Woda była zimna...
(fot. Barbara Koś)
Mają performerzy uciechę! Lubią działać w przestrzeniach poprzemysłowych a obecna siedziba Elektrowni przy ulicy Domagalskiego 5 idealnie performerom pasuje. Tak więc już w piątek w rejonie Elektrowni odbywały się cuda.
Już w momencie, kiedy Zbigniew Belowski, dyrektor artystyczny Mazowieckiego Centrum Sztuki Współczesnej Elektrownia witał zebranych, tłumacząc jednocześnie idee festiwalu, zza ścianki działowej w sali głównej doszedł szmer.
Okazało się zaraz, że to nie sama ścianka ale cała obudowana ściankami pakamera i że szmery są działaniem artystycznym.
W ściance była niewielka szparka i po uprzednim stąpnięciu na krzesło można było w tę szparkę zajrzeć. Krzesło uznaliśmy za zbyt niebezpieczne, wspięliśmy się więc do szparki na palcach. Niestety, ktoś zaraz wysunął z niej do nas pędzel. A kuku!...
Wizualizację musiał nam zastąpić komentarz Mariusza Jończego, który stwierdził tylko, że za ścianą działa Arek Pasożyt z grupą i wszyscy pracują nad multimedialnym projektem "Malarstwo Pasożytnicze". Wernisaż odbędzie się w sobotę.
Widzowie skupili się więc w małej salce aby obejrzeć prezentację video "Rahova Rudolfin" Davida Moznego z Czech.
Zrobiło się już ciemno ale Bartosz Łukasiewicz, koordynator festiwalu wyprowadził nas nad zbiornik przeciwpożarowy.
Tu jeden artysta najpierw działał na brzegu basenu a następnie wszedł do wody. Wszedł tak jak stał czyli w spodniach i z kartkami papieru w ręce. Być może na kartkach był list pożegnalny, bo artysta rozrzucił je w wodzie.
I kiedy tak stał w basenie - wśród zamarłych w skupieniu widzów rozległ się nagle jakiś skowyt. To nad marznącym artystą żalił się pies Emil, który błagał swojego pana o ratunek dla tonącego. Pan jednak w napięciu śledził performance i Emil pozostał na smyczy w głębokiej prostracji.
Na szczęście artysta wyszedł z wody by zająć się uschniętą gałęzią, która wkrótce spuentowała performance.
Wtedy sformowany z widzów pochód ruszył w kierunku przestrzeni po upadłych Zakładach Drzewnych, to znaczy poindustrialnej. A jest ona ogromna. Tu kolejny artysta stojąc przy pierwszym z betonowych słupów nieczynnej suwnicy wrzucał w ich otwory drewniane kłody.
Po słupie pierwszym przyszła kolej na następne i kłody leciały jak zapałki. Szybko policzyliśmy że słupów jest jedenaście. Mistrz jednak z uporem Syzyfa ciskał kłodami aż do ostatka. Po czym po jednej belce znosił je na placyk, na którym zaczął układać stos.
Trzeci pan działał w magazynie drewna i z bolesną miną opowiadał smutną historię o chorobie pokazując: rozkrojono mi klatkę piersiową! Co pewien czas walił się z krzesła na posadzkę by za chwilę zmartwychwstać i powtarzać story w innym miejscu sali.
Następnie twórca podszedł do cebrzyka z wodą, zdjął brudne ciuchy, uprał je i mokre wręczył widzowi.
Dobiegał coraz mocniejszy płacz Emila.
W sobotę następne atrakcje festiwalu.
W piątkowym projekcie PAS Project - Performance: wystąpili: BBB Johannes Deimling (Niemcy), Marcel Sparman (Niemcy), Martyna Wolna (Polska), Krzysztof Kaczmar (Polska), Adam Gruba (Polska).
Ten performer wrzucał kłody w otwory betonowego słupa
(fot. Barbara Koś)
A kłody były ciężkie...
(fot. Barbara Koś)
Artysta spadał z krzesła i padał na posadzkę
(fot. Barbara Koś)
Mokre ciuchy artysta zawinął w papier
(fot. Barbara Koś)
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?