Stalowa Wola. Radni rozważają przywrócenie Straży Miejskiej, aby ukrócić wandalizm

Prezydent Stalowej Woli Lucjusz Nadbereżny zachęcał, aby w najbliższym czasie doszło do szeroko zakrojonej debaty, czy nie należałoby powołać Straży Miejskiej: - Mimo monitoringu trzeba sobie powiedzieć jasno, że nie mamy narzędzia szybkiej reakcji w miejscach i godzinach, w których nadzór powinien się odbywać, nie wspominając o narzędziach dyscyplinujących.

W mieście systematycznie niszczone są place zabaw, rowery miejskie, mała architektura. Prezydent wyjaśnia, że ciągła naprawa jest nie tylko demobilizująca do budowania kolejnych miejsc rekreacji, ale i kosztowna. Dlatego warto rozważyć, czy Straż Miejska nie powinna funkcjonować w ramach Wydziału Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego i być skoordynowana z miejskim monitoringiem.

- Poddaję temat pod debatę, pod rozwagę, na pewno trzeba wszystko policzyć, zakupić sprzęt i zatrudnić osoby - mówi prezydent.

Zdaniem radnej Renaty Butryn to mnożenie służb mundurowych. Jej zdaniem policja posiada odpowiednio przeszkolonych funkcjonariuszy oraz zasoby, żeby porządku pilnować. Lepszym rozwiązaniem byłoby skoordynowanie miejskiego monitoringu z komendą policji oraz uruchomienie specjalnej linii, na którą dzwoniąc mieszkańcy mogliby anonimowo zgłaszać akty wandalizmu.

Jerzy Augustyn uważa, że należy się zastanowić, bo problem dewastacji jest ogromny. Mimo dofinansowania policji w postaci zakupu paliwa, patroli pieszych, zakupu rowerów, quadów, a w przyszłości nawet konia, wątpi, aby się coś zmieniło. Policjanci są najbardziej widoczni, ale w radiowozach. - Nic nie zastąpi poczucia fizycznego munduru. Pokazywania się o różnych miejscach, o różnych czasie. Tylko szybka rekcja i poczucie ukarania sprawcy może coś zdziałać - uważa Jerzy Augustyn.

Prezydent na zakończenie dyskusji dodał, że wiele samorządów, chociażby sąsiedni Tarnobrzeg, nie nosi się z zamiarem likwidacji Straży Miejskiej. Należy pamiętać, że dla policji zawsze będą najważniejsze sprawy kryminogenne. W Stalowej Woli nie brakuje bowiem kradzieży, wypadków, przemocy domowej czy rozbojów.

Straż Miejską w Stalowej Woli zlikwidował ówczesny prezydent Andrzej Szlęzak. Po 13 latach uważa, że postąpiłby tak samo: - Straż Miejska nie była efektywna w stosunku do kosztów jakie generowała, a było to milion złotych rocznie. Uważam, że nic się nie zmieni. Skoro monitoring nie zdaje egzaminu to lepiej byłoby się porozumieć z agencjami ochrony, których jest dużo i ze sobą konkurują - uważa Andrzej Szlęzak.

Zdaniem byłego prezydent akty dewastacji były, są i będą. Nie można ich wyeliminować tak jak złodziejstwa i pijanych kierowców. Można je jedynie próbować ograniczyć. Gdy Straż Miejska w Stalowej Woli istniała liczyła ponad 20 osób, pracowano początkowo na dwie, potem na trzy zmiany. Problemów jakie argumentowano na sesji nie rozwiązano. Były za to skargi od mieszkańców, że patrol nie przyjechał, że zjawił się za późno, że ktoś dostał mandat albo jechali do bijatyki z włączonymi „kogutami”. Zanim przybyli, nikogo już na miejscu nie było. Przy obecnym dotowaniu przez miasto policji trzeba bardziej egzekwować wynikające ze specyfiki tej służby obowiązki.