MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Granica niezgody

Ewa Bożek
Marzena Rachwalska pokazuje, w którym miejscu, zgodnie z postanowieniem sądu, powinna przebiegać granica między posesjami.
Marzena Rachwalska pokazuje, w którym miejscu, zgodnie z postanowieniem sądu, powinna przebiegać granica między posesjami. E. Bożek
Kłótnia sąsiadów z Turbi w powiecie stalowowolskim o miedzę przerodziła się w prawdziwy koszmar.

Już ponad trzy lata trwa sąsiedzki spór o wytyczenie granicy między posesjami w Turbi w powiecie stalowowolskim. I mimo że jest postanowienie sądu, gdzie granica między sąsiadami ma przebiegać, to końca sporu nadal nie widać.
Kończy się na wzajemnych skargach, interwencji policji i kolejnych rozprawach w sądzie.

DOBRE SĄSIEDZTWO

Małżeństwo Rachwalskich kupiło w 1997 roku działkę budowlaną w Turbi. Przez siedem lat żyli z sąsiadami w zgodzie i nic nie wskazywało na to, że stosunki międzysąsiedzkie mogłyby się pogorszyć.

Pierwsze nieporozumienia zaczęły się, kiedy nowy sąsiad chciał ogrodzić tylną część działki.

- Zacząłem wbijać drewniane słupki i przeciągać pomiędzy nimi drut kolczasty. Sąsiadka wspomniała, że się jej to nie podoba. Przyznałem jej rację, tym bardziej że dowiedziałem się w międzyczasie, iż nie wolno ogradzać posesji drutem kolczastym - mówi Marian Rachwalski. - Wspomniała mi, że sama będzie grodzić działkę.

- Pewnego dnia przyjechał do niej mężczyzna, jak powiedziała geodeta, i wyznaczył granicę między naszymi posesjami. Zdziwiło mnie, że nie miał z sobą żadnego sprzętu do mierzenia. Kiedy zapytałem sąsiadkę, czym się kieruje przy podziale, powiedziała, że starymi płotami - opowiada.

ADMINISTRACYJNE POSTĘPOWANIE

Na tyłach pomiędzy sąsiadami zaczęło powstawać ogrodzenie.
Rachwalscy, nie przekonani do podziału sąsiadki, wynajęli geodetę do pomiarów ze Stalowej Woli.

Z dokumentacji sporządzonej przez geodetę wynikało, że ogrodzenie sąsiadki stoi na terenie Rachwalskich, a jeszcze kilkadziesiąt centymetrów gruntu po jej stronie należy do nich.

Małżeństwo z dokumentami pojawiło się u wójta.
- W takich sytuacjach wójt wszczyna postępowanie administracyjne o rozgraniczenie działek. W tym przypadku wójt wskazał do wykonania pomiarów i wytyczenia granicy geodetę z naszego przedsiębiorstwa - mówi Zbigniew Iwaszczuk, dyrektor stalowowolskiego Zakładu Terenowego Przedsiębiorstwa Geodezyjno-Kartograficznego z Rzeszowa.

- Nasze przedsiębiorstwo wysłało zawiadomienia do obu zainteresowanych stron z informacją o terminie wytyczenia granicy. Wszystko dlatego, że w tym czasie powinny być obecne obie strony, które jeśli się zgadzają z pomiarem, podpisują protokół z pomiarów - wyjaśnia dyrektor Iwaszczuk.

W tym przypadku sąsiadka nie zgodziła się ze wskazaniem granicy na miedzy i nie podpisała protokołu.

- Zawsze w takiej sytuacji oddajemy sprawę do władz samorządowych, tutaj do wójta - usłyszeliśmy.

Wójt z urzędu przekazał sprawę do sądu cywilnego.
- Sąd cywilny wyznaczył biegłego, który sprawdza sporządzoną dokumentacje z pomiarami i wytyczeniem granicy między działkami - mówi dyrektor Iwaszczuk.
W listopadzie 2006 roku sąd cywilny orzekł rozgraniczenie posesji według pomiarów wykonanych przez geodetę z zakładów terenowych PGK.

ODRZUCONE ZAŻALENIE

- Sąsiadki nie było na tej rozprawie. Przebywała w tym czasie za granicą. Kiedy wróciła, założyła sprawę o przywrócenie terminu rozprawy. Sąd Rejonowy odrzucił jej wniosek. Odwołała się do Sądu Okręgowego, który również odrzucił jej zażalenie.
W tym czasie zniknął również słupek wskazujący podział między posesjami, wbity przez geodetów.

- Od czasu tego postanowienia sądu zaczęły się nasze problemy - mówią Rachwalscy. - Ruszyły na nas skargi do policji, która przyjeżdżała tutaj prawie co tydzień. - Byłem podejrzewany o to, że niszczę sąsiadce piwonie, wiśnię i grożę, że ją zabiję - mówi Marian Rachwalski.

Waldemar Różalski, kierownik posterunku w Zbydniowie, przyznaje, że policjanci bardzo często są wzywani na interwencję do Turbi.

- Zgłoszenia i wezwania dostajemy od jednej i od drugiej strony. Powiedziałbym, że obie strony skarżą się na siebie jednakowo. Bywało i tak, że byliśmy na miejscu po trzy-cztery razy w tygodniu. Sprawa ciągnie się od co najmniej dwóch lat. Tematy skarg są przeróżne - przyznaje. - Ostatnio jedna ze stron poskarżyła się, że nie może prowadzić prac polowych, bo na jej działce znajduje się przewrócony szalet sąsiadki. Druga z kolei zgłosiła natomiast, że sąsiadka uszkodziła jej płot od strony pól. I tak w kółko - mówi kierownik posterunku.

PRZEŁOMOWY MOMENT

Rachwalski informuje, że po orzeczeniu sądu cywilnego wielokrotnie prosił sąsiadkę o usunięcie płotu, który stał na jego posesji.

- Pisaliśmy nawet do sąsiadki listy za potwierdzeniem odbioru, z prośbą o usunięcie płotu, bo w innym razie zrobimy to sami. Bezskutecznie - wyjaśniają. - W końcu się zdenerwowałem i postanowiłem sam usunąć siatkę. Nie miałem pojęcia, że nie wolno mi było tego zrobić - relacjonuje.

Jak się dowiedzieliśmy, orzeczenie sądu o wytyczeniu granicy nie jest jednoznaczne z koniecznością usunięcia siatki. Sąsiadka mogła dobrowolnie usunąć ogrodzenie, ale jeśli tego nie zrobiła, to sąsiad nie mógł sam jej rozebrać. Miał obowiązek wnieść sprawę do sądu. Dopiero ewentualny nakaz sądowy zmusiłby ją do usunięcia ogrodzenia z ich posesji.

Stało się jednak tak, że Rachwalski stanął przed sądem za uszkodzenie mienia. Dodatkowo na podstawie skarg sąsiadki został oskarżony o wielokrotne grożenie, że zabije ją i jej krewnych. Skończyło się na tym, że sąd warunkowo umorzył sprawę na dwuletni czas próby dla oskarżonego.

Chcieliśmy usłyszeć także stanowisko i racje sąsiadki w całej sprawie. Niestety, w domu nikt nie odbierał słuchawki.

GINĄCE SŁUPKI

Warto dodać, że Rachwalscy ponieśli między innymi koszty wytyczenia granicy między działkami oraz rozprawy cywilnej w sądzie. Już dwukrotnie płacili geodecie za wbicie słupków granicznych między posesjami. Oba zniknęły.

Waldemar Różalski, kierownik posterunku policji w Zbydniowie, potwierdza, że uszkodzenie takich słupków jest przestępstwem, ale niestety, jak mówi, nie ma dowodów, żeby kogokolwiek obciążyć tymi zarzutami.

Na tyłach posesji Rachwalskich znajdują się przewrócony szalet sąsiadki i wykopane metalowe słupki, ślady po próbie usunięcia płotu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie