MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Sąsiedzki konflikt w Ulanowie trwa od roku i nikt nie potrafi go rozwiązać

Katarzyna SOBIENIEWSKA-PYŁKA
Józef Kopytowski nazbierał już teczkę pism, w których udowadnia, że sąsiad jest winien tego, że do jego domu spływa woda.
Józef Kopytowski nazbierał już teczkę pism, w których udowadnia, że sąsiad jest winien tego, że do jego domu spływa woda. Fot. Katarzyna Sobieniewska-Pyłka
Mieszkańcy dwóch sąsiadujących ze sobą posesji na ulanowskim rynku od roku toczą ze sobą sąsiedzki spór. Nie o miedzę jednak idzie, ale o wybudowany bez zezwolenia podjazd przed domem.

Stanisław Garbacz, burmistrz Ulanowa:

Stanisław Garbacz, burmistrz Ulanowa:

- Nie widzę żadnych szans na zażegnanie tego sąsiedzkiego sporu. Nasz urząd nie jest stroną w tym konflikcie, który toczy się już od ponad roku, a każdego tygodnia przychodzą do nas obydwie zwaśnione strony. Mogę ich tylko wysłuchać, pogodzić nie potrafię.

I jak to między sąsiadami bywa, każdy ma swoje racje, każdy wierzy, że to właśnie on został w całej tej sprawie pokrzywdzony. - Nie widzę żadnych szans na zażegnanie tego sporu - przyznaje się do bezradności Stanisław Garbacz, burmistrz miasteczka nad Tanwią, który choć w sporze nie jest stroną, bardzo często gości w swoim urzędzie skłóconych sąsiadów.

RACJA PANA JÓZEFA

- Wszystkiemu winien sąsiad, który wybudował sobie podjazd pod swój dom w taki sposób, że po pierwszym dużym deszczu zalało mój - mówi z przekonaniem Józef Kopytowski. - Podjazd jest zbudowany tak, że woda z niego spływa wprost na moją stronę.

Pan Józef zaklina się, że po tym zalaniu poszedł do sąsiada, by jakoś się dogadać, ale sąsiad go pogonił i jeszcze od najduchów wyzywał. Co więc było robić? Zaczął pisać skargi do kolejnych urzędów, a w trakcie pisania doszedł do tego, że podjazd powstał bez żadnego zezwolenia budowlanego. Ściągnął więc wszystkie możliwe komisje, by Pityńskim, czyli sąsiadom, udowodnić, że nie da sobie w kaszę dmuchać.

RACJA PITYŃSKICH

- No faktycznie, nie staraliśmy się o żadne zezwolenie na budowę podjazdu pod nasz dom, ale to na naszym podwórku ta droga, każdy tak robi - przyznaje się Janina Pityńska. - I prawdą jest, że jak był deszcz, to sąsiada zalało - dodaje. Ale od razu zaprzecza, że to nie z winy jest podjazdu, ale z tego, że chałupa sąsiada stara (pochodzi z połowy XVIII wieku). I nigdy od żadnych najduchów go nie wyzywaliśmy - zaprzecza stanowczo pani Janina.

Opowiada też o komisjach, które odwiedzały ich dom i oglądały podjazd z każdej strony i nic nie znalazły nieprawidłowego w jego konstrukcji. Znalazły za to inne uchybienia budowlane, jak np. okno, które wychodzi wprost na dom pana Józefa i które trzeba zdaniem budowlańców zamurować. Od tej decyzji Pityńscy się jednak odwołują i mają nadzieję, że inni budowlańcy ich zrozumieją.

KOLEJNE PISMA, KOLEJNE URZĘDY

A tymczasem Józef Kopytowski pisze kolejne pisma do nadzorów budowlanych coraz wyższego szczebla. Nie godzi się, by sąsiedzka samowolka budowlana została bezkarna. Bo skoro nie chcieli po dobroci się z nim dogadać, to niech teraz mają za swoje.

I regularnie odwiedza Urząd Gminy. - Już sam przyznaje, że my mu nic nie możemy pomóc, bo to nie leży w naszych kompetencjach, ale przychodzi, bo czuje się pokrzywdzony i chce o tym porozmawiać - mówi burmistrz. - W końcu urząd otwarty jest dla każdego.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie