Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pozostawił bez właściwej opieki i naraził na śmierć ranne zwierzę?

Marcin RADZIMOWSKI
- Nie porzuciłem tego psa i nie naraziłem go na niebezpieczeństwo. Całą aferę rozdmuchało stowarzyszenie - przekonuje Władysław K., lekarz weterynarii z Baranowa Sandomierskiego. Przed tarnobrzeskim sądem w poniedziałek ruszył proces

Elf to roczny kundel z rudą sierścią. Obecnie ma się dobrze, lecz 11 grudnia ubiegłego roku nie był w najlepszym stanie. Znalazła go jedna z mieszkanek Baranowa Sandomierskiego na poboczu drogi, niewątpliwie pies został potrącony przez samochód. Kobieta zawiozła go do Władysława K., miejscowego weterynarza. Taki był początek historii, która zakończyła się w sądzie…

DWAJ LEKARZE, DWA ZDANIA

- Wtedy nie prowadziłem działalności gospodarczej, więc zająłem się tym zwierzakiem z dobrego serca. Zdiagnozowałem, że ma złamaną łopatkę, podałem lek przeciwbólowy. Zwierzę było w dobrej kondycji, chodziło na trzech łapach - mówił wczoraj w sądzie oskarżony. - Podejrzewałem czyj to może być pies, bo jest taka rodzina opiekująca się zwierzętami. Nie zastałem w domu nikogo, ale ten psiak wyskoczył z samochodu i wbiegł na posesję. Tam były dwa podobne psy, zaczął się z nimi bawić i uznałem, że tu właśnie jest jego dom.

To wyjaśnienia oskarżonego, które nijak się nie mają do tego, co twierdzili przedstawiciele tarnobrzeskiego Stowarzyszenia Opieki nad Zwierzętami Ogród Św. Franciszka, którzy złożyli do prokuratury zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa. Podobnie zresztą jak kobieta, na której posesji lekarz weterynarii z Baranowa Sandomierskiego zostawił rannego psa.
Z ich relacji wynika, że zwierzę zostało celowo podrzucone (nie uciekło samo z auta) i było w fatalnym stanie. Właścicielka posesji twierdziła, że była w domu lecz nie słyszała, by ktoś (weterynarz) pukał do drzwi. Kiedy wyjrzała przez okno widziała jedynie odjeżdżające auto.

Psa przewieziono później do lekarza weterynarii w Skopaniu (ta sama gmina), który stwierdził, że życie zwierzęcia było zagrożone - pies był odwodniony i wyczerpany, miał połamane żebra i łopatkę. W jego ocenie pozostawiony w takim stanie, przy 10-stopniowym mrozie, mógł zdechnąć.

PIES SAM UCIEKŁ?

Taki właśnie zarzut - znęcania się nad zwierzęciem poprzez porzucenie go i pozostawienie bez właściwej opieki, ciąży na Władysławie K.

Świadkiem zgłoszonym przez obronę, który złożył wczoraj zeznania, był znajomy Władysława K. 11 grudnia miał razem z nim jechać samochodem z chorym psem i miał widzieć, jak pies sam uciekł z auta i wbiegł na posesję.

- Oskarżony wołał psa, ale ten biegał z innymi psami po posesji i nie chciał przyjść - zeznawał świadek. W przeciwieństwie nawet do samego oskarżonego, mężczyzna twierdził, że pies biegał normalnie, na czterech łapach (jedną miał złamaną - przyp. autor.).

Przed sądem zabrakło dwóch ważnych świadków. To lekarz ze Skopania, który zajął się "porzuconym psem" oraz kobieta (członkini stowarzyszenia), która znalazła ranne zwierzę przy drodze i przekazała go weterynarzowi z Baranowa Sandomierskiego, a następnie sprawdziła, co stało się z psem - dotarła do kobiety, u której weterynarz pozostawił zwierzę. Termin kolejnego posiedzenia sąd wyznaczył na 27 czerwca.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie