Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Radomianin Karol Adamski wszedł bez tlenu na Manaslu, ósmy szczyt świata: - W Himalajach śmierć zawsze czyha za rogiem. Rozmowa

Janusz Petz
Janusz Petz
Karol Adamski podczas wyprawy na szczyt Manaslu.
Karol Adamski podczas wyprawy na szczyt Manaslu. Karol Adamski/facebook
Radomianin Karol Adamski to kolejny Polak, który zdobył Manaslu (8163 metrów nad poziomem morza). Pierwszymi, którzy dokonali tego wyczynu byli Maciej Berbeka oraz Ryszard Gajewski w 1984 roku. Było to wówczas pierwsze wejście zimowe na szczyt. Karol Adamski, tak jak legendarni himalaiści, nie korzystał z dodatkowego tlenu z butli.

Radomianin Karol Adamski wszedł bez tlenu na Manaslu, ósmy szczyt świata: - W Himalajach śmierć zawsze czyha za rogiem

Karol Adamski to radomski himalaista. W ostatnich tygodniach wszedł na Manaslu bez tlenu. To ósmy szczyt świata, leży w północnej części Nepalu w Azji Południowej. Z tej okazji postanowiliśmy porozmawiać z Karolem Adamskim.

Co się najbardziej pamięta z takiej wyprawy?

Karol Adamski: Najbardziej pamięta się atak szczytowy. Wstaliśmy o godzinie 12, chociaż pobudka miała być o 23. Szerpowie powiedzieli nie nastawiajcie budzików my was obudzimy. Nie chodziłem z Szerpami, ale postanowiłem iść z nimi równolegle. Stwierdziłem, że skoro za pierwszym razem nie zdobyłem szczytu gdy wszedłem do 4 obozu to starałem się z nimi dreptać. Najbardziej pamięta się wschód słońca, bo godzinami idzie się w ciemności. Gdzieś około 4.45 zaczyna się pokazywać brzask. Wtedy widzimy, gdzie naprawdę jesteśmy w tym świecie. Jesteśmy bardzo wysoko. Gdzieś nisko jest wciąż noc, a nas już smagały delikatnie promienie słoneczne. Temperatura była znośna jak na górę 8-tysięczną – minus 20-25 stopni Celsjusza. Gdy wieje wiatr 40 kilometrów na godzinę, to czujemy, że odcina nam on jak nożyczkami dopływ tlenu. Czasami zatrzymywałem się w zadyszce, bo „przytykało” mnie. Pojawiał się taki dziwny kaszel covidowy, trudno było przestać. Wiedziałem, że trzeba uspokoić organizm i powoli ruszać dalej.

]Manaslu, to góra, gdzie w szczytowych partiach nie ma aż tak dużych trudności technicznych jak na przykład na K2, ale chyba to wciąż jest duże wyzwanie. Jesteśmy na wysokości zagrażającej życiu.

W samej kopule szczytowej Manaslu są jednak trudności, bo od dwóch lat używa się głównego wierzchołka góry. To jest takie przejście po grzebieniu, zejście w dół, a potem trudne pionowe podejście do głównego szczytu. To jest wszystko bez tlenu, gdy świadomość trochę odchodzi od człowieka. W takiej sytuacji wspinaczka może nie do końca technicznego fragmentu drogi wymaga ogromnej koncentracji, bo zbocze nachylone jest pod kątem około 60 stopni, a polecieć można było kilka tysięcy metrów w dół.

Zdobywcy - pionierzy mieli na pewno trudniej, bo dziś można korzystać z założonych poręczówek?

Niestety poręczówki założone w tym roku przez wspinaczy z wynajętej firmy wyglądały bardzo źle. Były dziury. Między obozem na wysokości 7400 metrów a szczytem było 5-6 ciągów poręczówek, a reszta to dziury, gdzie nie było nic.

Dlaczego bez tlenu? Po co zwiększać i tak już duże ryzyko?

To jest taki dziwny, ale zarazem fajny stan świadomości. Niedotleniona głowa, coś na zasadzie „haju”, gdzie świadomie wiemy, że jesteśmy tam, a naprawdę staramy się i możemy skoncentrować na dwóch, trzech rzeczach, niczym więcej. Jest ryzyko. Nie wziąłem też tlenu na wypadek awaryjny do plecaka. Był taki plan, ale po rozmowie z jednym z najwspanialszych himalaistów Rosjaninem zrezygnowałem. Powiedział mi, że zabranie tlenu do plecaka to tak jak dać dziecku cukierki i zakazać je brać. W podświadomości jeśli nie weźmiesz tlenu będziesz bardziej świadomy tego co robisz niż z tlenem w plecaku. Jedna butla tlenowa i tak może nie wystarczyć.

Mimo niebywałych trudności coraz więcej ludzi chce zdobywać najwyższe szczyty ziemi i dodatkową trudnością stają się kolejki wspinaczy do szczytu. Jak w takich sytuacjach można się mijać?

Bywały zatory. Trafiliśmy poniżej obozu czwartego na około 30-osobową ekipę Szerpów i ich klientów. Nie reagowali w ogóle na prośby, aby się zatrzymali, dali nam szansę zjechać. Zrobilibyśmy to szybciej i otworzyli im drogę. Wchodzili „na siłę” pomiędzy nas, gdzie na linach poręczowych wisiało 40 osób, na jednym przelocie, na jednym kątowniku aluminiowym, tak zwanej szabli śnieżnej. Gdyby to się urwało to byłyby przynajmniej duże obrażenia. Ludzie byliby pokłóci rakami, skończyłoby się to co najmniej obrażeniami.

Jakie wrażenie robi pierwszy widok najwyższych gór, gdy już widać masywy szczytów, ale jeszcze jesteśmy w stosunkowo ciepłej strefie?

Masyw Annapurny i Manaslu widać po trzech godzinach jazdy z Katmandu, stolicy Nepalu. To bardzo cieszy oko. Widoki z perspektywy lasu deszczowego są nieziemskie. Byłem tam wcześniej, ale widoczność nie pozwalała wtedy zobaczyć masywu.

Himalaje komercjalizują się, ale chyba zdobycie ośmiotysięcznika jest wciąż wielkim wyzwaniem?

Szukamy dodatkowych wyzwań. Dla mnie i dla dwóch innych Polaków, którzy szli ze mną wyzwaniem było wejście na szczyt bez tlenu i bez pomocy Szerpów. Osiołki doniosły jedynie nasz sprzęt do bazy, a potem wszystko co było nam potrzebne wyżej, namioty, cały rynsztunek, jedzenie wynieśliśmy sami. Sami zajmowaliśmy się też gotowaniem. Prawdziwa górska przygoda. Dotarcie do bazy, wynoszenie depozytów, zdobywanie aklimatyzacji i atak szczytowe to są trzy tygodnie ciężkiej pracy, więc to jest nadal duży wyczyn.

Jak wygląda jadłospis himalaisty?

To jest odwodniona liofilizowana żywność. Produkuje się ją już na masową skalę. To pełnowartościowy posiłek jaki jemy w domu, tylko wysuszony w formie proszku. Proszek smakuje tak jak nasz domowy obiad, ale dużo bardziej nas odwadnia. Nawet proszek doprowadzony do stanu „gulaszowego” odwadnia. Trzeba to przepić większą ilością wody, przy czym woda z lodowca to nie jest dobry pomysł, bo jest wyczyszczone z wszystkiego H2O. Tam nie ma żadnych minerałów, witamin. Trzeba do wody coś dorzucić.

Sprzęt, którzy używają himalaiści nie przypomina chyba tego, którego używano 40-50 lat temu.

W tamtych czasach Polacy walczyli o zdobycie dewiz, więc sprzęt wykuwano w kuźni, albo wytwarzano w jakimś zakładzie. Teraz idziemy do sklepu i wybieramy sprzęt z lepszych lub gorszych stopów, tańszy lub gorszy. Widziałem czekan, który ważył 360 gram. To jest pióreczko, cały karbonowy, tylko z ostrzem ze specjalnego stopu metalu. Inny świat.

Wciąż jednak wspinaczka na takiej wysokości jest związana ze śmiertelnym zagrożeniem

W tych górach śmierć gdzieś tam wciąż jest za rogiem. Niedawno jedząc obiad dowiedziałem się, że lawina porwała osoby, które poznałem na tej wyprawie. To były dwie amerykanki. Razem z nimi było dwóch bardzo silnych Szerpów. Dwoje odnaleziono, dwie osoby jeszcze nie, ale szansa przeżycia na wysokości 7900 metrów jest praktycznie zerowa. Góry to nie jest skomplikowane miejsce, gdzie musimy dużo myśleć, bo tak naprawdę idziemy i musimy przeżyć, więc musimy się jedynie koncentrować na lawinach, na partnerze, na sobie. Zagrożenie lawinowe jest wielkie i w Himalajach trudno jest je oszacować.

Takie wyprawy kosztują. Chyba z roku na rok coraz więcej?

Mount Everest to są to w tej chwili tak duże koszty, że mało kogo na to stać. Pomagają mi różne firmy i instytucje. Chciałbym podziękować władzom Radomia i Starostwa Powiatowego w Radomiu. Mam wsparcie ze strony firmy Wosztyl Ubezpieczenia, atleta24.pl, klub Radomiak Radom i wiele innych. Na przyszłość mam też obietnice pomocy.

Karol Adamski o zdobyciu Manaslu

„7:40 rano, 26 września 2023 roku tym razem się udało stanąć na szczycie Manaslu […] Wszyscy oprócz mnie na tlenie. Jest bardzo ciężko z oddychaniem. Wiatr tak jakby dodatkowo odcinał mnie od tlenu. Nie myślę o niczym jak tylko o oddychaniu i kolejnym kroku. Najbardziej boję się wschodu słońca. Następuje wtedy drastyczna zmiana ciśnień i temperatur. Nie wiem jak zareaguje wtedy mój organizm. Widok wschodu słońca z wysokości 8000 metrów jest niesamowitym zjawiskiem. Najpiękniejszy poranek na Świecie. A o 7:40 tak, tak, tak. Stało się… jakiś czas od wschodu słońca, niezauważalna strata dwóch godzin, zauroczenie a może z braku tlenu po prostu utrata pamięci ale przecież robiłem zdjęcia. Na szczycie dosłownie chwila na zdjęcie. Popłakałem się z radości” – opisał wejście na szczyt w swoich mediach społecznościowych himalaista. Na szczycie stanął 26 września o godzinie 7:40.

Karol Adamski. Kim jest radomianin?

Karol Adamski jest tatą Zosi, Szymona i Milana. Alpinista, himalaista, podróżnik i przewodnik górski. Ma ponad 20 lat doświadczenia górskiego w różnego rodzaju projektach, a od ponad 12 lat uczestniczy, jako lider wypraw górskich. Wielokrotnie zdobywał szczyty Korony Ziemi: Elbrus, Kazbek, Mont Blanc, Kilimandżaro (25 razy), Aconcagua oraz Denali, a także Korony Wulkanów: Ojos de Salado i Pico de Orizaba i inne: Chimborazo, Cotopaxi czy Matterhorn. Jako pierwszy Polak zdobył szczyt Cayambe - wulkan ekwadorski i Utkangri w Indiach. Wspinał się na 5 Kontynentach: w Himalajach, Andach, Kaukazie, Alpach, górach Afryki, Dolomitach i Taurach. Był również odpowiedzialny za akcję ratunkową w Andach w 2017 roku, gdzie przeżyli wszyscy uczestnicy wyprawy. W 2022 roku podjął próbę zdobycia Manaslu 8-tysięcznika w ramach Korony Himalajów, jednakże zejście lawin i ryzyko z tym związane uniemożliwiło mu wejście na szczyt. Brał tam również udział w akcji ratunkowej podczas zejścia dwóch lawin.

od 7 lat
Wideo

Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Radomskie