MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Powódź na Podkarpaciu: Wielka woda znowu straszy (video, zdjęcia)

Marcin RADZIMOWSKI, Klaudia TAJS, Zdzisław SUROWANIEC
Zalane setki hektarów pól uprawnych, dziesiątki podtopionych gospodarstw, zalane piwnice, bezradni ludzie - taka sytuacja panuje od wczoraj w powiatach tarnobrzeskim i stalowowolskim, a także w rolniczych osiedlach Tarnobrzega: Ocicach, Mokrzyszowie i Sobowie, leżących wzdłuż Mokrzyszówki.

Zdecydowanie najgorsza sytuacja panowała wczoraj w Sobowie. Mieszkańcy tego osiedla już drugi raz w tym roku zmagają się z wielką wodą. Kiedy w marcu, po blisko trzech tygodniach ludzie pozbyli się wody ze swoich piwnic i z pól, byli przekonani, że w tym roku więcej takich koszmarów przeżywać nie będą. Mylili się, bo gwałtowne opady deszczu w niedzielę znów zalały ich gospodarstwa.

ZALANA PIWNICA I KOTŁOWNIA

- Wróciłem z mszy i zabrałem się za wypompowywanie wody z piwnicy, do północy pompowałem. W poniedziałek rano miałem już zalaną podłogę w ganku - niedowierza Józef Konieczny z Sobowa, rolniczego osiedla Tarnobrzega.

U tego gospodarza zalane są też piwnica i kotłownia, woda stoi w przydomowym ogródku z warzywami. Zresztą nie on jeden zobaczył wczoraj w Sobowie zalane podwórze i wypełnione wodą piwnice. Wszystko za sprawą długotrwałych opadów deszczu, po których Mokrzyszówka nie zdołała odprowadzić całej wody do Trześniówki.

- Od godziny 15 w niedzielę przepompowujemy wodę z Mokrzyszówki do Trześniówki, bo jedna śluza nie nadąża odprowadzić wszystkiego - mówili strażacy, którzy wczoraj pracowali na wale rzeki. - W Trześniówce woda w ciągu doby podniosła się o jakieś 30 centymetrów. To źle wróży.

NA MŁYNARSKIEJ POWTÓRKA

- Nigdy jeszcze takiej wody tutaj nie było. Wszystkie warzywa zalane, nic z nich nie będzie - ubolewa pani Józefa, mieszkająca przy ulicy Edukacji w Tarnobrzegu. - Nie wiem, czy nawet pompowanie ma jakiś sens, bo woda i tak podejdzie do tego samego poziomu. Poprosiłam strażaków, żeby spróbowali choć trochę wody wylać.

Na ulicy Młynarskiej ludzie znów, podobnie jak w marcu, z domów wychodzą jedynie w kaloszach. Chcąc jechać do centrum miasta, w torbach noszą buty na zmianę. Jeśli sytuacja się utrzyma i Mokrzyszówka wyleje, we wtorek lub w środę domostwa znowu zostaną odcięte od świata.

- W piwnicy woda stoi, w studni też ten sam poziom. Pola zalane, wszystko pod wodą - macha ręką mężczyzna mieszkający przy ulicy Młynarskiej w Tarnobrzegu.

Na terenie powiatu tarnobrzeskiego sytuacja powodziowa jest podobna. Woda wylewa się z części rowów i cieków wodnych. Zalega na podwórkach. Coraz więcej mieszkańców na własną rękę wypompowuje wodę z piwnic i podwórek.

OBSERWUJĄ I MONITORUJĄ

W powiecie najgorsza sytuacja powodziowa panuje w gminach Gorzyce i Baranów Sandomierski. - Ponieważ w tych miejscowościach prowadzone są prace modernizacyjne wałów - mówi Jacek Hynowski, tarnobrzeski starosta. - W Baranowie na Babulówce, w Gorzycach na Trześniówce. Nasze służby od rana monitorują poziom wód w tych miejscach. Firmy, które zajmują się przeciwfiltracją i zabezpieczeniem wałów, muszą zwracać w tych miejscach szczególną uwagę. Fala powodziowa na Wisłoce przesuwa się. Dlatego jeśli powiat mielecki wprowadzi alarm powodziowy, to nasz powiat będzie następnym, który powieli tę decyzję.

Tadeusz Blacha, główny specjalista do spraw zarządzania kryzysowego Starostwa Powiatowego w
Tarnobrzegu, zapewnił, że poziom mniejszych rzek na terenie powiatu na razie nie stanowi zagrożenia. Odradza mieszkańcom wypompowywanie wody na własną rękę. - To jest bezsens pompowania, nikt tego nie zaleca - przekonuje. - Można naruszyć konstrukcje fundamentów. Trzeba zaczekać aż poziom wody opadnie, gdyż poziom wód gruntowych jest bardzo wysoki. To tylko marnotrawienie sił i pieniędzy.

AKCJA POMPOWANIE

Ale ludzie i strażacy nie czekali. Od wczesnych godzin porannych wypompowywali wodę z zalanych piwnic, podwórek i ze stodół. - Od rana mamy pełną gotowość - mówił Artur Ślęzak z Ochotniczej Straży Pożarnej w Skopaniu. - Mamy bardzo dużo zgłoszeń od mieszkańców, którzy proszą o pomoc w wypompowywaniu wody.

Na terenie gmin Grębów i Nowa Dęba zanotowano tylko nieliczne podtopienia. Znacznie gorzej było w gminach Gorzyce i Baranów Sandomierski.

W gminie Gorzyce od rana pracownicy Zakładu Gospodarki Komunalnej oraz strażacy-ochotnicy wypompowywali wodę z zalanych piwnic i suteren, a także z terenów podtopionych. O pomoc w usuwaniu nadmiaru wody poprosili między innymi mieszkańcy kilku domów stojących przy nieutwardzonej asfaltem ulicy Podwale, nazywanej Żabie Dołki, w miejscowości Trześń. Wskutek intensywnych opadów deszczu i braku odpływu drogę przykryła woda. Samochód pokonuje trasę z trudem. Przejście pieszo jest niemożliwe. Sytuację ratowali strażacy. Pomoc obiecał Marian Grzegorzek, wójt Gorzyc, który pojechał na miejsce.

Od rana walczono także z wodnym żywiołem na terenie gminy Baranów Sandomierski. W Suchorzowie podtopiło kilkanaście domostw. Mieszkańcy twierdzą, że woda na ich posesje wdarła się już w piątek. - Cały dzień sama udrażniałam rów melioracyjny, by woda miała ujście - pokazuje pani Stefania. - Boję się, że woda zaleje mi warzywniak. Szkoda upraw.

SYTUACJA OPANOWANA?

Jan Pelczar, wiceburmistrz Baranowa, wczoraj przed południem zapewniał, że z wyjątkiem jednej posesji w Suchorzowie, nie ma potrzeby układania worków z piaskiem. - Dom został zbyt nisko postawiony, dlatego teraz podchodzi do niego woda - mówił. - Sytuację mamy opanowaną.
W Skopaniu woda zalała piwnice budynków administrowanych przez Tarnobrzeską Spółdzielnię Mieszkaniową. Strażacy pomagali także tamtejszym przedsiębiorcom. Pompy chodziły w Woli Baranowskiej. - Woda pojawiła się rano w piwnicy, kotłowni i na klatce schodowej - pokazuje Andrzej Piękoś z Woli. - Tak jest co roku. Wszystko przez brak kanalizacji.

W najgorszej sytuacji są właściciele domów w Woli Baranowskiej, stojących przy niewielkim stawie, nazywanym Gajem. Zalane rowy melioracyjne spowodowały, że woda wylała się już częściowo na ulicę. Zdaniem zdenerwowanych mieszkańców, podtopień można by uniknąć, gdyby lokalne władze udrożniły okoliczne rowy melioracyjne - Wystarczy się przekopać pod drogą i woda będzie miała ujście - pokazuje pan Stanisław. - Co kilka miesięcy mamy powtórki z podtopień. Ostatnim razem na wiosnę. Każdy radzi sobie jak może. Jedni wylewają wodę wiadrami. Pozostali pompami.

NAJGROŹNIEJSZA COFKA

Gmina Bojanów w powiecie stalowowolskim ocieka wodą po ostatnich opadach. Groźna jest tu rzeka Łęg. Ale nie tyle wylewający Łęg straszy i dokucza ludziom. Najgroźniejsza jest cofka - wody w strumieniach i kanałach, które podniosły się na skutek wysokiej wody w Łęgu.

Zbiornik na Łęgu w Wilczej Woli w niedzielę już się przepełnił. Rozpoczął się więc zwiększony zrzut wody. Na dodatek poniżej tamy więcej wody do Łęgu wtłaczały rzeczki Zygota i Nil. Wody błyskawicznie przybywało. O godzinie 21 w niedzielę do poniedziałkowego poranka woda w Łęgu przybrała o jeden metr. Potem co godzinę wody przybywało dziesięć centymetrów. W najbardziej newralgicznych miejscach rozpoczęła się akcja układania worków z piaskiem.

- W naszej gminie jest większy niż w innych gminach poziom wód podziemnych - powiedział nam Krzysztof Kruk, inspektor do spraw drogownictwa w bojanowskim Urzędzie Gminy. Efekt jest taki, że po ulewnych deszczach szybciej tu występują powodzie, bo ziemia błyskawicznie przesiąka wodą. Teraz woda zagroziła mieszkańcom przysiółka zwanego "Bojanów za rzeką" oraz Laskom.

WODA W STARORZECZU

W Bojanowie za rzeką trochę wody rozlało się po okolicy ze starorzecza Łęgu. Ale największa woda zeszła z pól i lasów. Trzeba było kilka domostw otoczyć workami z piaskiem. Próbowano też skierować wodę spływającą z pól do rowów, a stamtąd do rzeki. Nie było to takie łatwe, bo zarośnięte trawą rowy nie były drożne. Użyto więc koparki do robionej na chybcika melioracji.

Najgorzej jednak było w Laskach. Zagrożonych zalaniem było 150 domów i świeżo obsiane pola uprawne. Wylała woda w kanale, na którą podniesiony poziom Łęgu podziałał jak tama. Mało tego, doszło do cofki - woda z Łęgu zaczęła płynąć w górę kanału, którym latem ledwie sączy się woda! Rozpoczęła się akcja sypania piasku do worków i układania zapory, bo przed kilkoma laty w taki sam sposób doszło do powodzi i zalania dziesiątków gospodarstw.

Woda podmyła także nową drogę w Stanach, nazywaną "droga królewską", bo jak mówi tradycja, w tym miejscu przejeżdżał orszak króla Kazimierza Wielkiego do zamku myśliwskiego w Przyszowie. Od niedzieli rozpoczęło się w gminie czuwanie w miejscach, gdzie istnieje obawa rozlania się wody.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie