Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szokujący wypadek i ucieczka kierowcy z miejsca zdarzenia. Ukrywał się przed policją półtorej doby!

Marcin RADZIMOWSKI
W pobliskich Orliskach policyjny pies łapie trop. Zapach kierowcy, jaki pozostał w samochodzie zaraz przestanie być wyraźny.
W pobliskich Orliskach policyjny pies łapie trop. Zapach kierowcy, jaki pozostał w samochodzie zaraz przestanie być wyraźny. Marcin Radzimowski
Strach przed więzieniem większy od wyrzutów sumienia z powodu pozbawienia kogoś życia. Tchórzostwo i ucieczka. A policyjna obława trwa i psy tropiące coraz bliżej. - To ja spowodowałem wypadek - potwierdza 31-letni kierowca, gdy po dwóch dniach zgłasza się na policję.

Poniedziałkowy wieczór. Od czasu powodzi pan Józef z Sokolnik (powiat tarnobrzeski) wraz z żoną mieszkają w stodole, bo dom zniszczony i właśnie trwa remont. A właściwie praktycznie nowa budowa. W pracy pomagają synowie, synowe gotują obiady dla mężczyzn.

Po fajerancie Józef 64-latek bierze latarkę i wsiada na rower. Chce podjechać pięćset metrów do sklepu. Po papierosy.
- Zaraz wracam - mówi do żony. To jego ostatnie słowa.

NIE MOGĘ IŚĆ
DO WIĘZIENIA

Pięć minut później sąsiedzi słyszą huk, wyglądają przez okna. Na asfaltowej drodze leży człowiek. Obrażenia są tak rozległe, że szanse uratowania znikome. Obok ciała "podpis" kierowcy, oderwana tablica rejestracyjna samochodu.

Bordowe renault po uderzeniu w rowerzystę ma roztrzaskaną przednią szybę, ale kierowca nie zatrzymuje się. Pędzi dalej, pchając zaczepione o zderzak to, co zostało z roweru. Kiedy rower odpada na bok, kierowca jeszcze bardziej przyspiesza. Wtem widzi inne auto, ale na manewr jest za późno - renault zahacza lusterkiem o toyotę. Trzeba kontynuować ucieczkę, bo właściciel toyoty nie odpuścił i zaczyna się pościg.

"To nic, że rowerzysta leży. I tak bym mu nie pomógł. Ale ja nie mogę iść do wiezienia! Przecież nie mogę!" - różne myśli kołatają się w głowie 31-letniego kierowcy. Pędzi jak oszalały wąskimi drogami w kierunku sąsiedniej wsi. Za nim toyota. Renault z roztrzaskanym przodem skręca w polną wyboistą drogę prowadząca do lasu. Pada deszcz, w błocie trudno zapanować nad kierownicą.

Pościg wciąż trwa. Kierowca "renówki" wjeżdża w drogę bez wyjścia, powalone w jej poprzek drzewa uniemożliwiają dalsza ucieczkę. Młody mężczyzna wyskakuje z auta i biegnie co sił. Przepada w leśnym gąszczu…

LEŚNA OBŁAWA

W czasie, gdy w Sokolnikach ciało rowerzysty umieszczane jest karawanie, w pobliskich Orliskach policyjny pies łapie trop. Zapach kierowcy, jaki pozostał w samochodzie zaraz przestanie być wyraźny. Pada deszcz i miesza zapachy pozostawione w lesie. Uciekinier jest niedaleko, ale wciąż się oddala. Przemoknięty i przerażony, ale wyrzuty sumienia nie są tak duże, żeby się poddał.

Mężczyzna wie, że za śmiertelny po alkoholu wypadek idzie się do więzienia. A może jest trzeźwy? Dlaczego więc uciekł i pozostawił poszkodowanego na drodze? Brak logiki.
- Jest gdzieś w lesie, ale jego zatrzymanie to kwestia czasu - mówi jeden z wielu policjantów zaangażowanych w poszukiwania.

We wtorek nie udaje się go odnaleźć. A może uciekł za granicę? Wtedy będzie Europejski Nakaz Aresztowania i ściągnięcie do Polski. I jeszcze dłuższa odsiadka, bo wymiar sprawiedliwości nie lubi uciekinierów.

Środa rano. Do policyjnego radiowozu stojącego przy ulicy Sienkiewicza w Tarnobrzegu, podchodzi mężczyzna. "Nazywam się Jerzy Sz., jestem z Furmanów. To ja spowodowałem wypadek w Sokolnikach" - mówi do policjantów. Jest trochę spokojniejszy, bo nie musi już uciekać. Jak dziki zwierz nie musi szukać schronienia w lesie.

NIE WIE, DLACZEGO
SIĘ NIE ZATRZYMAŁ

Jak doszło do wypadku? Dlaczego 31-letni kierowca renault 19 nie zatrzymał się, lecz uciekł? Gdzie się podziewał przez półtora dnia? Czy w chwili zdarzenia był trzeźwy, czy pijany? Jedynie na ostatnie pytanie nie uda się znaleźć odpowiedzi. W środę rano był trzeźwy, ale od chwili wypadku upłynęło przecież 40 godzin.

Nieoficjalnie udało nam się ustalić wersję, jaką przedstawił podejrzany. W jego wyjaśnieniach jest wiele nieścisłości. Feralnego dnia wrócił z pracy (układa kostkę brukową w Tarnobrzegu) przed godziną 17. Jak twierdzi, miał problemy z instalacją elektroniczną w samochodzie, która sama przełączała się z zasilania gazem na paliwo. 31-latek twierdzi, że zatrzymał się nieopodal domu i zaczął naprawiać usterkę. Kiedy skończył, chciał sprawdzić, czy wszystko działa poprawnie. Ruszył w kierunku Sokolnik…

Jak ustaliliśmy, mieszkaniec Furmanów zeznał, że jadąc ulicą Furmańską w Sokolnikach pochylał się na siedzenie pasażera, aby obserwować kontrolkę przełącznika instalacji gazowej. Taką wersję przedstawić miał policjantom.

"Nie patrzyłem na drogę. W pewnej chwili usłyszałem huk uderzenia. Nie zatrzymałem się, nie wiem dlaczego pojechałem dalej" - miał wyjaśniać. Mówił o tym, jak zahaczył lusterkiem o inny samochód, jak uciekał przed toyotą, jak wjechał w las i porzucił auto.

BYŁ W DOMU
SIĘ PRZEBRAĆ?

Jak ustaliliśmy nieoficjalnie, niedługo po wypadku 31-latek kontaktował się telefonicznie z żoną. Polecił jej, aby zadzwoniła na policję i zgłosiła kradzież ich samochodu. Tak też kobieta zrobiła, na co są dowody - zawiadomienie. Sprawca śmiertelnego wypadku chciał zrzucić winę na "tajemniczego złodzieja samochodu".

Jak ustaliliśmy, według relacji podejrzanego w nocy z poniedziałku na wtorek przyszedł on niepostrzeżenie do swojego domu. Równie niepostrzeżenie (nie widziała go ani żona, ani teściowie, ani córka) zmienił przemoczone, brudne ubranie na inne i wyszedł z domu. Trudno uwierzyć w taki przebieg zdarzeń, skoro dom był obserwowany przez policjantów, a domownicy z pewnością tej nocy nie spali spokojnie. A może ktoś mu pomógł? Może ktoś zawiózł do lasu ubranie do przebrania? Na to pytanie też powinno się znaleźć odpowiedź.

Kolejne godziny 31-latek miał spędzić w Żupawie, ukrywał się w jednej z altanek. Tam przemyślał całą sprawę i postanowił zgłosić się na policję.

Podejrzany i oskarżony ma prawo swoimi wyjaśnieniami unikać odpowiedzialności karnej. Są jednak jeszcze inne dowody, które zweryfikują wersję podawana przez podejrzanego. Na łagodne potraktowanie przed sądem z pewnością liczyć nie będzie mógł. Bo uciekł z miejsca wypadku! Bo pozostawił konającego człowieka! Bo nie próbował mu pomóc!

W czwartek 31-latek z Furmanów został doprowadzony do prokuratury, gdzie złożył wyjaśnienia. Nie wiemy, czy podtrzymał wersję przedstawiona policjantom. Prokuratura wystąpi do sądu o zastosowanie wobec podejrzanego tymczasowego aresztu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie