MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Straszenie szczurami jedzącymi butelki. Kto w tym sporze ma rację?

Zdzisław SUROWANIEC
Ten budynek byłby przystosowany do zainstalowania linii do segregacji odpadów.
Ten budynek byłby przystosowany do zainstalowania linii do segregacji odpadów. Z. Surowaniec
Na obrzeżach Stalowej Woli elektrownia wybudowała przed laty potężny budynek. Miał być stacją uzdatniania wody. Woda była tu jednak ohydna i nigdy nie popłynęła. Biały budynek-widmo stał latami pusty. Nigdy nie zarobił na siebie.

1000 ton

1000 ton

Modernizacja niedoszłej stacji uzdatniania wody do celów zamontowania linii doczyszczania odpadów kosztowałaby milion złotych. Przed rokiem w Stalowej Woli posegregowano 500 ton odpadów, w tym roku będzie ich 1000 ton - twardy plastik, nakrętki, kubki, butelki, folie. Kara za zrzut na wysypisko zmieszanych odpadów wynosi 125 złotych za tonę.

Kiedy teraz padł pomysł, aby odbywało się tam sortowanie i doczyszczanie odpadów komunalnych, zaprotestowali mieszkańcy osiedla Hutnik. Ludzie oczami wyobraźni zobaczyli plagę myszy i szczurów, rozpełzających się od budynku po ich domach. - Przecież szczur nie pożywi się plastikową butelką - odpiera zarzuty Mariusz Piasecki, prezes Miejskiego Zakładu Komunalnego. Ale ludzie wiedzą swoje. Oprócz szczurów obawiają się hałasu, zapylenia, smrodu, zwiększonego ruchu aut na drodze.

RADNY AUTORYTETEM

Czwartkowe, ciepłe popołudnie. Przy placu zabaw na osiedlu Hutnik zbierają się mieszkańcy. Przychodzi ich około pół setki. Autorytetem jest dla nich radny miejski Jerzy Kozielewicz, mieszkający na osiedlu w domku. Od razu zastrzega, że radni nie mają nic wspólnego z planowaną inwestycją, że nikt ich o zdanie nie pytał, że teraz są takie czasy i przepisy, iż decyzję podejmują prezydent i prezes spółki.

Radny, który sam się oczyścił od wszelkich podejrzeń, że sprzyja pomysłowi instalacji linii do doczyszczania odpadów, przedstawił odwołanie od decyzji prezydenta, który dał inwestycji zielone światło. I zaczęło się zbieranie podpisów pod protestem do Samorządowego Kolegium Odwoławczego. Jak zapewnił Kozielewicz, uzbierało się tych podpisów już 350.

Ta imponująca liczba ma być mocnym argumentem do zaniechania budowy linii segregacji odpadów, nadających się do powtórnego przerobu. - Samorządowe Kolegium Odwoławcze zawsze bierze stronę protestujących mieszkańców - dodawał otuchy radny.

W piśmie znalazła się informacja, że przy ulicy Wrzosowej są już zakład powlekania tkanin, przedsiębiorstwo robót drogowych, składowisko pyłów elektrowni. "Budowa kolejnego zakładu, uciążliwego dla środowiska, to jest składowiska odpadów, spowoduje, że korzystanie z naszych nieruchomości stanie się niemożliwe. To może spowodować skutki finansowe dla miasta, z uwagi na nasze przyszłe roszczenia finansowe" - ostrzegli.

BYŁO ZIELONO I CICHO

Szczególnie kobiety wyrażały swoje obawy o to, co się stanie, kiedy ruszy linia segregacji. Boją się, że na osiedlu będzie śmierdziało od przywożonych niemytych plastikowych butelek po mleku, śmietanie i kubkach po serkach.

Agnieszka Chyła, która mieszka przy ulicy Wrzosowej i ma dom naprzeciw niedoszłej stacji uzdatniania wody, mówi: - Tu już jest trudno żyć, bo od zakładu produkującego skaj wieje smród, a dojdzie następny. A tu kiedyś było tak zielono i cicho.

Jej sąsiadka przypomina, że w lesie za budynkiem stacji uzdatniania wody jest jeziorko z bobrami. - A bobry są chronione i nie można przy nich segregować śmieci - stwierdza. Mieszkańcy narzekają, że nikt się nie liczy z ich zdaniem, nikt z nimi nie rozmawia.

Zdaniem Mariusza Piaseckiego, prezesa Miejskiego Zakładu Komunalnego, radny Kozielewicz, jak wszyscy inni radni, wiedział o planach instalacji linii doi segregacji odpadów na osiedlu Hutnik i nie protestował. Uaktywnił się dopiero wtedy, kiedy mieszkańcy wszczęli bunt.

Można nawet odnieść wrażenie, że to mieszkańcy sami siebie straszą tym, co ma powstać na osiedlu i nie chcą wiedzieć, jaka jest prawda. Bo gdyby chcieli, to skorzystaliby z propozycji prezesa i wsiedliby do podstawionego autobusu, który miał ich zawieźć na wysypisko śmieci, żeby zobaczyli, jak pracuje stara linia do segregacji odpadów, czy jest tam czysto czy nie, czy śmierdzi tak, jak się tego obawiają.

NIE MA FETORU

Korzystam więc ja z tego, z czego nie chcieli skorzystać mieszkańcy Hutnika. Jedziemy na wysypisko śmieci. Pod zadaszeniem na wolnym powietrzu grupa pracowników stoi przy taśmociągu, na który ładowane są plastikowe odpady z pojemników, stojących przy domach. Wybierają i wrzucają do oddzielnych pojemników twardy plastik, nakrętki, kubki, butelki pet, folie. Są one zaraz prasowane i wywożone do odbiorców. Nie ma fetoru, choć jest ciepło, nie ma ogłuszającej pracy maszyn, jest czysto.

Problemem jest to, że ludzie pracują w trudnych warunkach, nie chronieni przed zimnem czy upałem. Stary taśmociąg dogorywa i lada moment może się rozpaść. Od września nie będzie spełniał wymogów bhp. Tymczasem mieszkańcy wolno, ale jednak coraz bardziej przekonują się do segregacji odpadów i upowszechnia się ona coraz bardziej. Bo im więcej jest segregowanych odpadów, tym mniej płacą za wywóz śmieci.

W Stalowej Woli jest siedemset pojemników do segregacji. Jeszcze przed dwoma laty trafiało do nich niewiele plastiku, szkła i makulatury. W tym roku zbierze się tysiąc ton posegregowanych odpadów, dwa razy więcej niż przed rokiem. Jak będzie dwa i pół tysiąca ton, segregacja nareszcie zacznie przynosić zysk. Teraz liczy się głównie to, że nie wypełnia się szybko niecka na wysypisku śmieci i nie trzeba płacić kary za składowanie zmieszanych odpadów - 125 złotych za tonę.

NA SKRAJU OSIEDLA

Służbową skodą prezesa pędzimy na Hutnik. Ulica Wrzosowa, którą jeździłyby auta z odpadami, jest w fatalnym stanie, wymaga remontu. Ale to droga na skraju osiedla, przy ścianie sosnowego lasu. Mieszkańcy bloków i większości domków nawet nie odczuliby zwiększonego ruchu. Szacuje się, że byłyby to dwa auta ciężarowe na godzinę i to tylko na pierwszej zmianie.

Budynek-widmo, w którym zostanie zamontowana nowa linia do doczyszczania odpadów, także wymaga remontu. Trzeba na to miliona złotych, ale to i tak znacznie mniej niż budowa nowego. Na kupno nowej linii do segregacji MZK będzie się starał o pieniądze z funduszy unijnych i trzeba się spieszyć, bo to ostatni nabór w ramach regionalnego programu operacyjnego na lata 2007-2013.

- W odnowionym budynku na nowej linii zwiększy się zatrudnienie o dwadzieścia osób - zapewnia prezes Piasecki. Ludzie nareszcie będą mieć właściwe warunki socjalne - szatnie, umywalnie, miejsce do wypoczynku.

- Hałas? Przecież wnętrze hali wytłumi odgłosy, a halę od domów po przeciwnej stronie ulicy będzie odgradzać część socjalna budynku - zapewnia prezes. Z jednej strony budynku będą wjeżdżać auta z odpadami nadającymi się do przerobu, a z drugiej będą wyjeżdżać sprasowane kostki z posegregowanym plastikiem, szkłem czy makulaturą.

DUŻA DYSCYPLINA

Ludzie są zdyscyplinowani przy wrzucaniu odpadów - świadczą o tym opróżnione pojemniki z przezroczystym szkłem - nie ma tam kolorowego szkła.

- Gdyby jeszcze wszyscy miażdżyli plastikowe butelki przed wrzuceniem do pojemnika, zaoszczędziłoby się na transporcie, który jest bardzo drogi - dorzuca prezes Piasecki. Mniej aut woziłoby wtedy odpady.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie