MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Rozmowa z aktorem RADOSŁAWEM KRZYŻOWSKIM

Magdalena ADAMSKA

Radosław Krzyżowski, 33 lata, na co dzień jest aktorem Teatru Słowackiego w Krakowie. Na dużym ekranie zadebiutował w "Liście Schindlera" Stevena Spielberga. Zagrał też u Jerzego Stuhra w filmie "Duże zwierzę". Jednak największą popularność przyniosła mu rola ordynatora oddziału chirurgicznego Michała Sambora w serialu "Na dobre i na złe". Jego żoną jest aktorka Dominika Bednarczyk.

* Gdy kilka lat temu znany krakowski aktor teatralny Andrzej Grabowski zaczął pracę w sitcomie, podniosło się wielkie larum. Czy fakt, że i pan, także aktor teatralny, zagości na dłużej w serialu, był komentowany w pana środowisku?

- Myślę, że czasy takich emocji już minęły. W Polsce kręci się mało filmów, więc aktorzy, którzy chcą popracować z kamerą, nie mają wielkiego wyboru. Osobiście nie spotkałem się z negatywnymi opiniami na temat mojego udziału w serialu. Zresztą "Na dobre i na złe" ma już wyrobioną markę.

* W jednym z wywiadów powiedział pan, że gdy aktor po szkole natychmiast zaczyna pracę w serialu, przewraca mu się w głowie. Panu się nie przewróciło?

- Wydaje mi się, że nie. Już od 10 lat gram w teatrze, więc jakiś fundament mam. Praca w serialu jest bardzo specyficzna, jeśli młody aktor opiera się tylko na takim doświadczeniu, przestaje się rozwijać. Nie ma na to szans! Kilka lat temu nie startowałem nawet do serialowych castingów, bo wiedziałem, że może mi to przynieść więcej szkody niż pożytku. Teraz chyba już jest za późno, by przewróciło mi się w głowie (śmiech).

* Pański bohater Michał Sambor jest postacią o dość paskudnym charakterze. Lubi pan grać takie role?

- Często dostaję propozycje takich ról. Przyzwyczaiłem się i nie zastanawiam się nawet, dlaczego. Może z racji temperamentu? Naprawdę nie wiem. Zazwyczaj aktorzy lubią grać postaci z rysą, nie do końca czyste. Takie charaktery są nośne, chyba dlatego, paradoksalnie, znacznie trudniej jest zagrać euforię, zachwyt, jasność, nie popadając przy tym w banał.

* Rozumiem, że prywatnie raczej nie zakumplowałby się pan z Samborem?

- O nie! Skąd! (śmiech)

- Zdarza się, że aktorzy, którzy grają czarne charaktery, potem spotykają się na ulicy z nieprzyjemnościami, czasami z agresją. Pan też tego zasmakował?

- Pewna pani w pociągu zapytała mnie, czy długo jeszcze będę grać taką szuję, poza tym miałem raczej spokój. Moja twarz jest jeszcze świeża dla telewidzów. Owszem, zaczynają mi się przyglądać uważniej w sklepie czy na ulicy, ale na razie bez agresji. Zobaczymy, co będzie później.

* Krążą plotki, że w serialach zarabia się bajońskie sumy. Czy poza nowym doświadczeniem zawodowym, pana też skusiły pieniądze?

- Nie ma co ukrywać, że udział w różnych produkcjach telewizyjnych wiąże się także z satysfakcją finansową.

* A na co pan wydaje pieniądze?

- Jestem na takim etapie, że wydaję ciągle na podstawowe rzeczy, głównie na urządzenie mieszkania. Udział w serialu daje nieco luzu finansowego, ale bez przesady. Nie zarabiam tyle, by pozwalać sobie na jakieś ekstrawagancje.

* W sztuce "Pokojówki" zagrał pan w skórzanej spódnicy. Lubi Pan eksperymentować?

- Rzeczywiście to było ciekawe doświadczenie. Kilka lat temu Paweł Miśkiewicz wyreżyserował w krakowskiej Łaźni ten dramat. I tak jak chciał Genet, pokojówki zagrali mężczyźni. Myślę, że każda refleksja nad swoją płcią, seksualnością jakoś nas rozwija. W każdym razie "Pokojówki" były ciekawym eksperymentem.

* A w życiu prywatnym też lubi pan eksperymentować?

- Hmm? Wewnętrznie jestem dość rozpędzony. Rzadko szukam zewnętrznych dopalaczy, nie odczuwam najmniejszej potrzeby na przykład skoków na bangee czy ze spadochronem. Codzienność nakręca mnie do tego stopnia, że staram się raczej hamować.

* A do czego by się pan nie posunął na scenie bądź ekranie?

- Nie stawiam sobie takich barier. Jeśli reżyser przekona mnie do jakiegoś ekstremum, jeśli mu uwierzę, że tak trzeba, nie widzę powodów, żeby czegoś odmówić.

* Czy życie z artystą bywa nieznośne?

- Nigdy nie byłem w poważnym związku z kimś spoza branży, więc nie wiem, jak to jest. Dwoje ludzi uprawiających ten sam zawód w związku? To chyba ułatwienie.

- Pan i pańska żona Dominika Bednarczyk gracie w tym samym teatrze. Lubi pan z nią pracować?

- Tak naprawdę, to w teatrze nie mieliśmy jeszcze okazji do współpracy. Mijamy się zazwyczaj w garderobie albo w kuluarach. Obawiam się jednak, że nie byłoby łatwo. Nie należymy do osób łatwych we współpracy.

* Dziękuję za rozmowę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Rozmowa z aktorem RADOSŁAWEM KRZYŻOWSKIM - Echo Dnia Świętokrzyskie

Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie