Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Radni zaleszańskiej gminy pozostawili bezpańskie krowy na pastwę losu

Zdzisław Surowaniec
Jedna z krów wygląda z obory, gdzie wrotami jest kawałek szmaty.
Jedna z krów wygląda z obory, gdzie wrotami jest kawałek szmaty. Zdzisław Surowaniec
Stado dwudziestu bezpańskich, głodnych, zaniedbanych krów wałęsających się od lat po Turbi, nadal pozostanie bez opieki. Radni gminy Zaleszany nie pozwolili wójtowi przejąć stada, choć zgodę na to dał powiatowy lekarz weterynarii.
Wójt Andrzej Karaś (z prawej) na sesji Rady Gminy, gdzie radni odmówili utrzymania stada krów.
Wójt Andrzej Karaś (z prawej) na sesji Rady Gminy, gdzie radni odmówili utrzymania stada krów. Zdzisław Surowaniec

Wójt Andrzej Karaś (z prawej) na sesji Rady Gminy, gdzie radni odmówili utrzymania stada krów.
(fot. Zdzisław Surowaniec)

Krowy są od lat udręką dla mieszkańców Turbi. 65-letnia właścicielka zwierząt nie interesuje się nimi, nie chce też się ich pozbyć. Zwierzęta chodzą tak głodne, że zimą obgryzają sadzonki świerków, a latem demolują ludziom ogrody. Powiatowy lekarz weterynarii uznał stado za opuszczone i dał wójtowi gminy pozwolenie na przejęcie zwierząt.

Na przejęcie i utrzymania stada wójt Andrzej Karaś zarezerwował w projekcie budżetu gminy 30 tys. zł. Zajęcie się krowami uznanymi za bezpańskie wymusza bowiem na samorządzie ustawa o ochronie zwierząt.

Jednak na sesji budżetowej 29 stycznia radni jednogłośnie nie dali zgody na utrzymanie stada i pieniądze na krowy przeznaczyli na drogi i kanalizację. Radny Józef Sarna z Agatówki trysnął nawet humorem i ironizował, że ciekawe kto się zajmie zabawianiem krów i czytaniem im bajek, co wywołało głośny śmiech u Lucjana Kutyły.

Wójt Zaleszan Andrzej Karaś znalazł się między młotem i kowadłem. Chce załatwić palący od kilku problem opuszczonego stada krów w Turbi. Na przejęcie i utrzymanie zwierząt trzeba 30 tysięcy złotych, a właśnie radni odmówili przeznaczenia takich pieniędzy na krowy.

W tej sprawie wójt nie znalazł zrozumienia nie tylko u radnych z przeciwnej sobie koalicji, ale nawet u radnych, którzy są mu życzliwi. Zdaniem tych drugich, w gminie są duże potrzeby, wielu ludzi wymaga wsparcia, a tu nagle trzeba by wyłożyć taką kupę pieniędzy na cudze krowy. - Niech prokurator przejmie stado i je sprzeda - uważa jedna z osób.

Przed sesją pracownicy Urzędu Gminy odwiedzili właścicielkę stada bydła. - Z Władysławą Z. nie nawiązano kontaktu ze względu na jej nieobecność. Nikt z sąsiadów nie był w stanie podać miejsca jej pobytu - zdano relację.

Doliczono się osiemnaście sztuk zwierząt, część na posesji, a część na drodze niedaleko posesji. Głodne zwierzęta obgryzały resztki iglaków rosnących przed domami. Gehenna zwierząt trwa, a na kobietę nie ma mocnych. Jest typem samotnika i jak mówią mieszkańcy, twierdzi, że zawiodła się na ludziach, a krowy traktuje jak największych przyjaciół.

Tyle tylko, że się nimi kompletnie nie interesuje. Krowy rozłażą się po okolicy i kiedy jest zielono, tratują i wyjadają uprawy w ogrodach, niszczą ogrodzenia. - Jedzą wszystko, co tylko rośnie na ich drodze - słyszę opinię. Ludzie się ich boją, bo są na wpół zdziczałe. Zwierzęta rozmnażają się między sobą, ale nie dojone jałówki mają wyschnięte wymiona. Mimo takich warunków, są zadziwiająco zdrowe i zdaniem niektórych, świetnie nadają się na rzeź.

Kiedy powiatowy lekarz weterynarii obejrzał ostatnio zwierzęta, uznał, że można stado określić jako opuszczone i dał wójtowy znać, aby robił to, co do niego należy. Wójt zwołał więc rozprawę administracyjną, z wysłuchaniem stron. Jeden z mieszkańców wyliczył, że dla wyżywienia dwudziestu krów trzeba mieć co najmniej pięć hektarów dobrze uprawianego pola. Na utrzymanie stada wójt przeznaczył więc 30 tys. zł.

Ale dla ludzi to kwota olbrzymia. Mają inne pomysły na zrobieniem z krowami porządku. - Ta kobieta powinna zostać ubezwłasnowolniona przez sąd na wniosek prokuratora, krowy powinny być jej zabrane i sprzedane do rzeźni. Można jej nawet dać te pieniądze ze sprzedaży. W ten sposób nie trzeba będzie wykładać z gminnej kasy dużej sumy pieniędzy - słyszę opinię jednej z osób.

Jednak wójt Andrzej Karaś uważa, że radni, którzy odmówili przeznaczenia pieniędzy na zajęcie się stadem krów, działają wbrew prawu o ochronie zwierząt, narażają zwierzęta na cierpienia, co zagrożone jest karą, czym powinien się zająć prokurator lub wojewoda z urzędu. Trwa więc sytuacja patowa, a w Turbi można zobaczyć jak wygląda zimny wychów krów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie