MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Śladami Jana Pawła II. Historia powrotu księdza Karola do Krakowa i Jego niezwykła praca z młodzieżą

Dorota KOSIERKIEWICZ

Zdecydowaliśmy się odbyć wędrówkę szlakiem Jana Pawła II, odwiedzić miejsca, w których zostawił swoje ślady i które odcisnęły w Nim swoją obecność. Odszukać ludzi, którzy byli dla Niego ważni i którzy zachowali w sobie na całe życie Jego dotknięcie. Dziś część dziewiąta.

Piękny barokowy kościół Świętego Floriana przy placu Matejki w Krakowie. Mimo że to zwyczajny dzień pracy, pełno tutaj ludzi. Kobiety z pełnymi siatkami, wracając z zakupów, przyklękają na chwilę na wiekowym klęczniku i modlą się za Jana Pawła II. Zgodnie z Jego prośbą zapisaną na metalowej plakietce, gdzie Karol Wojtyła prosi wszystkich parafian od Świętego Floriana o wsparcie u Boga. Obok tej plakietki w klęczniku za szkiełkiem umieszczono piuskę Jana Pawła II i Jego biały, perłowy różaniec - dar Papieża dla parafii, z którą związany był na początku swojej kapłańskiej drogi.

W kruchcie zostawia swój rower wysoki, młody rowerzysta, zdejmuje kask i klęka, robiąc zamaszyście znak krzyża. Przychodzą dwie kilkunastoletnie dziewczynki i starszy mężczyzna o lasce. Kobieta w średnim wieku, pewnie jakaś turystka, wskazując na drewniany konfesjonał, pyta: - To tutaj spowiadał Karol Wojtyła? Ksiądz proboszcz tylko wymownie przytakuje głową. - Cały czas czujemy tutaj ducha Jana Pawła II - tłumaczy ten nieustanny ruch w kościele proboszcz, ksiądz Jan Czyrek. - Młodzież u Świętego Floriana pociągnęła Go za sutannę i tak już zostało. Był tutaj wikarym przez dwa lata, a zmienił wszystko. To przez Niego tak ludzie tutaj przychodzą i nieustannie się modlą. Nie wiem, jak to się dzieje. Ale pamiętam, że kiedy ksiądz Karol pojawił się w 1949 roku u Świętego Floriana, od razu zaroiło się tutaj od młodzieży. Zapraszał ją do tej swojej wikarówki, gdzie miał dwa pokoiki, i rozmawiał, śmiał się, modlił i podpowiadał. Odszedł do innej parafii, ale kolejny wikary, a potem następny przejęli Jego zwyczaje i od tamtej pory wikarówka i cały kościół są otwarte dla dzieciaków i młodzieży. Ściany tylko po Nim zostały, bo gratów, jak to On, miał niewiele - zaznacza ksiądz Czyrek. - Jak Mu kto dał koszulę i skarpetki na imieniny, to następnego dnia już ich nie miał, bo podarował komu innemu. Ale ten Jego duch otwartości na ludzi tutaj został - ksiądz proboszcz oprowadza nas po jednej z najstarszych parafii w Krakowie.

Odczytać zamiar Boga

Był chłodny, marcowy dzień 1949 roku, kiedy nowy wikary pierwszy raz przyjechał z Niegowici do Świętego Floriana. Po roku na wiejskiej parafii wrócił do Krakowa. Nowy przydział był dla Niego wielką niespodzianką. Święty Florian w centrum Krakowa to jedna z najstarszych krakowskich parafii, barokowy kościół ma romańską metrykę. Przydział na nową parafię ma datę 17 marca, ale ksiądz Karol musiał jeszcze przygotować dzieci do Pierwszej Komunii w Niegowici, obejść całą wieś kilka razy piechotą, żeby została w sercu na zawsze, i dopiero przyjechał do Krakowa.

Zeszło Mu z tym żegnaniem tak do lipca. Zamieszkał na pierwszym piętrze w wikarówce. Stoimy obok drzwi, którymi każdego dnia wchodził i wychodził do swojego domu. W murze widnieją tablica i popiersie Jana Pawła II. - To po to, żeby pamiątka po naszym Papieżu była. A raczej żeby inni wiedzieli, że tutaj mieszkał, bo nam tablice niepotrzebne, mamy Go w sercu - tłumaczy ksiądz Czyrek.

Dla niespełna 29-letniego wikarego, o duszy poety, to było wielkie wyzwanie. Swoją kapłańską posługę rozumiał jako służenie człowiekowi. Według księdza Karola, dobrze wyraża to wiersz Jerzego Liberta: "Uczę się ciebie człowieku, powoli się uczę, powoli. Od tego uczenia trudnego raduje się serce i boli".

Komuniści zlikwidowali wszystkie przedwojenne katolickie stowarzyszenia młodzieżowe. Trzeba więc było szukać sposobu, żeby tę stratę wyrównać. Pierwsi w Świętym Florianie nowego wikarego zauważyli studenci ze Stowarzyszenia Katolickiej Młodzieży Męskiej. - To ten z Niegowici, który zdejmował sutannę i kopał piłkę z chłopakami - szeptano w Krakowie, kiedy się pojawił. Wtedy to nie było zwyczajne zachowanie duchownego, słyszeliśmy różne głosy - wspomina Marian Strzetelski z Kielc, wówczas student polonistyki na Uniwersytecie Jagiellońskim. Razem ze swoim przyjacielem z dzieciństwa, późniejszym znanym architektem, nieżyjącym już Stanisławem Lubertowiczem pojechali na studia do Krakowa.

- Lubiłem księdza Karola. Pamiętam, że na którymś ze spotkań rozważaliśmy poszczególne wersy Modlitwy Pańskiej. Mnie przypadły słowa: "Bądź wola Twoja". Pamiętam, że mówiłem, iż na ogół traktujemy to jak bierne poddanie się woli Ojca Naszego, Boże, rób ze mną, co chcesz. A powinno się to rozumieć inaczej. Każdy, kto się modli, powinien odczytać zamiar Boga względem siebie i realizować go w zgodzie ze swoimi możliwościami. Pamiętam, co wtedy mówiłem, bo to było ważne. W tej całej naszej młodzieńczej swobodzie odczuwało się coś głębszego. Ksiądz Karol bardzo poważnie traktował nasze spotkania. Czasami odprowadzaliśmy się po nich do domu, rozmawiając po drodze o zwyczajnych, codziennych rzeczach - opowiada pan Marian i dodaje: - To był bardzo energiczny młody człowiek. Dzisiaj już nie pamiętam, jaka była kolejność zdarzeń, ale w tym kościele księdza Karola wypatrzyła Zosia Jaroń, późniejsza żona Staszka Lubertowicza. Pamiętam, jak się namawiały z koleżanką, że poproszą tego poważnego księdza Karola, żeby poprowadził duszpasterstwo akademickie w Świętym Florianie. Trochę to trwało, zanim odważyły się do niego podejść - śmieje się Marian Strzetelski.

Spełnienie Jego pragnienia

W księdze parafialnej Świętego Floriana, pod datą 20 listopada 1949 roku, czytamy: "Młodzież akademicka zwróciła się do nas z prośbą o umożliwienie jej udziału w konferencjach religijnych specjalnie dla tej młodzieży głoszonych. Spełniając to życzenie, od czwartku i potem co tydzień będą głoszone konferencje dla młodzieży akademickiej o godzinie 20".

Dwie studentki - Zofia Jaroń i Teresa Skawińska - w końcu odważyły się i poszły do księdza Karola Wojtyły, prosząc o konferencje dla studentów. Zosia już nie żyje, a Teresa tak wspomina to wydarzenie w swojej książce "On rozda miłość", wydanej w Paryżu, w 1997 roku: "To chyba musiało być powiedziane w bardzo prostych słowach. W twarzy księdza Karola Wojtyły odczytałyśmy od razu absolutne zrozumienie i jedność z naszymi intencjami. Zaakceptował, uzależnił jedynie od decyzji proboszcza... dziś, wspominając tamte chwile, myślę, że rozmowa z nim mogła być spełnieniem też Jego pragnienia, bo termin rozpoczęcia konferencji wyznaczył na najbliższy czwartek po naszej rozmowie. Na początek konferencje odbywały się w bocznej, lewej nawie kościoła (dzisiaj jest tam pamiątkowa tablica, ufundowana przez Politechnikę Krakowską), a potem od głównego ołtarza. Tytuł rozważań brzmiał: »Rozważania o istocie człowieka«".

Jan Paweł II napisał o tym po latach we wspomnieniach: "Rozpocząłem tam wygłaszanie, co czwartek, konferencji do młodzieży akademickiej, poruszając podstawowe zagadnienia dotyczące istnienia Boga i duchowości duszy ludzkiej - tematy bardzo potrzebne w kontekście wojującego ateizmu władz komunistycznych". Tak rozpoczęło swoje życie duszpasterstwo akademickie u Świętego Floriana w Krakowie i narodziła się "rodzinka", "środowisko" księdza Karola Wojtyły "Wujka", jak Go nazwali od 1952 roku. Nieco później ksiądz odszedł na urlop naukowy z kościoła Świętego Floriana, ale wspólnota ta nadal trwała, nawet się poszerzała. Członkowie jej spisali swoje wspomnienia na prośbę Ojca Świętego Jana Pawła II. Zostały one wydane w książce "Zapis drogi - wspomnienia o nieznanym duszpasterstwie księdza Karola Wojtyły".

To nie była zwykła wycieczka

Kiedy spotykam się z nimi w Krakowie, mówią, że dzięki temu duszpasterstwu i Karolowi Wojtyle mieli piękne życie. - Byliśmy wszyscy otwarci na miłość, mimo różnych trudności - tłumaczy Maria Rybicka, doktor fizyki, która weszła do tej grupy w 1957 roku. - Trafiłam do "środowiska" poprzez Krzysztofa, swojego kolegę z Uniwersytetu Jagiellońskiego, a późniejszego męża - opowiada. - Krzysztof któregoś dnia zaproponował mnie i grupie kolegów wycieczkę rowerową i oznajmił, że pojedzie z nami ksiądz. Zdziwiłam się bardzo, ale nic po sobie nie dałam poznać, bardzo zależało mi na towarzystwie Krzysztofa! Ksiądz był w cywilu, co mnie zaskoczyło, i okazał się bardzo sympatyczny. Nie wiem, czy ktoś Go uprzedził, że słabo jeżdżę na rowerze, ale kiedy ruszaliśmy, zauważyłam, że wyraźnie się mną opiekuje. Bardzo to było miłe. Na tej wycieczce rowerowej spodobało mi się, potem poznałam różnych członków tej grupy i zostałam przez nich zaakceptowana - wspomina pani Maria.

- Parę miesięcy później była wyprawa w Bieszczady, z udziałem "Wujka". Pojechałam... Małą grupką - z "Wujkiem" - dochodziliśmy do obozu nocą, bo pociąg się spóźnił. Mogłam się wtedy dobrze przyjrzeć Księdzu. Uderzyły mnie Jego bezpośredniość i wesołość. Jeszcze nie śmiałam do niego mówić "Wujku". Ranek zastał nas przy Jeziorkach Duszatyńskich. Przepiękna pogoda, lekka mgiełka. Pierwszy raz uczestniczyłam we mszy w pięknym, dzikim, wysokopiennym lesie. Dla mnie to był szok - tak musi być w niebie - myślałam. "Wujek" miał wszystko, co jest potrzebne do odprawienia nabożeństwa. Chłopcy przygotowali ołtarz, wiążąc paliki między drzewami. Uświadomiłam sobie wtedy, że nie jest to taka zwykła wycieczka, tylko coś znacznie ważniejszego - podkreśla pani Maria. - Taki był dla mnie początek kontaktów z "Wujkiem", które trwały właściwie do końca...

To nie była zwyczajna sprawa

- Kiedy ksiądz Wojtyła był u Świętego Floriana, byłem bardzo młodym człowiekiem. Ale pamiętam Go i Jego pracę z młodzieżą - tłumaczy ksiądz prałat Jan Czyrek, który z rąk Karola Wojtyły otrzymał święcenia kapłańskie 25 czerwca 1961 roku. A proboszczem we Florianie jest już od 22 lat. - Lata pięćdziesiąte to były zupełnie inne czasy. Dzisiaj nam się wydaje, że wycieczka z księdzem jest rzeczą zwyczajną, wtedy to było nie do pomyślenia. Nie było przecież tak rozwiniętego duszpasterstwa akademickiego, nikt nie słyszał o oazach, oratoriach. To wszystko wzięło swój początek z tego siedzenia w wikarówce z księdzem Karolem, słuchania Jego kazań, jeżdżenia z Nim na wycieczki. Z duszpasterstwa akademickiego u Świętego Floriana. Młodzi pociągnęli Go za sutannę, a On poszedł za Nimi na początku. A potem wszystko się odwróciło, bo oni szli za Nim. Był ich przyjacielem i wychowawcą, "Wujkiem" ukochanym, który nam, kapłanom, podpowiedział nową drogę - powiada ksiądz proboszcz. - Duszpasterstwo akademickie to nic wielkiego, myślicie teraz. Ale wtedy, w czasach stalinizmu, ta garstka garnących się do Kościoła młodych ludzi to nie była zwyczajna sprawa.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Śladami Jana Pawła II. Historia powrotu księdza Karola do Krakowa i Jego niezwykła praca z młodzieżą - Echo Dnia Świętokrzyskie

Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie