd uznał, że wniosek ma braki formalne i musi być uzupełniony. Sprawa została zdjęta z wokandy i jeszcze nie został wyznaczony nowy termin.

OSTRY KONFLIKT

Liczba komentarzy w "Echu Dnia" pod artykułem w Internecie dotyczącym konfliktu grubo przekroczyła setkę. Ludzie bardzo emocjonalnie oceniają postawy prezydenta i przedstawicieli Kościoła.
Psycholog dr Ewa Kosak, podczas nadzwyczajnej sesji, na której przyjęto "oświadczenie w sprawie odcięcia się od działań prezydenta" powiedziała: - Gdyby pan Jezus znad Jordanu patrzył teraz na nas i widział, co się dzieje, w jakim konflikcie są mieszkańcy, nigdy w życiu by nie uwierzył, że to na Jego cześć.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie