Jak wrzawianin bezczynnie za stodołą stoi, to znaczy, że puszcza wiatry po fasoli. We wsi ze świecą szukać gospodarza, który nie uprawia białego jaśka. Kiedy przychodzi czas siewów i zbiorów, w domach zostają dziadkowie i niemowlaki.
Ostatnio wrzawianie wystąpili do Brukseli o zarejestrowanie ich fasoli jako produktu chronionego nazwą geograficzną.
Z DZIADA PRADZIADA
Fasolę we Wrzawach uprawia się od dawna. Trudno znaleźć podwórko, na którym nie ma tyczek. Są wszędzie. Od domu sołtysa, po dyrektora domu kultury, radnych, nauczycieli i rolników. Wielu właścicieli pól, na których rośnie jasiek, mieszka w Gorzycach lub Tarnobrzegu. - Mają po 20, 30 arów pola i przyjeżdżają w każdy wolny dzień, by zobaczyć, co z jaśkiem - śmieje się Maria Wydra, miejscowa radna.
Tradycje uprawy fasoli we Wrzawach sięgają XIX wieku. - Najpierw uprawiało ją państwo ze dworu - wspomina Waldemar Prarat, jeden z rolników. - Indywidualna uprawa rozwinęła się w latach 20. i 30. XX wieku. - Najpierw rosła w ogródkach. Po wojnie ruszyła produkcja masowa.
Uprawę fasoli mierzy się na kopy. Na jedną przypada 60 tyczek. We Wrzawach nie ma gospodarza, który sadziłby mniej niż 50 kop. Rekordziści mają po 500 i więcej. - W najlepszych latach skup we Wrzawach przyjmował nawet po 600 ton fasoli - wspomina z nostalgią Marek Bartoszek. - To było z osiom, dziesięć lat temu, kiedy były najlepsze lata uprawy jaśka. Dziś w całym naszym regionie skup wynosi około 500 ton.
NA MARKA GROCHU MIARKA
Od kilku tygodni we Wrzawach panuje mobilizacja. Na podwórzach stoją przygotowane do wywozu w pole tyczki. W lnianych workach leżą najlepsze strąki fasoli, które zostaną wsadzone w ziemię. Rolnicy dwoją się i troją, by zdążyć na 25 kwietnia. - Na imieniny Marka trzeba wysadzić fasolę w pole - tłumaczy radna Wydra. - Przy jednej tyczce wsadza się nawet pięć ziaren. Zbiór jest we wrześniu i październiku. Do Wszystkich Świętych trzeba się z nią obrobić.
Gospodynie z Wrzaw mają zapasy białego jaśka w spiżarniach. Dlatego w miejscowych sklepach to towar deficytowy. - Pani, po co ja mam w sklepie fasolę trzymać, skoro każda baba ma własną? - żartuje sklepowa. - Mąkę, mleko, pieczywo tak. Ale fasoli u mnie nikt nie kupi.
Życie codzienne wrzawian jest podporządkowane uprawie jaśka. Kiedy przychodzi okres sadzenia, całe rodziny wychodzą na pola. Kiedy czas zbiórki, w domu zostają niemowlaki i dziadkowie. Po zbiorach jest czas na łuskanie fasoli. - Kiedy w latach 70. zamieszkałam we Wrzawach, to pamiętam, jak sąsiedzi zbierali się wieczorami i łuskali fasolę ręcznie - wspomina Maria Wydra. - Potem swoje pięć minut miały wałki od frani. Wkładało się strąki między wałki pralki, a łuski odchodziły. Dziś wykorzystywane są urządzenia napędzane silnikami. Wszystkie zostały wymyślone przez naszych rolników.
OD CIASTA PO BRETOŃSKĄ
Miejscowe gospodynie potrafią wyczarować cuda z fasoli. Popularna fasolka po bretońsku w ostatnich latach konkuruje z tortem i ciastem fasolowym, pasztetem fasolowym, fasolą w zupie, fasolą mieszaną z kapustą i zapiekanką fasolową. - Raz do roku organizujemy we wsi piknik - chwali się prezes Wacław Pyrkosz. - Jest wybór Baby Roku, która musi przygotować na konkurs potrawę z fasoli. Nasze kobiety mają się czym pochwalić.
Do ciężkiego powietrza po fasoli wrzawianie już się przyzwyczaili. Wiedzą, jak walczyć z uciążliwościami, spowodowanymi gromadzącym się nadmiarem gazów. - Otwiera się okno i jest rześkie powietrze - poleca Wacław Pyrkosz. - Albo idzie się na pole lub za stodołę i udaje, że się niebo obserwuje - wtrąca Maria Wydra.
Mimo to, szczególnie mężczyźni, chwalą potrawy z fasoli. Po rosole, jak chłop pójdzie na pole, to za godzinę mu kiszki marsza grają - tłumaczy Waldemar Prarat. - Może sobie tylko gazetę czytać, bo do kosy nie pójdzie. A po fasoli, jak zje rano, to cały dzień może pracować.
CHROŃMY SWÓJ PRODUKT
Kiedy górale z Zakopanego ogłosili oscypka jako wyrób regionalny, wrzawianie poszli w ich ślady. Postanowili zarejestrować fasolę jako produkt chroniony nazwą geograficzną. W kwietniu ubiegłego roku padł pomysł, by założyć stowarzyszenie, które będzie reprezentowało interesy wszystkich producentów. - Przyjechali urzędnicy z Urzędu Marszałkowskiego oraz pracownicy Ośrodka Doradztwa Rolniczego w Boguchwale i zrobili nam krótkie szkolenie - wspomina Wacław Pyrkosz, prezes stowarzyszenia. - Potem napisaliśmy wniosek do Ministerstwa Rolnictwa. Napisaliśmy w nim, że chcemy, uzyskać nazwę chronioną fasoli wrzawskiej.
Wniosek o uznanie nazwy chronionej geograficznie zaakceptował już minister rolnictwa. Od września pracują nad nim urzędnicy z Brukseli. Na wydanie opinii unijni specjaliści mają rok. Jeśli zaopiniują pomysł wrzawian, każdy z producentów może liczyć na finansową rekompensatę. - Będzie to roczna gratyfikacja w wysokości trzech tysięcy złotych - wylicza Waldemar Prarat, sekretarz stowarzyszenia. - Oczywiście uprawa fasoli będzie się odbywać według ściśle określonych zasad, które przedstawiliśmy we wniosku.
Roczna bonifikata to nie jedyny bonus, jaki wiąże się z uznaniem fasoli wrzawskiej. Jeśli Unia zaakceptuje pomysł, rolnicy będą mogli odstawiać jaśka do sklepów z ekologiczną żywnością. - I tutaj będzie kolejny bonus dla naszej produkcji - zdradza prezes Pyrkosz. - Dziś za kilogram naszego jaśka dostajemy osiem złotych. - Jeśli będziemy mieli swoją nazwę i logo, odbiorca zapłaci nam nawet 15 złotych. Dlatego chcemy walczyć o swojego jaśka, z którego żyją cała wieś i okolica.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?