Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zabójstwo dziecka w Nowej Dębie. Według biegłych podejrzana 41-latka nie jest chora psychicznie

Marcin RADZIMOWSKI
Śledczy dysponują już opinią psychiatryczną dotycząca stanu zdrowia 41-letniej mieszkanki Nowej Dęby, podejrzanej o zabójstwo swojego czteroletniego synka. - Zarzut stawiany kobiecie nie zostanie zmieniony - mówi prokurator Adam Cierpiatka, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Tarnobrzegu.

Prawdopodobnie do połowy lutego prokuratura zakończy śledztwo w sprawie zabójstwa czterolatka. W ostatni piątek dotarła opinia sądowo-psychiatryczna, która jest pokłosiem czterotygodniowej obserwacji szpitalnej, jakiej biegli poddali podejrzaną. Do jakich wniosków doszli lekarze?

NIE JEST CHORA

- Mogę powiedzieć tyle, że w związku z opinią psychiatryczną zarzut stawiany kobiecie nie zostanie zmieniony - mówi "oszczędnie" prokurator Adam Cierpiatka, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Tarnobrzegu.
To oznacza niewątpliwie, że biegli nie stwierdzili u 41-latki ani choroby psychicznej, ani upośledzenia umysłowego, ani nawet ograniczonej poczytalności w chwili popełnienia przestępstwa (od początku przyznaje się do zabójstwa synka, przeciwko niej świadczą tez inne dowody).

Nie ma zatem wątpliwości, że prokuratorskie śledztwo zakończy się skierowaniem aktu oskarżenia do Sądu Okręgowego w Tarnobrzegu. Kobiecie grozić będzie minimum 8 lat pozbawienia wolności, a jeśli jej motywacja zostanie oceniona jako zasługująca na szczególne potępienie - nawet 25 lat lub dożywocie.
Przypomnijmy, że tragedia rozegrała się 23 września ubiegłego roku w jednym z domów jednorodzinnych w Nowej Dębie. Rano przebywała w nim 41-letnia kobieta wraz ze swoim czteroletnim synkiem, Bartusiem. Jej mąż był w pracy (nie był biologicznym ojcem Bartusia), natomiast jej teściowa i szwagier pojechali na zakupy.

POSTANOWIŁA ZABIĆ

W śledztwie ustalono (opierając się między innymi na wyjaśnieniach podejrzanej), że kobieta działała z zamiarem bezpośrednim - po prostu postanowiła zamordować swojego synka. Najpierw dusiła go, zasłaniając dłońmi jego usta i nos a następnie zacisnęła na szyi dziecka kabel elektryczny. Bartuś nie miał szans walczyć. Chłopiec przestał oddychać, jego serduszko przestało bić.
Domownicy wrócili po około 30-40 minutach. Szwagier kobiety odwiązał kabel z szyi dziecka a następnie wezwał pogotowie. Ratownicy zdołali przywrócić akcję serca, ale chłopiec nie odzyskał przytomności. Zmarł trzy tygodnie później w szpitalu, do tego czasu wszelkie czynności życiowe podtrzymywała specjalistyczna aparatura.

Lekarz wykonujący sekcję zwłok dziecka znaleźli bezpośredni związek przyczynowo-skutkowy pomiędzy obrażeniami na ciele chłopca a bezpośrednią przyczyną zgonu. Do śmierci doprowadziło duszenie dziecka, które spowodowało niewydolność krążeniowo-oddechową a następnie nieodwracalne uszkodzenie mózgu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie