Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Unikatowa kolekcja niezwykłych książek Ryszarda Ziemby mogła się znaleźć w Księdze Guinnessa

Jaromir KWIATKOWSKI
Jedna z części apoteozy świata "baśni mojego dzieciństwa”.
Jedna z części apoteozy świata "baśni mojego dzieciństwa”. Krzysztof Łokaj
Najmniejsze mają wymiary pół na pół milimetra. Bez lupy nie da się ich oglądać. Każda jest oprawiona w skórę, ma kilkanaście karteczek, a jedna jest nawet zapisana literami alfabetu greckiego.
Oprawa Apokalipsy św. Jana w tłumaczeniu Czesława Miłosza.
Oprawa Apokalipsy św. Jana w tłumaczeniu Czesława Miłosza. Krzysztof Łokaj

Oprawa Apokalipsy św. Jana w tłumaczeniu Czesława Miłosza.
(fot. Krzysztof Łokaj)

Proponowano mu, by umieścił je w Księdze Guinnessa, ale pomyślał: po co mi to? Lecz te najmniejsze książki świata są jedynie ciekawostką, "odpryskiem" unikatowej kolekcji Ryszarda Ziemby, rzeszowskiego artysty-introligatora.

Oprawił ich, jak sam oblicza, około 500. To prawdziwe dzieła sztuki. Pełno ich w jednym z pokojów niewielkiego mieszkania Ziemby, wypełniają też sporą pracownię artysty na strychu bloku, w którym mieszka.

Z MIŁOŚCI DO KSIĄŻEK

Zapytany, dlaczego przez kilkadziesiąt lat każdą wolną chwilę, często zarywając noce, poświęcił na artystyczne oprawianie książek, ma jedną odpowiedź: z miłości do nich.
Książki to jego pasja od dzieciństwa. - Nie umiałem nawet jeszcze czytać, a już miałem kuferek z książkami - opowiada. - Pochodzę spod Lwowa, z Magierowa. Gdy uciekaliśmy stamtąd przed Ukraińcami, kuferek został w domu. Zacząłem płakać, że moje książki zostały. I ojciec musiał wrócić i kuferek zabrać.

Pierwszą książką, którą pożyczył z biblioteki w Magierowie, było "O Janku Wędrowniczku" Marii Konopnickiej. Przeczytał ją wiele razy, w wyobraźni dopisywał nowe przygody bohaterów. I… nigdy jej nie oddał. Dziś trzyma starą, trochę sfatygowaną lekturę z pieczątką szkolnej biblioteki w kasecie z brokatu chińskiego i skóry cielęcej, z kunsztownymi złoceniami.

Nie ukrywa, że książki dla dzieci darzy szczególną miłością.

APOTEOZA I ANTYAPOTEOZA MIŁOSZA

Ogromną estymą obdarza Witolda Gombrowicza i Czesława Miłosza. Oprawił, jak wylicza, 130 książek laureata literackiej Nagrody Nobla. Oprawiając album "To Miłosz w fotografii Justyny Papp", użył kory drzewa. Znajduje się tam wiersz "Po ziemi naszej". Ziemba cytuje fragmencik: "Gdziekolwiek jesteś, dotykasz kory drzew, próbując jej chropowatości innej, a domowej". - Kiedy Miłosz był w Kalifornii i nie mógł wrócić do Polski, bardzo tęsknił - tłumaczy. - Z głębi swoich uczuć napisał te słowa, które świadczą o jego miłości do drzewa.

Twórcom, których ceni, poświęcił 30, jak je nazywa, apoteoz, gdzie posługując się całym bogactwem technik plastycznych, na swój indywidualny sposób chciał oddać hołd ich twórczości.

Paradoksem jest to, że jego ulubiony Miłosz jest jedynym, któremu poświęcił zarówno apoteozę, jak i antyapoteozę.

Do tej drugiej użył m.in. zdjęcia poety z wykrzywioną miną, tandetnego złotka i plastikowego kołpaka z koła samochodu. Czym mu się naraził Miłosz? Tym, że - jak twierdzi - nie podał ręki rektorowi Uniwersytetu Polskiego w Wilnie.
Mimo to, laureat literackiej Nagrody Nobla spędził w mieszkaniu Ziemby sześć godzin. Przyjechał, bo chciał poznać mistrza, który tak pięknie oprawia jego książki, o czym słyszał od znajomej. Miłosz prosił, by nie nadawać wizycie rozgłosu. Oprawy bardzo mu się spodobały.

Oprawa „Słownika pijackiego” Juliana Tuwima jest, jak podkreśla Ryszard Ziemba, oczywiście żartem.
Oprawa „Słownika pijackiego” Juliana Tuwima jest, jak podkreśla Ryszard Ziemba, oczywiście żartem. K. Łokaj

Oprawa "Słownika pijackiego" Juliana Tuwima jest, jak podkreśla Ryszard Ziemba, oczywiście żartem.
(fot. K. Łokaj )

ZANIM OPRAWI KSIĄŻKĘ, MUSI JĄ "PRZETRAWIĆ"

Oprawę książki Ziemba zaczynał (piszę w czasie przeszłym, gdyż od trzech lat, ze względu na stan zdrowia, nie tworzy nowych dzieł) na długo przed przystąpieniem do właściwej pracy. Najpierw musiał oprawiane dzieło "przetrawić", wychwycić bogactwo jego przesłań. Fragmenty, które szczególnie go poruszyły, zakreślał i uczył się na pamięć, a często później pisał złoconymi literami na skórzanej oprawie.

W książce "Nieobjęta ziemio" Miłosza jako klamry użył pozłacanych kajdanek. Bo, jego zdaniem, ziemia jest zniewolona. Ponieważ noblista napisał wiele wierszy o ptakach, jego poezje oprawił w czarną skórę, na której umieścił sylwetki łabędzi, wycięte ze skóry anakondy. Dlaczego? - Bo ptaki powstały z gadów - tłumaczy.
Z książki Jarosława Marka Rymkiewicza "Aleksander Fredro jest w złym humorze" cytuje bardzo celną, jego zdaniem, myśl autora "Zemsty": "Nasza kultura w swojej całości jest wielkim, wspaniałym kłamstwem i poza tym kłamstwem nie ma już nic. Nic". Skłonność do wyszukiwania takich cytatów jest wynikiem wrodzonego pesymizmu Ziemby, do czego zresztą sam się przyznaje. - Książkę - opowiada - oprawiłem elegancko w skórę, bez żadnych ozdóbek. Ten cytat dałem na okładkę i umieściłem portret Fredry z kotem, bo on, podobnie zresztą jak ja, bardzo kochał koty.

Generalnie jednak Ziemba nie lubi tłumaczyć, co miał na myśli, nadając okładce akurat taką artystyczną formę. - Gombrowicz napisał, że każdy ma prawo interpretować dzieło po swojemu. Zrobiłem, wystarczy i nie będę tego analizował - tłumaczy.

JAK I CZYM SIĘ PISAŁO

Rzeszowski introligator w jednym z cykli odtworzył historię pisma. - O, proszę - pokazuje jedną z gablot - jak pięknie pisali Arabowie i Egipcjanie.
W innym cyklu przedstawił historię narzędzi pisarskich, od tych pierwszych po współczesne długopisy. Wreszcie - odtworzył historię książki, korzystając z naturalnych materiałów, które obrabiał, używając do tego zrekonstruowanych przez siebie historycznych narzędzi. Dzięki temu możemy zobaczyć, jak wyglądały książki m.in. w Babilonii, Egipcie, starożytnym Rzymie, Indiach, Chinach i Europie.

- Nauka całego świata nie wie, w jaki sposób w Persji oprawiano książki - opowiada. - Ja też nie wiem, ale mój efekt pracy jest identyczny. Pracowałem metodą prób i błędów przez trzy miesiące, wykonałem specjalne nożyki. Książka była oprawiana w skórę. W okładkach były wycięte kawałki w formie migdału. Rogi książki były zdobione ćwiartkami migdału. Wyciętą skórę szarfowano, aż stała się cienka jak papier. Na tym rysowano roślinny ornament koronkowy. Później to wycinano i taką koroneczkę wklejano w to samo miejsce, gdzie była wycięta skóra.

Jedna z miniaturowych książeczek, które Ryszard Ziemba prezentował jako ciekawostki podczas spotkań autorskich.
Jedna z miniaturowych książeczek, które Ryszard Ziemba prezentował jako ciekawostki podczas spotkań autorskich. K. Łokaj

Jedna z miniaturowych książeczek, które Ryszard Ziemba prezentował jako ciekawostki podczas spotkań autorskich.
(fot. K. Łokaj)

JAK ZDOBYŁ SKÓRĘ ANAKONDY

Większość narzędzi sprzedał, bo potrzebował pieniędzy na leki. - Ktoś to kupił z myślą, że będzie robił lepsze książki ode mnie - opowiada. - I co? - pytam. Odpowiedzią jest znaczący uśmiech.

Zgłębiał także tajniki najbardziej skomplikowanych technik introligatorskich. Kiedy chciał zrobić oprawę emalierską, wcześniej przestudiował literaturę, by dowiedzieć się, co to jest emalia komórkowa. Żeby wykonać haft reliefowy, znalazł w Jaśle hafciarkę, która się w nim specjalizowała. Aż dziw bierze, że Ziemba, polonista, tak biegle posługiwał się tyloma technikami.

Wyrazem miłości artysty do książek jest również to, że skromność jego mieszkania kontrastuje z bogactwem materiałów, których używał do oprawy. Są wśród nich różne rodzaje skór, 24-karatowe złoto, chińskie jedwabie, kość słoniowa, heban, korale i bursztyny.
Nie zawsze je kupował. Czasami musiał różnymi sposobami zdobywać. Skórę anakondy dostał od profesorki jednego z uniwersytetów, zachwyconej jego pracami. Heban załatwił mu pewien ksiądz w zamian za obietnicę oprawienia brewiarza.

Jego pasja kosztowała go fortunę. - Pan wie, ile żona się nacierpiała? "Po co ci to?" - mówi do dzisiejszego dnia. Krew mnie zalewała, ale dzięki niej mogłem się poświęcić tej pracy - przyznaje.

NIE OPRAWIAŁ NA ZAMÓWIENIE. Z WYJĄTKAMI

Nie oprawiał książek na zamówienie. Wyjątek zrobił dla książek, które miały być podarowane Janowi Pawłowi II. Przyznaje, że oprawiał też np. albumy zdjęć, które miały być prezentem dla I sekretarzy, gdy odwiedzali Rzeszów. Z przymusu, choć przynajmniej nie za darmo.
Kiedyś odwiedził go nauczyciel ze Starachowic i prosił o oprawę książki. Ziemba kategorycznie odmówił. Mężczyzna powtarzał, że jak zobaczy, co to za książka, to zmieni zdanie. Zobaczył i… oprawił ją. Były to "Doliny Issy" Miłosza, benedyktyńsko przepisana ręcznie przez owego mężczyznę pięknym, równiutkim pismem, jakby wykaligrafowanym.

NIE MA PAN CZASU? A TYLE ZOSTAŁO DO OBEJRZENIA

Ryszard Ziemba prezentował fragmenty swojej kolekcji na dwóch tysiącach spotkań autorskich. Ma je wszystkie odnotowane w specjalnym zeszycie. By obejrzeć w całości jego kolekcję, trzeba by poświęcić na to wiele godzin. Dlatego jest rozczarowany, gdy wychodzę po "zaledwie" trzech godzinach, tłumacząc się redakcyjnymi obowiązkami.

Panu Ryszardowi marzy się muzeum, w którym dzieło kilkudziesięciu lat jego życia byłoby wyeksponowane w godnych warunkach. Dwa lata temu w lokalnej prasie pojawiły się głosy, że nie można dopuścić, by kolekcja uległa rozproszeniu. Życzliwie wypowiadali się na jej temat urzędnicy różnego szczebla. Tyle że niewiele z tego wynikło. Może już najwyższy czas, by ktoś, np. miasto, odkupił ją od twórcy?

Na razie unikatowa kolekcja leży w szafach i na strychu Ryszarda Ziemby.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie