MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Siódme poty na festiwalu

Zdzisław SUROWANIEC <a href="mailto:[email protected]" target="_blank" class=menu>[email protected]</a>
Lasowiacy na estradzie przed fontanną w Szeged.
Lasowiacy na estradzie przed fontanną w Szeged. Z. Surowaniec

W klimatyzowanym autobusie można było oddychać swobodnie. Powietrze było rześkie. Kiedy młodzi tancerze wysiedli w Szeged poczuli się, jak w ciepłej mazi. W nagrzanym od południowego słońca akademiku nawet kaloryfery były letnie, jakby zaczął się sezon grzewczy.

W takich tropikalnych warunkach Lasowiacy z Miejskiego Domu Kultury w Stalowej Woli wkładali barwne wełniane stroje ludowe i wyjeżdżali tańczyć dla mieszkańców tego węgierskiego miasta na południu kraju, blisko rumuńskiej granicy.

Lasowiacy mieli oczarować węgierską publiczność rzeszowską suitą, tańcami śląskimi i sądeckimi oraz krakowiakiem. Konkurowali z czardaszami w wykonaniu Węgrów, sirtaki, czyli zorbą tańczoną przez Greków, rosyjskimi dumkami, ognistymi tureckimi bojownikami, wirowaniem rumuńskich tancerzy. Udało się! Nasi zrobili furorę.

Sukces rodzi sukces

Lasowiacy zostali zaproszeni do Szeged, bo sukces rodzi sukces. Przed rokiem na festiwalu w Viana do Castelo w Portugalii na zespół polskich tancerzy, prowadzonych przez Marka Zarembę, wrócił uwagę choreograf węgierskiego zespołu. Oczarowany polskim folklorem, zaprosił Lasowiaków" na zorganizowany po raz dwudziesty drugi międzynarodowy festiwal folklorystyczny do Szeged. Na tydzień to miasto ze śliczną starówką stało się miejscem popisów najlepszych zespołów ludowych z kilku europejskich państw.

Gościnność Węgrów została wystawiona na ciężką próbę, kiedy tancerze wjechali do Szeged i kierowca zgubił się w plątaninie uliczek. Sara - przydzielona nam węgierska opiekunka - przez telefon oznajmiła, że nie może się ruszyć z akademika, do którego mieliśmy przybyć. Poratował nas kierowca taksówki, za którym pojechaliśmy, płacąc mu za kurs.

W Szeged panowała nieziemska duchota. Akademik z czasów wczesnego Kadara, nagrzany był jak piekarnik. Karmieni byliśmy w stołówce, skąd z kuchni dolatywał zapach ściery. Już pierwsze danie było dziwne - gołąbki na tłustym bigosie.

Głośne noce

Pierwszej nocy lasowiacka kapela Mieczysława Parucha urządziła bal w sali telewizyjnej. Oj, było głośno. Ale tak atrakcyjnie, że do zabawy z polskimi tańcami i piosenkami dołączyli Grecy. Sara przyszła i kazała się uciszyć. Za to przez kolejne dni nie była w stanie uciszyć innych zespołów, które na całego bawiły się w stołówce do rana. A że z powodu piekielnego gorąca nie można było zamknąć okien, dorośli członkowie wyprawy cierpieli zanim zapadła cisza. Młodzież czekała na ciszę grając z tureckimi kolegami w piłkę na korytarzu.

Oczarowanie i nagroda za trudy niewyspania przyszły, kiedy zwiedziliśmy Stare Miasto. Starówka Szeged jest po prostu bajecznie piękna. Co ciekawe, miasto zniszczyła doszczętnie Cisa, która wylała przed 120 laty. Szeged zostało wówczas wzniesione od nowa, w stylu eklektycznym i art nouveau. Dziś zachwyca nie tylko zniewalająco piękna architektura, ale także dużo pomników. Na mnie największe wrażenie zrobiła postać grającego na skrzypkach klauna, stojącego na ulicy.

Zespoły występowały na ulicach i w amfiteatrze przy miejskiej bibliotece. Polacy byli przyjmowani bardzo serdecznie. Bo też pokazali barwny, piękny folklor, różniący się od innych kultur lekkością i radością tańczenia. Tańce większości zespołów charakteryzowały proste kroki. Polskie tańce to skomplikowane układy i figury. Przekonać się o tym można było podczas wspólnej nauki tańców. Łatwo było zatoczyć się, jak Turcy czy potupać, jak Węgrzy. Polska propozycja tańca była ciężkim egzaminem dla wszystkich innych narodowości.

Koncert w parku

O gorącym przyjęciu Polaków przez Węgrów świadczyły choćby okrzyki starszego pana "brawo Langyel" i ściskanie przez niego naszych rąk. Także aplauz widowni, przed którą Polacy występowali w parku, na estradzie przy wielkiej fontannie czy w amfiteatrze.

I znowu łyżka dziegciu w beczce miodku. Węgrzy uparli się, że z akademika na miejsca występów Lasowiacy i inne zespoły będą wożeni ich jednym autobusem. Efekt był taki, że godzinę trzeba było czekać na podwiezienie i odwiezienie. Pewnego dnia Marek Zaremba zbuntował się i postawił warunek - albo pojedziemy własnym autobusem, albo nie występujemy. Węgrzy skapitulowali.

Ciekawym doświadczeniem był występ Lasowiaków w wiosce Csanádpalota, przy samej granicy rumuńskiej, zaprzyjaźnionej z "naszym" Jasłem. Na koncert przyszło niewiele widzów, ale klaskali mocno. Kolacja po koncercie była po prostu wyborna. Po kilku dniach stołówkowych obiadów, dostał nam się frykas. Był to talerz wyłożony centymetrową warstwą ziemniaczanego pure, na tym leżały dwa schabowe kotlety i przyrumieniony na patelni kawałek wędzonego boczku w formie grzebienia, posypanego papryką. Do popicia gospodarze dali do wyboru koniak i alkoholowy macerat z gorzkich ziół, podobno dobry na serce.

Mieli szczęście

Finał festiwalu był mokry. Kiedy Lasowiacy tańczyli na koncercie galowym, wiatr zakręcił młynka i przyszła burza z piorunami. Publiczność obejrzała jeszcze ogniste czardasze swoich zespołów, sirtaki Greków, rzeszowską suitę Lasowiaków i rzuciła się do ucieczki, kiedy na scenę weszli Rumuni. Jak się okazuje, nie wystarczy mieć talent, trzeba jeszcze mieć szczęście. Lasowiacy je mają!

Taniec i pieniądze

Zaproszenie na festiwal to nie tylko prestiż, ale także początek... drogi przez mękę. Wyjazd wymaga sporych pieniędzy na pokrycie kosztów podróży. Jak się te pieniądze zdobywa? Marek Zaremba, jako choreograf i prezes Stowarzyszenia Sympatyków Zespołu Pieśni i Tańca Lasowiacy bierze kapelusz i chodzi po prośbie. Tym razem wyjazd wsparł prezydent miasta i dyrektor domu kultury, kilka "uproszonych" firm, do których Marek ma wydeptane ścieżki. Dorzucili się tancerze i można było ruszyć w drogę przez Bieszczady, Słowację, na Wielką Nizinę Węgierską, porośniętą słonecznikami i kukurydzą.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie