Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dawid Kowalczyk z Przysuchy zwiedza motocyklem Europę, ściga się także w biegach górskich. Zobacz zdjęcia

Piotr Stańczak
Piotr Stańczak
Dawid Kowalczyk z Przysuchy pokochał zarówno jazdę motocyklem jak i góry. Od dziecka był ciekawy świata.
Dawid Kowalczyk z Przysuchy pokochał zarówno jazdę motocyklem jak i góry. Od dziecka był ciekawy świata. Facebook/Biegający Motocyklista
Dawid Kowalczyk, 31-letni mieszkaniec Przysuchy dzieli swój czas między pracę zawodową i dwie pasje - motocyklowe podróże po Europie oraz starty w biegach górskich. Kim jest?

Ma 31 lat, jest zarówno biegaczem jak i motocyklistą. Na co dzień pracuje na stacji paliw Orlen w rodzinnej Przysusze. Jest człowiekiem aktywnym. W dzieciństwie lubił grać w piłkę, ale ciągnęło go także do motoryzacji.

Debiut na bieszczadzkich szlakach

- Można powiedzieć że motocyklowego bakcyla zaszczepił mi mój ojciec. Kiedy byłem dzieckiem, wyremontował mi motorower, popularnego komara, na którym kiedyś sam jeździł. Tak zaczęła się moja przygoda z jednośladami. Później miałem przerwę i dopiero wieku 24 lat kupiłem swój pierwszy poważniejszy motocykl marki Suzuki gn125, na którym uczyłem się jeździć. Majsterkować przy nim nie lubiłem i raczej tak pozostało, ale podstawowe rzeczy przy motocyklach potrafię zrobić czy naprawić - wspomina Dawid Kowalczyk.

Już od dzieciństwa ciągnęło go natomiast do odkrywania świata. Zawsze gdy widział jadący motocykl, dostawał wewnętrznej ekstazy. - Już wtedy wiedziałem że pragnę poznawać świat na dwóch kołach. Pierwszą poważniejszą wyprawę motocyklową odbyłem w roku 2018 roku. Wówczas, zaraz po tym, jak zdobyłem prawo jazdy, wybrałem się samotnie w Bieszczady aby zaliczyć osławione pętle bieszczadzkie. Przez około tydzień czasu zjechałem prawie całe tamtejsze góry. Obie pętle bieszczadzkie mają w sobie coś magicznego. Dla mnie przede wszystkim liczy się obcowanie z przyrodą i podziwianie widoków. Na pewno duże wrażenie zrobiło na mnie szybowisko na Bezmiechowej z którego to rozpościera się piękny widok na Bieszczadzkie szczyty. Poza tym tama nad Soliną czy też tama w Myczkowcach - wspomina Kowalczyk.

Szkoła jazdy na zakrętach

Później zaliczał mniejsze i większe wyjazdy. Przełomowy był dla niego 2020 rok. Wtedy to oboma swoimi motocyklami przejechał ponad 20 tysięcy kilometrów objeżdżając spory kawałek Polski. Udał się również na pierwszą zagraniczną podróż do Rumunii. Pozostały mu niesamowite wspomnienia. Pomysł narodził się natomiast spontanicznie. Dawid dołączył do małej grupki motocyklistów ponieważ planowany wyjazd z innym kolegą nie doszedł do skutku. - Postanowiłem że żadna siła mnie nie powstrzyma przed zagraniczną wyprawą, więc zdecydowałem się z nimi pojechać w ogóle ich nie znając. Była to dla mnie niesamowita szkoła jazdy na motocyklu, gdzie poznałem czym jest prawdziwa jazda na zakrętach. Nauczyłem się wówczas bardzo dużo od starszych stażem kolegów - relacjonuje przysuszanin.

Jego ekipa w Rumunii krążyła głównie cały czas po górach szukając jak najbardziej krętych dróg. W Polsce jeździł głównie sam, ale ma też przyjaciół motocyklistów, z którymi również zaliczał krótsze wyprawy po kraju. Za granicę, jak zaznacza, wolał jednak jechać z kimś, aby było bardziej bezpiecznie oraz aby mieć towarzystwo podczas podróży. Poznał motocyklistów z różnych części Polski, ale nie ma stałej ekipy, z którą podróżuje najczęściej. - Zazwyczaj jadę gdzieś sam a później poznaję motocyklistów z innych regionów. Bywa i tak, że komunikujemy się poprzez różne grupy tematyczne na Facebooku - przypomina.

CZYTAJ RÓWNIEŻ:

Dech w piersiach zapiera

Kowalczyk w 2020 roku był w Rumunii, natomiast w ubiegłym odbył najdłuższą swoją podróż motocyklową z zamiarem dojechania do Albanii. Ostatecznie do tego kraju nie dotarł, w głównej mierze skupił się na Rumuni oraz Bułgarii, którą przejechał wzdłuż. Odwiedził wtedy Słowację, Węgry, wspomnianą Rumunię, Bułgarię i część Serbii. W ciągu siedemnastu dni pokonał ponad pięć tysięcy kilometrów.

Ogólnie dla większości motocyklistów liczą się fajne kręte drogi gdzie można przerzucać motocykl z lewej na prawą przy tym się świetnie bawiąc. - Osobiście przed swoją pierwszą podróżą rozważałem różne kierunki. Padło na Rumunię głównie dlatego że leży stosunkowo blisko nas a poza tym ceny są bardzo zbliżone do tych w naszym Kraju. Rumuński lej odzwierciedla prawie idealnie wartość naszej złotówki dlatego ten kraj jest bardzo przyjazny pod tym kątem. Przede wszystkim jednak jest tam niewielki ruch samochodowy i bardzo fajne przyczepne asfalty. Ilość pięknych krętych dróg zwala wręcz z nóg. Trzeba tu wspomnieć o dwóch najpiękniejszych trasach uznawanych na całym świecie za jedne z najpiękniejszych. Transalpina i Transfogarska są majestatycznie położonymi drogami, z których rozpościerają się zapierające dech w piersiach widoki. Jeśli chodzi o noclegi to głównie już pod wieczór szukaliśmy tam, gdzie dojechaliśmy albo rezerwowałem coś przez Booking Home w danym mieście - opowiada podróżnik z Przysuchy.

Niedźwiedzie i rozlany olej

Jak wspomina, miejscowi ludzie, których spotkał na szlaku swej podróży, okazywali się bardzo sympatyczni i otwarci, jak dotąd nie uświadczył ani jednej negatywnej sytuacji podczas swoich podróży. - Oczywiście ludzie są różni i mają różne temperamenty oraz charaktery ale jeśli człowiek idzie przez życie z uśmiechem na ustach, to wówczas nie ma się czego obawiać - przyznaje Dawid Kowalczyk.

ZOBACZ KONIECZNIE:

Dodaje, że dla kogoś, kto podróżuje po świecie, każdy dzień jest przygodą. Dla bohatera naszego reportażu na pewno czymś bardzo ekscytującym było spotkanie z niedźwiedziami na rumuńskich drogach. Przydarzyło mu się to dwa razy. Poza tym miał niewesołą sytuację, kiedy olej, który kupił na tak zwaną dolewkę rozlał mu się w kufrze i zaczął cieknąć po motocyklu. Miał dużo szczęścia, że nie poleciał gdzieś na oponę bo jeśli tak by się stało, to mógł wylecieć gdzieś na zakręcie w przepaść... Ogólnie jazda motocyklem, jak zaznacza, bywa dość niebezpieczna również z uwagi na kierowców samochodów, którzy często bagatelizują motocyklistów na drodze i robią różne niespodziewane manewry.

Obecnie posiada dwa motocykle marki Aprilie Pegaso 650 na gaźnikach oraz Triumpha Tigera 1050 na wtrysku. Pierwszy to leciwy motocykl enduro z 93 roku, jednakże świetnie sprawdza się w terenie, mimo, że waga 200 kilogramów nie jest tak łatwa do okiełznania i wymaga sporych umiejętności od jeźdźca. Drugi to taki szybki "turystyk", przeznaczony głównie na do jazdy po drogach asfaltowych ze świetnym momentem obrotowym.

Debiut na Giewoncie

Warto w tym miejscu wspomnieć, że Kowalczyk jest także ultra maratończykiem górskim. Mam za sobą biegi na ponad 100 kilometrów. - Przygoda z bieganiem zaczęła się u mnie w wieku 20 lat. A przynajmniej tak sądzę. Ciężko wskazać jakąś konkretną datę. Bodźcem, który spowodował, że zacząłem biegać było to że... uszkodziłem rower, który dostałem w prezencie z okazji komunii. Dużo wówczas jeździłem i sprzęt nie wytrzymał próby czasu. Wówczas po tym incydencie trochę się zaniedbałem. Postanowiłem więc że tak być nie może. Całe życie kochałem sport i postanowiłem wrócić do formy poprzez bieganie. Pierwsze buty jakie wówczas kupiłem wyprzedzały swoją epokę. Reeboki, które wówczas kupiłem miały taki system, że można było je przyciskiem z boku buta ustawić albo do chodzenia albo do biegania. Nigdy do tej pory nie spotkałem się z czymś takim. Fakt był jednak taki, że cała ta technologia dużo ważyła co dla biegacza nie jest dobrym rozwiązaniem ponieważ dodatkowy ciężar obciążało stawy i stopy. Być może dlatego też się to nie przyjęło. Starty w zawodach przyszły po czterech latach kiedy to z biegania dla siebie i przyjemności postanowiłem spróbować rywalizacji z innymi - opowiada z pasją mieszkaniec Przysuchy.

Jeśli chodzi o rywalizację, zadebiutował w znanym Radomskim Biegu Kazików. Później był wyjazd w góry. Wujek zabrał go wówczas z wycieczką którą organizował w Tatry. Wtedy miał 23 lata i po raz pierwszy w ogóle widział takie majestatyczne szczyty. Zachwyciły go do tego stopnia, że gdy wjechał kolejką na Kasprowy Wierch, powiedział do swych bliskich, że stąd biegnie na Giewont.

- Wszyscy wówczas złapali się za głowy i próbowali mi wyperswadować że to jest niebezpieczne. Postawiłem jednak na swoim mówiąc, że przecież jestem w świetnej formie, bo dopiero co przebiegłem maraton uliczny w Warszawie. Tym oto sposobem przebiegłem całą granią aż do Giewontu wdrapując się na szczyt by chwilę później zbiegać "z językiem na wierzchu" do Zakopanego, gdzie czekali na mnie ludzie z w wycieczki organizowanej przez mojego wujka - tak Dawid wspomina pamiętną eskapadę.

Właśnie wtedy pokochał bieganie po Górach. Kiedy tylko wrócił do domu, zapisał się na górski bieg w Beskidzie żywieckim. W debiucie przebiegł ponad 52 kilometry po górach, kiedy z nieba się lał nieprawdopodobny żar. Powietrze można było "kroić nożem" a temperatura dochodziła chyba do 40 stopni Celsjusza w cieniu. Następnie był bieg w Gorcach na dystansie ponad 80 a później 100 kilometrów w Krynicy. Ten bieg wspomina najlepiej. Później startował jeszcze w Chorwacji, gdzie zrobiłem 110 kilometrów o to był najdłuższy jak do tej pory jego ultramaraton. Pojawił się również bieg na Ukrainie, gdzie na dystansie 125 kilometrów odpadły mu podeszwy w butach. Musiał wówczas skrócić dystans, ponieważ dalszy bieg był już niebezpieczny dla zdrowia i życia.

Wszystko jest w głowie, porażki uczą

- Były też porażki gdzie na przykład próbując zmierzyć się z dystansem 170 km w Beskidach na Stumilaku zostałem brutalnie sprowadzony na ziemię. Szlif na rowerze jaki zaliczyłem kilka dni przed startem spowodował w dużej mierze, że nie ukończyłem tego biegu. Podsumowując, nigdy na żadnych zawodach jak do tej pory nie udało mi się stanąć na podium. Nie robię tego jednak dla medali ani żadnych korzyści finansowych. Robię to, bo kocham ten sport - zapewnia Kowalczyk.

Jak dodaje, dużo ważniejsze od medali jest dla niego przełamywanie ograniczeń własnego organizmu. - Uświadamiasz sobie, że wszystko pozostaje w głowie a człowiek jest zdolny do robienia rzeczy niemożliwych - przyznaje. Ma zresztą też wiele innych pasji. Bardzo dużo czasu poświęca na czytanie książek, interesuje się rozwojem osobistym oraz psychologią. W planach mam też napisanie własnej książki. Obecnie jest singlem, nie ukrywa jednak że w najbliższej przyszłości planuje się ustatkować.

- Nie zmienia to jednak faktu że marzeń oraz celów które zamierzam osiągnąć mam bardzo dużo. Gwarantuję, że czytelnicy jeszcze o mnie usłyszą - mówi podróżnik z Przysuchy.

WIĘCEJ REPORTAŻY I GALERII NA STRONIE PODRÓŻY:

PODRÓŻUJESZ, TWOJĄ PASJĄ JEST ZWIEDZANIE ŚWIATA?
Posiadasz piękne zdjęcia, filmy? Widziałeś coś interesującego?
PRZEŚLIJ WIADOMOŚĆ NA [email protected] lub Facebook

od 7 lat
Wideo

Burze nad całą Polską

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Radomskie