"Zbrojeniówka" leży na łopatkach, branża metalowa i firmy usługowe próbują przeczekać kryzys, tylko transport notuje spore zyski. Tak wygląda regionalna gospodarka w czasach kryzysu. Na razie nie ma wielkich zwolnień, ale już na wiosnę może ruszyć prawdziwa lawina.
Medialnie najbardziej nagłośniono dramatyczną sytuację w radomskiej "zbrojeniówce". Fabryka Broni Łucznik właśnie stanęła. Większość pracowników z 340-osobowej załogi poszła na urlop. Powód jest oczywisty - nie ma zamówień ani ze strony Ministerstwa Obrony Narodowej, ani resortu spraw wewnętrznych.
STOJĄ I CZEKAJĄ
Na razie kierownictwo firmy wypowiedziało pracę kilkunastu osobom, z trzema nie przedłużono terminowych umów o pracę. Pozostali czekają, w całej "zbrojeniówce" ogłoszono pogotowie strajkowe.
- Zamierzaliśmy zorganizować manifestację już podczas szczytu NATO w Krakowie, ale okazało się, że zamierzają tam protestować służby mundurowe. Zrezygnowaliśmy więc, aby dwie manifestacje nie nałożyły się na siebie - mówi Zbigniew Cebula, szef Solidarności w Fabryce Broni Łucznik.
"Zbrojeniówka" czeka na decyzje rządowe, ale nikt nie ma złudzeń, że w związku z cięciami w resortach mundurowych wcale nie będzie łatwo wywalczyć zamówienia, zapewniające choćby możliwość przetrwania do lepszych czasów.
- Mimo wszystko jestem optymistą. Obowiązują przecież wieloletnie programy modernizacji Sił Zbrojnych i innych służb. Poza tym, skoro stać nas na zakup zachodnich rakiet, to dlaczego rząd miałby zaniechać zakupów zbrojeniowych w polskich zakładach? - pyta Zbigniew Dziubasik, wiceszef Zarządu Regionu Solidarności Ziemi Radomskiej.
BEZROBOCIE "NORMALNE"
Szefowie "pośredniaków" w regionie radomskim uspokajają, że na rynku pracy nie dzieje się nic niepokojącego. Dokładne dane dotyczące stopy bezrobocia na koniec grudnia 2008 roku oraz nieoficjalne informacje z końca stycznia potwierdzają jednak, że systematycznie przybywa bezrobotnych we wszystkich powiatach regionu. Urzędnicy twierdzą jednak, że jest to zjawisko sezonowe, "wzmocnione" w tym roku dodatkowo powrotem wielu osób pracujących do tej pory w Wielkiej Brytanii, Irlandii czy Niemczech.
- Porównując styczeń 2008 roku do stycznia 2009 roku mamy nawet spadek o ponad 2 tysiące osób - mówi Dariusz Strzelec, rzecznik Powiatowego Urzędu Pracy w Radomiu.
Jego zdaniem, prawdziwy obraz rynku pracy wyłoni się dopiero w najbliższych miesiącach.
- Sezonowa tendencja jest taka, że już w lutym zaczyna spadać bezrobocie i dzieje się tak aż do października. W ubiegłym roku w tym czasie ubyło 6000 bezrobotnych, a tylko w maju 1226 osób. Jeśli w tym roku "słupek" bezrobocia nie drgnie w lutym, to będzie oznaczało, że dzieje się naprawdę coś złego - wyjaśnia Dariusz Strzelec.
GIGANCI ZWALNIAJĄ
Marzanna Skoczek, szefowa Powiatowego Urzędu Pracy w Grójcu, zwraca uwagę na inne zjawisko.
- Wielka firma działająca na naszym terenie zatrudnia ludzi na umowy terminowe. Taki mają obyczaj. Po pewnym czasie ludzie kończą umowy i "mają wolne". W tym czasie zakład jest remontowany i znów zaczyna przyjmować do pracy. Teraz jest właśnie przestój. Czy ludzie wrócą do pracy? Akurat tutaj mamy pewne obawy - mówi Marzanna Skoczek.
Na razie w Radomiu tylko jedna firma - Radimp - zgłosiła, że zamierza zwolnić 40 osób w ramach zwolnień grupowych. To najstarszy w Polsce zakład produkujący wyroby sanitarne, ale już w październiku stanęła w nim sprzedaż.
Poza tym oficjalnie zapowiedzi zwolnień zgłosili krajowi giganci. Bank PKO BP chce zwolnić w tym roku w całym kraju 1722 osób, Poczta Polska 1500 osób, a Telekomunikacja Polska 2300 osób. Nie wiadomo jeszcze, ile osób straci pracę w radomskich oddziałach i filiach tych gigantów. W najlepszej sytuacji są pracownicy Telekomunikacji, którzy mogą skorzystać z programu dobrowolnych odejść z pracy. W zależności od stażu "odszkodowanie" z powodu rezygnacji z zatrudnienia wynosi przeciętnie 47 tysięcy złotych.
NIE W JEDNYM WORKU
Zdaniem Janusza Kalotki, prezesa Izby Przemysłowo-Handlowej Ziemi Radomskiej, nie można wszystkich branż wrzucać do jednego worka z nazwą "kryzys", bo sytuacja w różnych działach gospodarki jest bardzo różna.
- Najwięcej firm, bo aż 33 procent, działających na południowym Mazowszu to firmy usługowe. One najszybciej przystosowują się do warunków rynkowych. Odczuwają kryzys w ograniczonym zakresie, ale decydują się ciąć wydatki, chociażby na reklamę, szkolenia pracowników, a dopiero w trzeciej kolejności zastanawiają się nad zwolnieniami - uważa Janusz Kalotka.
Jego zdaniem, w radomskich firmach mamy do czynienia ze stanem wyczekiwania.
- Ludzie zastanawiają się, skąd wziąć pieniądze, aby przetrwać trudny czas, aby minimalnie zyskać, a jeśli się nie da, to chociaż niewiele stracić - uważa szef regionalnego samorządu gospodarczego.
Największy, jego zdaniem, problem ma tradycyjna radomska branża metalowa.
- Dopiero odbudowaliśmy się po upadku Zakładów Metalowych Łucznik, a już jest źle. Nowe firmy wyspecjalizowały się w pewnych seriach, na przykład produkcji wałków. Mają małą mobilność w zmianie produkcji, a tego wymaga od nich sytuacja na rynku - mówi Janusz Kalotka.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?