Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sokolniczanin dostał szansę uratowania życia

Marcin Radzimowski
Sławomir Rękas w klinice pobrań szpiku kostnego. Cały proces trwał około pięciu godzin
Sławomir Rękas w klinice pobrań szpiku kostnego. Cały proces trwał około pięciu godzin
Do bazy dawców Sławomir Rękas trafił cztery lata temu. Teraz dostał szansę uratowania życia

ZOBACZ TEŻ: Prof. Jerzy Hołowiecki o przełomowym przeszczepie szpiku, który 20 lat temu uratował życie Urszuli Jaworskiej

Dostawca: x-news

- Trudno nawet słowami opisać radość, jaka mi towarzyszy. To niesamowite uczucie mieć świadomoścć, że ratuje się życie innemu człowiekowi, który potrzebuje pomocy - mówi Sławomir Rękas z Sokolnik (powiat tarnobrzeski), który wczoraj był jeszcze w Warszawie. Dzień wcześniej, w pierwszy dzień kalendarzowej wiosny, w klinice pobrano z jego krwi komórki macierzyste. Dopiero po zakończeniu całego procesu poinformowano dawcę, kim jest biorca - jego genetyczny bliźniak. To 61-letni mężczyzna, ważący 86 kilogramów Francuz, chorujący na raka krwi, czyli białaczkę szpikową krwi.

To był przypadek

40-latek z Sokolnik jest w gronie nielicznych osób zarejestrowanych w bazach dawców szpiku kostnego, których genetycznych bliźniaków odnaleziono. Szansa dopasowania zgodności wynosi bowiem od 1:25 tysięcy do 1:kilku milionów.

Sławomir Rękas w Bazie Dawców Komórek Macierzystych Fundacji DKMS Polska jest od około czterech lat i potencjalnym dawcą szpiku kostnego postanowił zostać właściwie przypadkiem. Jego szwagierka pochwaliła się legitymacją potencjalnego dawcy DKMS i opowiedziała, jak trafić do bazy.

- Postanowiliśmy z żoną też się zapisać. A nuż się okaże, że możemy komuś pomóc - wspomina Sławomir Rękas. - Wszystko było banalnie proste. Rejestracja poprzez internet, wysłanie wymazów z wewnętrznej strony policzka i tyle.

Pytali, czy się nie wycofa

Sokolniczanin wspomina, że w lipcu ubiegłego roku odebrał telefon z Fundacji DKMS. Wtedy już wstępnie było wiadomo, że jest biorca, chory genetyczny bliźniak. Gdzie? Aż do teraz nikt o tym nawet nie wspomniał, zgodnie z procedurami.

- Zostałem oczywiście zapytany, czy nadal chcę oddać szpik. Wszystko było już wtedy przygotowywane do ewentualnego pobrania szpiku. Potwierdziłem. Pytano mnie, czy planuję jakieś wyjazdy, żeby dopasować terminy. Kolejnym etapem było pobranie krwi i wysłanie jej do szczegółowych badań - mówi Sławomir Rękas.

Mijały kolejne tygodnie i miesiące. Były kolejne telefony potwierdzające, że dawca nie zamierza się wycofać. To bardzo ważne, bo od tego może zależeć nawet życie biorcy. Gdy bowiem pacjent jest przygotowywany do przeszczepienia szpiku innej osoby, poddawany jest zabiegom, które przygotowują go do przeczepu, ale jednoczesnie niwelują barierę ochronną organizmu na ten czas.

Na ostatniej prostej

Na 20 lutego w warszawskiej klinice wyznaczono termin ostatnich badań, tym razem już bardzo szczegółowych. Łącznie z ekg i rtg. To była już ostatnia prosta na drodze do przeszczepu. Dawca przez pięć dni przyjmował jeszcze zastrzyki, to tak zwany „czynnik zwrostu” liczby komórek macierzystych w krwi. Po to, by wystarczyło ich dla dwóch osób. Oczywiście były też wskazówki odnośnie zdrowego odżywiania się.

Datę pobrania komórek macierzystych wynaczono na 21 marca. Fundacja DKMS pokrywa w całości dwudniowy pobyt w hotelu dla dawcy i wybranej bliskiej osoby. - Pod względem organizacyjnym wszystko jest naprawdę dopięte na ostatni guzik - mówi Sławomir Rękas.

W przypadku biorców ważących do 18 kilogramów (dzieci), szpik pobierany jest z talerza kości biodrowej dawcy. 40-letni sokolniczanin dowiedział się, że jego genetyczny bliźniak waży więcej, bo 86 kilogramów, więc krwiotwórcze komórki macierzyste pobrane zostaną z krwi.

- Cały proces trwał około pięciu godzin. Z lewej ręki pobierano mi krew, która była przepuszczana przez taki specjalny separator, który odciągał komórki macierzyste a następnie wpuszczana do krwiobiegu w prawej ręce - wyjaśnia dawca. - Mam około sześciu litrów krwi, a przepuszczono ją całą dwa i pół razy.

Na pobrane komórki macierzyste czekał już kurier, który przewiózł przesyłkę do samolotu. Kilka godzin później 61-letni Francuz dostał komórki macierzyste. Zgodnie z procedurami dopiero po 3 miesiącach dawca i biorca będą mogli kontaktować się anonimowo listownie poprzez Fundację, a po 2 latach będą mogli się spotkać, jeśli obie strony wyrażą taką chęć.

- Mnie cieszy bardzo to, że wielu znajomych, którzy słyszeli o mojej wizycie w Warszawie, deklaruje rejestrację w bazie dawców - mówi. - To nic nie kosztuje, a może uratować życie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie