Jednego dnia mężczyzna, który nigdy nie był karany, został uznany za faceta, który z premedytacją chciał oszukać urzędników w starostwie. Jak zapewnia - nikogo nie chciał oszukać, od nikogo nie chciał niczego wyłudzać. Ale usłyszał zarzuty, które zmroziły mu krew w żyłach. Kara finansowa w takiej wysokości, jaką wyznaczył sąd, to będzie dla niego ruina, bo klepie biedę. Poszło o fałszywe prawo jazdy.
MILICJA DOGADYWAŁA
Historia jego problemów sięga roku 1975. Jako kontroler techniczny w Hucie Stalowa Wola został wysłany na Ukrainę, gdzie w ramach reklamacji trzeba było naprawić koparkę, która uległa awarii. Z pobytu na Ukrainie, która wówczas była socjalistyczną republiką i częścią Związku Radzieckiego, wrócił ze zrobionym tam prawem jazdy na samochód i motocykl.
Miał wtedy skodę octawię z 1973 roku i ma ją do dziś. Jeździł skodą na ukraińskim prawie jazdy. - Jak mnie milicjanci zatrzymywali do kontroli, to się uśmiechali. Słyszałem od nich docinki, że mi chyba rosyjska służba bezpieczeństwa wydała ten dokument. I puszczali mnie - zapewnia mężczyzna.
Problemem życiowym mężczyzny jest chory od urodzenia wnuczek. Ma porażenie mózgowe i wymaga wożenia na rehabilitację i na specjalne zastrzyki z jadu kiełbasianego do Rzeszowa. Nieużywane auto stało w garażu, w końcu postanowił je ruszyć. Musiał tylko wymienić stare "ruskie" prawo jazdy - jak o nim mówi, na aktualne polskie. Bo była akcja wymiany praw jazdy.
AKTUALNY DOKUMENT
Był rok 2006, kiedy poszedł z "ruskim" dokumentem do wydziału komunikacji w starostwie stalowowolskim. Usłyszał, że wymienią mu dokument na polski, ale musi im przekazać aktualny ukraiński dokument, jaki teraz obowiązuje w tym kraju. Ukraina przestała być radziecką republiką i należało prawko mieć aktualne.
Mężczyzna miał kontakt z niejakim Saszą. - To Ukrainiec, który za komuny załatwiał formalności związane z odbiorem w Hucie Stalowa Wola produkcji wojskowej. Był dla mnie wiarygodny - tłumaczy. Teraz Sasza zajmował się handlem motorami i skuterami. I to jego poprosił o usługę. Mężczyzna nie miał paszportu i nie mógł wyjechać załatwić formalności za granicą. Sasza powiedział, że zrobi mu przysługę.
Tyle tylko, że Sasza wziął stary ukraiński dokument i przepadł. Słuch po nim zaginął. Po siedemnastu miesiącach do mieszkania mężczyzny ktoś zapukał.
Był to ukraiński kierowca autobusu kursowego. Miał przesyłkę od Saszy - aktualne prawo jazdy. Jak tłumaczył, były problemy z odnalezieniem dokumentów w archiwach, bo zostały zniszczone lub wywiezione przez Rosjan lub zalane wodą w bunkrze, gdzie były przetrzymywane. Mężczyzna uwierzył w te opowieści, bo nie miał powodów nie wierzyć w bałagan, jaki zapanował po zmianie ustroju.
OSTRZEGAWCZE ŚWIATŁO
Z nowym, zafoliowanym dokumentem mężczyzna poszedł do starostwa, do wydziału komunikacyjnego. A tu urzędnikom zapaliło się ostrzegawcze światełko, kiedy popatrzyli na prawo jazdy. Roiło się w nim od niekonsekwencji. Miejsce zamieszkania podano Stalowa Wola, a przecież powinna być to miejscowość, w której mężczyzna mieszkał, kiedy otrzymał prawo jazdy, czyli ukraiński Janov. Wystawiona była także data wydania prawa jazdy 2000 rok, kiedy mężczyzna otrzymał dokument w 1975 roku.
Urzędnicy przesłali, więc dokument do polskiego konsulatu generalnego we Lwowie, w celu potwierdzenia, że jest autentyczny, prawdziwy i ważny. Lwowski Oddział Rejestracyjno-Egzaminacyjny Państwowej Inspekcji Samochodowej odpowiedział po trzech miesiącach, że w ich rejestrze, a prowadzą go komputerowo od 1992 roku, nie ma informacji o wydaniu takiego prawa jazdy.
W lipcu 2008 roku starosta wydał, więc decyzje o odmowie wymiany ukraińskiego prawa jazdy na polskie. Mało tego. Starostwo zawiadomiło policje o podejrzeniu fałszerstwa dokumentu i próby wyłudzenia polskiego prawa jazdy. Po kilku tygodniach mężczyzna został oskarżony przez prokuraturę o przestępstwo. Nie przyznał się do winy.
WYROK ZA WYROKIEM
30 października 2008 roku zapada wyrok nakazowy (bez udziału stron) w Sądzie Grodzkim. Mężczyzna zostaje uznany winnym zarzuconego czynu, skazany na karę grzywny 1 tysiąc złotych, 100 złotych na rzecz Skarbu Państwa i 40 złotych tytułem wydatków. To dokładnie tyle, ile wynosi jego miesięczna emerytura.
Po odwołaniu się kolejna rozprawa odbyła się z udziałem stron 19 grudnia. Wyrok jest identyczny. Mężczyzna znowu się odwołuje, wnosząc o uniewinnienie i sprawa trafia do Sądu Okręgowego. 16 marca, sąd drugiej instancji utrzymuje w mocy zaskarżony wyrok, uznając apelację za "oczywiście bezzasadną". Sędzia zgodził się z argumentacją, że doświadczenie życiowe oskarżonego wyklucza, aby mógł być na tyle naiwny, żeby wierzyć, że można wymienić prawo jazdy w innym państwie za pośrednikiem znajomego.
- Kiedy zapytałem sędziego czy mogę się odwołać od tego wyroku, usłyszałem, że do pana Boga - skarży się mężczyzna.
MOŻE W RATACH
Jak tonący chwyta się jeszcze brzytwy, jaką jest decyzja Samorządowego Kolegium Odwoławczego. Kolegium orzekło o uchyleniu decyzji starosty. Bo - zdaniem kolegium - to starosta jest zobowiązany ustalić, czy dane zawarte w dokumencie są prawidłowe i czy ukraiński organ, do którego się zwrócił konsulat, jest tym samym organem, który wydał nowe prawo jazdy.
Czas leci i mężczyzna obawia się, że przyjdzie w końcu taki dzień, że będzie musiał wyłożyć całą głodową emeryturę na zapłacenie kary. - Mam nadzieję, że pozwolą mi płacić w ratach - powiedział już lekko zrezygnowany.
Bo ma poczucie, że wszyscy się przeciwko niemu zmówili, żeby mu dołożyć.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?