Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tarnobrzeg. Oskarżony Leszek S. przekonuje, iż nie miał pojęcia, że w silniku zostanie ukryta broń palna. - Wiem, że popełniłem błąd - mówił

Marcin Radzimowski
Marcin Radzimowski
W drugim dniu procesu wyjaśnienia przed tarnobrzeskim sądem składał Leszek S. (z prawej)
W drugim dniu procesu wyjaśnienia przed tarnobrzeskim sądem składał Leszek S. (z prawej) Marcin Radzimowski
Leszek S. oskarżony o przynależność do międzynarodowej zorganizowanej grupy przestępczej przemycającej broń i narkotyki do Szwecji, przed Sądem Okręgowym w Tarnobrzegu zapewnił, że jest niewinny. Kolejny raz przyznał, iż "wybebeszył" na prośbę Markusa F. silnik samochodowy, ale nie miał pojęcia, że tamten ma zamiar w nim ukryć broń palną i amunicję.

Proces przemytników broni palnej przed sądem w Tarnobrzegu

To ciąg dalszy procesu, który we wtorek 14 listopada ruszył przed Sądem Okręgowym w Tarnobrzegu. Informowaliśmy o nim w artykule Tarnobrzeg. Ruszył proces trzech oskarżonych o przemyt broni palnej i narkotyków do Szwecji. Kto bossem gangu?

W drugim dniu procesu jako pierwszy został przesłuchany oskarżony Tomasz F., kuzyn głównego oskarżonego, Markusa F. W zasadzie nie został przesłuchany, a jedynie oświadczył, iż na obecnym etapie nie będzie składał wyjaśnień. Podobnie było podczas większości wcześniejszych przesłuchań na etapie postępowania przygotowawczego. Podczas jednego z tych, gdy był bardziej rozmowny, Tomasz F. mówił o tym, jak na prośbę Markusa F. przewiózł jego gotówkę do Szwecji. Nie przyznał się do zarzutu stawianego mu przez śledczych (prokuratura oskarża go o pranie pieniędzy). Opowiedział jednak, że gotówkę przekazaną mu przez Markusa F. (on sam nie mógł jechać, bo miał jakieś kłopoty) przekazał w Szwecji nieznanemu sobie wcześniej mężczyźnie, za co tamten dal mu 500 euro. - Ten mężczyzna powiedział mi, że to gift (z angielskiego "prezent" - przyp. autor), ale wcześniej nie było żadnej mowy o tym, że mam za tę przysługę coś dostać - wyjaśniał w śledztwie Tomasz F.

Trzeci z współoskarżonych w tym procesie, Leszek S., poprosił o odczytanie swoich wyjaśnień składanych w śledztwie, potem dopiero składał wyjaśnienia i odpowiadał na pytania sądu. Oskarżony, o czym sam mówił, w regionie swojego zamieszkania nazywany był "królem lodów". Opowiadał o prowadzonym przez dwie dekady biznesie branży gastronomicznej (handel lodami w hurtowych ilościach), o szerokich znajomościach, wspieraniu wielu akcji charytatywnych, o dużym majątku swoim i swojej żonie posiadającej wiele mieszkań pod wynajem. O swoim stanie majątkowym mówił w nawiązaniu stawianego mu prokuratorskiego zarzutu, że miał i ma tyle pieniędzy, iż nie mieszałby się w nielegalne interesy.

Przypomnijmy, że oprócz członkostwa w międzynarodowej zorganizowanej grupie przestępczej prokuratura zarzuca mu przygotowanie silnika samochodowego tak, by w stworzonej przestrzeni można było schować broń palną i amunicję, które następnie zostały przemycone do Szwecji.

- Z Markusem F. znałem się od jakichś sześciu lat. Wtedy już prowadziłem warsztat, który był na mojego kolegę, handlowaliśmy częściami samochodowymi. Kiedyś zadzwonił Markus i powiedział, że potrzebuje silnika od samochodu, ale takiego pustego w środku. Nawet się ucieszyłem, bo w hali leżał niepotrzebny zatarty silnik od bmw. Właściwie to był silnik wspólnika, ale on miał wtedy ciągi alkoholowe i w tym czasie ja pilnowałem interesu. Miałem na to upoważnienie notarialne. Ja formalnie byłem na zwolnieniu chorobowym wówczas, działalność mojej firmy była zawieszona - wyjaśniał Leszek S.

Jak wyjaśniał Leszek S., wymontowanie z wnętrza silnika między innymi wału korbowego i innych części zajęło mu około dwóch dni. Oskarżony zarzekał się, że początkowo nie wiedział, po co Markusowi taki silnik i nie pytał go o to.
- Zapakowałem ten silnik i wysłałem przez zaprzyjaźnioną firmę kurierską na wskazany przez Markusa adres w Jaworznie. Zazwyczaj było tak, że kiedy wysyłałem do klientów jakieś części samochodowe, płatność była za pobraniem. W tym przypadku było inaczej, bo Marcus zadzwonił i powiedział, że będzie za parę dni w pobliżu to się spotkamy i rozliczymy - wyjaśniał Leszek S. Dodając, że kilka dni później spotkał się z Markusem i dostał od niego dwa tysiące złotych. Tysiąc dał wspólnikowi, tysiąc zostawił sobie.

Na pytanie sędziego, dlaczego jako nadawcę przesyłki wpisał swojego wspólnika, nie siebie, odparł, że to z uwagi na zawieszoną działalność i pobyt na chorobowym (miałby nieprzyjemności z urzędem skarbowym). Z tego też z powodu nie zaksięgował nigdzie w dokumentach otrzymanej kwoty za silnik.
- Jakieś półtora tygodnia później Markus F. przyjechał do mnie na firmę busem z wypożyczalni, z owiniętym streczem silnikiem, który kupił ode mnie. Zapytałem go, co tam jest. Zapytałem, bo wyczyściłem środek - wyjaśniał przed sądem Leszek S.

- Czy wiedział pan, że przygotowuje przestrzeń pod coś? Przecież w takim stanie silnik nie może spełniać funkcji, do jakiej został skonstruowany - dociekał sędzia Maciej Olechowski, przewodniczący trzyosobowego składu orzekającego w tym procesie.

- Robiłem, to wiedziałem, że tam będzie przestrzeń, ale nie wiedziałem wtedy, co tam będzie. Zawsze można tam było wstawić nowe elementy silnika - mówił oskarżony. - Markus F. powiedział, śmiejąc się, że tam są pistolety. Zapytał mnie, czy nadam mu przesyłkę, ten silnik. Odmówiłem. Powiedziałem, żeby zamykał samochód i spierniczał z mojego placu. No, ale on powiedział, że nie chce tego wieźć z powrotem do Jaworzna, a samochód ma z wypożyczalni i następnego ranka ma oddać. Pytał, czy może to zostawić u mnie na firmie. Powiedziałem, że jak chce to co najwyżej pod płotem, gdzie gromadzony jest złom, ale na jego odpowiedzialność. Tak się też stało, wózkiem widłowym zdjąłem silnik z busa. Markus pytał też, czy może znajdę mu jakiegoś kuriera do przewiezienia tego silnika, powiedziałem, że popytam, ale nie miałem nawet zamiaru tego robić, bo wiedziałem, że by były z tego kłopoty.

- Wymontował pan elementy z silnika i pan twierdzi, że jest niewinny, że nic nie wiedział o przemycie broni, że nic z tym nie ma wspólnego? - zapytał retorycznie sędzia Maciej Olechowski, po czym w swoim stylu wytoczył ciężki kaliber.
- Jak by ktoś panu powiedział, że w silniku są zwłoki niemowlęcia, jakby pan zareagował? - zapytał sędzia Olechowski.
- Nie mam w zwyczaju dzwonić na policję, ale w takim przypadku bym zadzwonił, zareagował - odparł oskarżony.
- A gdyby ktoś panu powiedział, że w silniku są narkotyki, to jakby pan zareagował? - kontynuował sędzia.
- Nienawidzę narkotyków. I choć, jak wspomniałem, nie mam w zwyczaju dzwonić na policję, ale w takim przypadku zgłosiłbym to - powiedział Leszek S.
- Proszę mi wierzyć, że gdyby zrobić ankietę wśród ludzi i zapytać, co jest większym zagrożeniem - narkotyki czy pistolety maszynowe, większość powiedziałaby, że pistolety. Pan wiedział, że w silniku są pistolety, a jednak nie zareagował - kontynuował sędzia.
- Z perspektywy czasu wiem, że drugi raz bym tego nie zrobił. Gdybym wiedział, że silnik posłuży do przemytu broni, w życiu bym tego nie zrobił - przekonywał "król lodów".

Jak wyjaśniał Leszek S., kilkanaście dni później po "wypełniony" silnik przyjechał Markus F., zapakowano go na busa należącego do ojca Leszka S. - Ja pojechałem do mamy na obiad, Markus miał zabrać ten silnik. Kiedy wróciłem po godzinie, może półtorej, bus już był na firmie, Markus też. Powiedział, że "koniec tematu". Ja zrozumiałem, że wysłał ten silnik przez jakąś firmę świadczącą usługi kurierskie.

Duża niekonsekwencja w wyjaśnieniach Leszka S. dotyczyła jego wiedzy lub niewiedzy odnośnie miejsca, do jakiego ma trafić silnik z bronią i amunicją. Twierdził, początkowo także na środowej rozprawie, iż nie miał pojęcia, że Markus F. chce słać silnik do Szwecji. Dopytywany kolejny raz o swoją wiedzę w tym temacie, wyjaśnił, że prawdopodobnie "coś tam później Markus wspominał o Szwecji". Wyraźnie zmieszał się, gdy na rozprawie odczytano mu zapisy z materiałów niejawnych. Jasno w nich wynika, że nie tylko wiedział o Szwecji, ale też znał dokładne dane adresatów przesyłki.

Kolejny termin rozprawy sąd wyznaczył na środę, 13 grudnia.

Czytaj także:

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie