MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Turyści na kolanach

Zbigniew TYCZYŃSKI

Tylko w specjalnym kombinezonie, z nałokietnikami, nakolannikami i kaskiem na głowie będzie można tam zejść. Nowa trasa do zwiedzania podziemi w ekstremalnych warunkach, czyli w takich, w jakich pracowali górnicy pięć tysięcy lat temu została przygotowana w Rezerwacie Archeologicznym Krzemionki koło Ostrowca Świętokrzyskiego. Wysokość chodnika nie przekracza metra, a pokonanie stumetrowej trasy możliwe jest wyłącznie na kolanach. Są też miejsca. Gdzie przecisnąć się można tylko na... brzuchu. - Chcemy, by turyści poczuli kopalnię taką, z jaką do czynienia mieli neolityczni górnicy - mówi archeolog dr Tomasz Bąbel, obiecując, że jeszcze w tym sezonie pierwsze grupy turystów ruszą w trasę.

"Echo" pierwsze

Jako pierwsi zeszliśmy osiem metrów pod ziemię, by pokonać z kierownikiem Rezerwatu Archeologicznego Krzemionki Sławomirem Zybałą podziemną trasę w warunkach, w jakich przed pięcioma tysiącami lat pracowali neolityczni górnicy. Dotychczas zaglądali tam tylko naukowcy. - Ostatnio oprowadzałem studentów archeologii z Berlina i, o ile po obejrzeniu trasy turystycznej, żartowali, że jest w niej trochę z cyrkowej prezentacji, tak po wyjściu z tych podziemi byli niezwykle zadowoleni - mówi dr Tomasz Bąbel. - Zimna skała, wilgoć, ciemności, poruszanie się wyłącznie na kolanach, a czasem na brzuchu, to daje wrażenie tamtych warunków pracy - dodaje dr Bąbel.

Zwiedzanie ekstremalnej trasy możliwe jest wyłącznie w specjalnym kombinezonie, kasku wyposażonym w latarkę oraz w wykonanych ze skóry i filcu nakolannikach i nałokietnikach. Przygotowanie do zejścia pod ziemię zajmuje kwadrans.

Po zejściu do szybu nr 4, który jest jeszcze oświetlony, zagłębiliśmy się w neolityczny chodnik, gdzie panują całkowite ciemności. Przed nami idący na kolanach przewodnik. W świetle latarek na wapiennym stropie odbija się falowanie jurajskiego morza, w którym powstał krzemień, a na ścianie chodników ślady pracy neolitycznych górników. Podobnie wygląda strugane dłutem drewno.

- Dopiero wyobrażenie, że to wszystko powstało wysiłkiem rąk, przy użyciu prymitywnych narzędzi, daje prawdziwe odczucie Krzemionek - mówi Sławomir Zybała, który odkrywa przed nami tajemnice kopalni: magiczne znaki na ścianach, które miały ułatwiać drążenie twardej skały, ułożone wzdłuż komunikacyjnych chodników płyty, ślady po, jakby przed chwilą, wydobytych ze skały krzemiennych bułach oraz podpierające strop kamienne filary.

- Ówcześni górnicy znakomicie znali górotwór - mówi kierownik Zybała. - Wyczuwali, gdzie można drążyć chodniki bezpiecznie, a gdzie przerwać pracę. Omijali każdy niepewny uskok. W efekcie w kopalniach przed pięcioma tysiącami lat nie zdarzały się wypadki - podkreśla, co chwila oświetlając nowe atrakcje. - Takiego zwiedzania nikt nie zapomni - zapewnia.

Przed wojną tylko z daleka

W międzywojniu, kiedy prof. Jan Samsonowicz odkrył Krzemionki, zwiedzanie kopalni nie należało do atrakcji. - Można było co najwyżej popatrzeć na to, co znajdowało się na powierzchni pola górniczego oraz zajrzeć z góry w głąb wybranych przez naukowców szybów - przypomina dr Tomasz Bąbel, który doskonale zna historię badań i udostępniania Krzemionek.

Znacznie więcej widzieli miejscowi chłopi, którzy przed powstaniem rezerwatu pozyskiwali na Krzemionkach wapień i przy okazji penetrowali dostępne chodniki. - Znaleźliśmy w kilku miejscach butelki po przedwojennych napojach wyskokowych i fragmenty lamp naftowych - żartuje dr Bąbel, dodając już poważnie, że ślady przedwojennych zniszczeń spowodowanych eksploatacją wapienia, która dotknęła około stu neolitycznych szybów, można zaobserwować podczas zwiedzania Krzemionek w rejonie tzw. wielkich komór podczas turystycznego zwiedzania obiektu.

Powrót do lat sześćdziesiątych

Krzemionki zwiedzało się już na kolanach w latach sześćdziesiątych. Turyści zakładali kombinezony, nakolanniki, kaski i uzbrojeni w lampy karbidówki ruszali w podziemia. - Kto w ten sposób poznał Krzemionki, zachował wrażenia do końca życia - wspomina dr Tomasz Bąbel.

Były jednak i minusy takiego udostępniania zabytkowego obiektu. Po pierwsze zwiedzanie trwało bardzo długo. - Oprowadzenie wycieczki, która przyjechała dużym autokarem, zajmowało pół dnia - wspomina dr Bąbel, dodając, że wówczas Krzemionki odwiedzało w sezonie 6 tysięcy turystów. Miniony rok zamknął się liczbą przekraczającą 40 tysięcy! W zastraszającym tempie postępowała również degradacja podziemi. Skraplająca się woda i wilgoć naruszyły górotwór. Strop uległ rozwarstwieniu, a ponieważ niewystarczające okazało się stemplowanie go widocznymi do dziś murkami, Urząd Górniczy wydał nakaz natychmiastowego zamknięcia kopalni. - Sugerowano nawet, by dla bezpieczeństwa, zasypać szyb i chodniki piaskiem - dodaje dr Bąbel, przypominając, że zmusiło to gospodarzy obiektu do pogłębienia tak zwanej pierwszej trasy, poprowadzonej przez kopalnie nr 2 i 3, by umożliwić zwiedzanie ich w pozycji wyprostowanej. Jednocześnie zabezpieczono strop solidnymi stemplami. Kilka lat później w litej skale wykuto kilkanaście metrów pod ziemią chodnik wokół kopalni nr 7. Kiedy w połowie ubiegłego roku połączono dwie istniejące trasy podziemne w jeden półkilometrowy ciąg umożliwiający płynne zwiedzanie obiektu, powrócił pomysł udostępnienia kolejnej trasy, ale na bardziej wymagających zasadach.

Szyb Żurowskiego

Szyb i kopalnię nr 4 zbadał przed laty prof. Tadeusz Żurowski. W wiacie, która go zabezpiecza, powstanie wystawa poświęcona osiągnięciom zasłużonego dla Krzemionek naukowca. Kilka metrów poniżej będzie można sprawdzić swój charakter. Droga prowadzi drabiną w dół przez zabezpieczone przed obsypywaniem studnisko szybu. Potem już tylko na kolanach. - Kiedyś w "czwórce" było wąskie przejście, które pokonywało się czołgając na brzuchu - wspomina dr Tomasz Bąbel. - To była chwila prawdy. Wielu, którzy próbowali pokonać przesmyk, albo dowiadywało się czegoś więcej na temat swojej tuszy albo odporności na klaustrofobię. Dziś został na tyle wytarty brzuchami, że można się z nim śmiało zmierzyć.

Przygotowana do zwiedzania w ekstremalnych warunkach trasa została poprowadzona po tak zwanym ociosie, czyli wzdłuż przodka kopalni, którą eksploatowali przed pięcioma tysiącami lat neolityczni górnicy. Ponieważ, patrząc z góry, kopalnia miała kształt odchodzących od szybu listków koniczyny, można czołgając się wzdłuż przodka zatoczyć koło.

- W sumie około stu metrów atrakcji - mówi dr Tomasz Bąbel, dodając, że będzie to możliwe, gdy tylko zostanie zabezpieczony strop kopalni. - Iniekcje czyli zastrzyki z masy klejącej wzmocnią go na beton, by nic nie miało prawa się stać - dodaje, podkreślając, że oferta będzie miała także swoją cenę, a zwiedzanie w pełnym oprzyrządowaniu zaplanowano dla 5-7-osobowych grupek z przewodnikiem.

Wszystko wskazuje na to, że niezwykłych doznań w podziemiach neolitycznej kopalni będzie można zaznać jeszcze w tym sezonie.

Brzuchami wytarte

To była chwila prawdy. Wielu, którzy próbowali pokonać przesmyk, albo dowiadywało się czegoś więcej na temat swojej tuszy albo odporności na klaustrofobię. Dziś został na tyle wytarty brzuchami, że można się z nim śmiało zmierzyć.
Przygotowana do zwiedzania w ekstremalnych warunkach trasa została poprowadzona po tak zwanym ociosie, czyli wzdłuż przodka kopalni, którą eksploatowali przed pięcioma tysiącami lat neolityczni górnicy.

Wrażenie do końca życia

Krzemionki zwiedzało się już na kolanach w latach sześćdziesiątych. Turyści zakładali kombinezony, nakolanniki, kaski i uzbrojeni w lampy karbidówki ruszali w podziemia. Kto w ten sposób poznał Krzemionki, zachował wrażenia do końca życia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Turyści na kolanach - Echo Dnia Świętokrzyskie

Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie