MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Rozmowa z aktorką Małgorzatą KOŻUCHOWSKĄ

Magdalena ADAMSKA

Małgorzata Kożuchowska, lat 33, jest zodiakalnym Bykiem. Największą popularność przyniosły jej role narzeczonej Kilera w obu częściach hitowej komedii Juliusza Machulskiego oraz Hanki Mostowiak w serialu "M jak miłość". Jest laureatką tegorocznej Złotej Kaczki i Telekamery dla najlepszej aktorki roku. Należy do najlepiej ubranych polskich aktorek. Stan cywilny: panna. Dzieci: brak.

* Ten rok był dla pani wyjątkowo łaskawy zawodowo. Zdobyła pani wszystkie możliwe nagrody: Telekamerę z oszałamiającą liczbą głosów i Złotą Kaczkę. Do tego był jeszcze odcisk dłoni na Promenadzie Gwiazd w Międzyzdrojach. W tak młodym wieku...

- I co ja będę robić przez następne 33 lata?

* A tyle jeszcze zamierza pani grać?

- Przynajmniej jeszcze tyle.

* Teraz jest pani w wieku Chrystusowym...

- Właśnie, to chyba nie bez znaczenia.

* Czy jakaś wróżka przepowiedziała pani te wszystkie sukcesy?

- Nie, boję się chodzić do wróżek.

* Ten deszcz nagród należy chyba wiązać z serialem "M jak miłość"?

- To chyba konsekwencja dziesięciu lat mojej bardzo ciężkiej pracy. Jednak serial "M jak miłość", który osiągnął tak ogromną popularność, z całą pewnością miał wpływ na ten sukces. Dziesięciomilionowej widowni, jaka stała się jego udziałem, żaden polski aktor nie ma ani w teatrze, ani w kinie. Telewizja to jedyne medium, które przyciąga aż tak dużą publiczność. Cieszę się, że udało mi się zdobyć sympatię tak licznej widowni.

* Swoją przygodę z telewizją zaczęła pani śpiewająco w musicalu "Człowiek z La Manchy" Jerzego Gruzy. Lubi pani śpiewać?

- Tak, to mnie relaksuje.

* Podobno marzy pani o roli kinowej, do której trzeba by przeczytać sterty książek. Czy myśli pani, że ktoś może taką rolę dla pani napisać, czy może już jest napisana?

- Może jest napisana, a ja jeszcze nic o tym nie wiem?

* Może to Anna Karenina?

- Szczerze mówiąc, moje marzenia o wielkim repertuarze zweryfikowało życie. Wiem, że mamy takie czasy, że trudno zebrać budżet na produkcję kostiumową. Staram się stąpać trzeźwo po ziemi i liczę na to, że ktoś z żyjących napisze mi jakąś rolę współczesną i da mi pole do popisu. Do tej pory w kinie miałam raczej szczęście do ról komediowych: narzeczona Jurka Kilera czy Zośka Koselówna ze "Zróbmy sobie wnuka". Tęsknię za czymś innym. Chciałabym zagrać w filmie o wielkiej miłości, niekoniecznie szczęśliwej.

* Czy przywiązuje pani dużą wagę do własnego wizerunku? Czy to panią bawi, czy to część zawodu?

- Myślę, że to jest moja natura.

* Czyli nie będąc aktorką też by tak pani dbała o swój wygląd?

- Tak, ja to wyniosłam z domu. Moja mama jest osobą niezwykle uzdolnioną manualnie, artystycznie. Nawet w ciężkich latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych zawsze szyła nam - mnie i moim dwóm siostrom - oryginalne ubranka. Mimo że wtedy w sklepach niczego nie było, my zawsze miałyśmy jakieś wydziergane serdaczki czy wyszywane mankieciki. Mama dbała o nasz wygląd. Myślę, że ja automatycznie przejęłam od niej gust i odpowiedzialność. Uważam, że osoba wykonująca zawód publiczny powinna wyglądać dobrze.

* Chyba jednak czasem lubi pani prowokować. Jak choćby słynnym już kokiem.

- Reakcja na ten kok mnie zszokowała. Opinie na jego temat były skrajne i - co najgorsze - zdominowały fakt otrzymania przeze mnie istotnej nagrody. Ale i tak uważam, że trzeba być sobą i nie należy tak do końca sugerować się opiniami innych. Nie jest możliwe zadowolenie wszystkich. Oryginalność i moja odwaga są cechami pozytywnymi, nie chciałabym z nich rezygnować. Im mniej banalnie, tym lepiej.

* W ciągu czterech lat powstawania serialu "M jak miłość" pani bohaterka Hanka Mostowiak bardzo się zmieniła i to na korzyść...

- Na początku Hanka była postacią wredną, jednoznacznie negatywną. Zgodziłam się zagrać tę rolę, bo zaintrygował mnie jej czarny charakter. Tym bardziej że wcześniej grałam zwykle sympatyczne blondynki, lecz gdzieś po roku emisji serialu zorientowałam się, że kiedy na przykład wchodziłam do sklepu, czułam taki chłód, jakbym otwierała lodówkę. Ludzie na ulicy posyłali mi złowrogie spojrzenia. Nie byłam do tego przyzwyczajona, więc na początku było to nawet zabawne, ale później zrobiło się przykre. Wtedy poprosiłam scenarzystkę Ilonę Łepkowską, żeby jednak odkręcała Hankę w drugą stronę. Ilona jest niesamowita, bo zmieniła ją o 180 stopni. Wydaje mi się, że głównie scenarzystce zawdzięczam swoją Telekamerę.

* Czy prywatnie - podobnie jak zawodowo - też dopisuje pani szczęście?

- Śmieję się, gdy ktoś mnie pyta, co z moim życiem prywatnym, kiedy w końcu będę żoną i kiedy wydam na świat dzieci. Zawsze mówię, że dzięki pracy na planie "M jak miłość" spełniam się i jako żona, i jako matka. Nawet chodziłam w ciąży przez dziewięć miesięcy i wychowałam niemowlaka. Moje dziecko z serialu zaczyna już chodzić i mówi do mnie: "mamo". Mateuszek ma dwie mamy - mnie, czyli serialową i swoją prawdziwą. Gdy wyciągam do niego ręce, on również to robi i woła: "mama, mama". A przecież wiadomo, że dzieci nie udają, są szczere (śmiech).

* Gdyby nie została pani aktorką, to kim by pani była?

- Jeśli miałabym po raz drugi wybierać ponownie postawiłabym na aktorstwo, ponieważ jestem szczęśliwa wykonując ten zawód. Natomiast, gdybym musiała wybrać cokolwiek innego, to pewnie byłabym lekarzem. O tym zawsze marzyli moi rodzice i gdy zaczęłam skręcać w stronę humanistyczną byli mocno rozczarowani.

* Jakie ma pani zainteresowania?

- Lubię podróżować i odkrywać nowe miejsca, najchętniej te najbardziej zaskakujące i odległe. Ale poza moją pracą mam mało czasu, żeby rozwijać jakieś hobby. Dlatego, jeśli ktoś mnie pyta, czy gram w tenisa, to odpowiadam, że gram to za dużo powiedziane, ale potrafię odbić piłeczkę. Tak samo jest z jazdą konną i z jazdą na nartach.

* Podróż życia?

- Liczę, że jeszcze wciąż przede mną... Ale byłam już w kilku magicznych miejscach. Jednym z nich są wyspy na Filipinach. Myślałam, że takie miejsca są tylko w folderach. Wyspy te wyglądały jak raj z mojej wyobraźni. Piaszczyste, szerokie plaże, wspaniałe lazurowe morze, nieskazitelnie czyta woda, linia horyzontu usiana malutkimi wysepkami... Jak kończy się plaża w głąb lądu, to zaczynają się palmy i dżungla. Największa śmiertelność jest tam spowodowana spadającymi kokosami. Byłam też na takiej wyspie, gdzie na plaży, w piachu, leżały częściowo zakopane muszle wielkości salaterek do sałaty. Nie wiedziałam, że coś takiego jeszcze istnieje gdziekolwiek na świecie. Nie przywiozłam takiej muszli, bo zasadą jest, że z miejsc dziewiczych nie zabiera się skarbów, zostawia się je w środowisku naturalnym. Byłam również na Borneo, na szczycie, który ma cztery tysiące metrów. Szłam dwa dni, wspinałam się z przewodnikiem. U podnóża tej góry było bardzo gorąco, a na samym szczycie straszliwie zimno. Gdzieś niedaleko równika kupowałam polary i rękawice, które mam do dzisiaj. Im wyżej, tym bardziej zmieniała się fauna i flora. Na samym szczycie nie było już żadnych roślin. Nocowaliśmy na wysokości trzech tysięcy metrów. Zbudzili nas o drugiej w nocy i musieliśmy iść dalej. Nagrodą za wysiłki miał być wschód słońca na szczycie, więc trzeba było się wspinać po ciemku. Nie wiedziałam wtedy, czy nie ma przepaści o krok od ścieżki, którą szłam. Na wysokości 3,5 tysiąca metrów rozdali nam gwizdki, żeby w razie zgubienia się lub spadnięcia w przepaść zagwizdać. Bałam się straszliwie. Ale nagroda, która czekała na nas na szczycie była niesamowita. Widok wschodzącego słońca to jedno. Moment zadowolenia, że się potrafiło przeskoczyć własne zmęczenie i lenistwo - drugie.

* A co najchętniej robi pani w wolnym czasie?

- Mam mało wolnego czasu, a jak już go znajdę, to po prostu staram się porządnie wyspać.

* Dziękuję za rozmowę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Rozmowa z aktorką Małgorzatą KOŻUCHOWSKĄ - Echo Dnia Świętokrzyskie

Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie