Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Śmiertelna studzienka

/ram/

Pięćdziesięcioletni mężczyzna zatruł się śmiertelnie gazami wydobywającymi się ze studzienki ściekowej. Tragedia rozegrała się we wtorek po południu na terenie Zakładów Metalowych "Dezamet" w Nowej Dębie. - Prokuratorski nos podpowiada mi, że ta tragedia może być skutkiem czyjegoś zaniedbania - mówi prokurator Edward Podsiadły, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Tarnobrzegu.

Dramat rozegrał się około godziny 14. Dwaj hydraulicy - pracownicy "Dezametu" udrażniali studzienkę kanalizacyjną. Pierwszy z nich - 50-letni mieszkaniec Nowej Dęby wszedł do studzienki, drugi go asekurował i przytrzymywał za linę. W pewnym momencie poczuł bezwładny ciężar na linie. Zorientował się, że jego kolega zasłabł w studzience.

- Mężczyzna zaalarmował współpracowników i sam wszedł do studzienki. Chciał pomóc koledze - wyjaśnia podkomisarz Beata Jędrzejewska-Wrona, rzecznik prasowy tarnobrzeskiej policji. - Również zasłabł i stracił przytomność.

Pierwszego mężczyzny nie udało się uratować, pomimo udzielenia natychmiastowej pomocy medycznej. Podano mu tlen, ale akcja serca nie została wznowiona. Ciężko ranny drugi pracownik - 37-letni mieszkaniec Poręb Dymarskich odzyskał przytomność po reanimacji i w ciężkim stanie trafił do rzeszowskiego szpitala.

- Stan pacjenta jest stabilny. Jego życiu nie zagraża niebezpieczeństwo - powiedział nam wczoraj Janusz Solarz, dyrektor Szpitala nr 2 w Rzeszowie.

Trzeci pracownik - Edward Piłat, który także przybiegł na miejsce wypadku, został lekko podtruty. Jego życiu nie zagraża niebezpieczeństwo.

- Starałem się pomóc kolegom, ale byłem bezsilny. To straszne, co się stało - mówi Edward Piłat. - Ciągle nie mogę w to wszystko uwierzyć.

Nie wiadomo, czy śmiertelnym gazem był siarkowodór, bo w grę wchodzi też dwutlenek węgla oraz inne śmiertelne opary. W Zakładach Metalowych "Dezamet" podczas obróbki wykorzystuje się różnego rodzaju metale, których związki są silnie toksyczne. Niewykluczone, że któreś z nich mogły przedostać się do ścieków.

- Jakie to były toksyny, wyjaśni sekcja zwłok zmarłego, która zostanie przeprowadzona w czwartek - mówi prokurator Podsiadły. - Państwowa Inspekcja Pracy kontroluje, czy w zakładzie przeprowadzone były odpowiednie szkolenia odnośnie zasad BHP. Nie wiem, czy przypadkiem pracownicy nie zignorowali tych zasad. Przed wejściem do studzienek trzeba przez 20 minut wietrzyć jej wnętrze, otwierając także pobliskie włazy. W ten sposób toksyny wydostają się na zewnątrz.

Czy mężczyźni przestrzegali przepisów BHP? Odpowiedź na to pytanie powinno dać prowadzone śledztwo.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie