Polacy w klinice w Indiach. Z prawej - Sławomir i Patrycja Adamczykowie z Radomia. Mama trzyma w ramionach córeczkę - Alę, którą w Indiach poddano terapii.
(fot. archiwum prywatne)
Zrobimy wszystko, by pomóc Ali. Poruszyliśmy niebo i ziemię. Jest nam naprawdę ciężko żyć i patrzeć, jak Alicja potyka się o zabawki i uderza się o meble lub ścianę. Trudno powstrzymać się wtedy od płaczu - mówią rodzice Ali, Patrycja i Sławomir Adamczykowie z Radomia.
Czekanie na efekty
Kilka dni temu rodzice, wraz z córką wrócili z dalekiej wyprawy do Indii, gdzie Ala przeszła serię zabiegów. Jeszcze za wcześnie, by mówić o efektach. Przed rodzicami żmudna rehabilitacja dziecka i czekanie, nieraz długie miesiące.
Wszystko zaczęło się prawie półtora roku temu, gdy Ala miała osiem miesięcy. Lekarze zaczęli podejrzewać, że dziecko może mieć problemy ze wzrokiem - nie reagowała na światło, na ruch.
- Zdarzało się, że Alusia patrzyła nawet w słońce i nie mrużyła oczu - opowiada tata córeczki.
Okazało się, że już w wieku płodowym u dziewczynki nie rozwinął się nerw wzrokowy. Alicja ma hipoplazję nerwu tarcz wzrokowych obu oczu. Po wielu wizytach u lekarzy w końcu najlepsi lekarze z Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie po serii długich badań powiedzieli rodzicom, że muszą się pogodzić z tym, że Ala nigdy nie będzie widzieć.
- Gdy to usłyszeliśmy łzy same płynęły nam z oczu - wspominają rodzice dziewczynki.
Szukanie nadziei
Rodzice nie załamali rąk. Zaczęli szukać pomocy, gdzie się da. Po mozolnych poszukiwaniach trafili na ślad w Internecie, który dał im nadzieję. Znaleźli klinikę niedaleko stolicy New Delhi w Indiach. Tamtejszy szpital, po zapoznaniu się z dokumentami medycznymi Alicji, wyraził zgodę na leczenie komórkami macierzystymi.
- To była nasza jedyna nadzieja - mówią rodzice.
Leczenie okazało się jednak kosztowne - prawie 26 tysięcy dolarów. Od razu rodzice ruszyli z szukaniem pieniędzy, by zebrać odpowiednią sumę. Rodzina Ali zwróciła się o pomoc do Fundacji "Dorośli Dzieciom" o udostępnienie konta, na którym mogliby zbierać środki finansowe na leczenie Alicji. Zaczęły spływać pieniądze z akcji charytatywnych, zbiórek pieniędzy w sklepach, z odpisów podatkowych. "Echo Dnia" nagłaśniało koncerty, z których dochód trafił na konto małej Ali. Powoli udało się uzbierać wymaganą kwotę.
Wyjazd w nieznane
Z wielkim niepokojem rodzice Ali wyruszyli w podróż do Indii 27 listopada. Kłopotów było bardzo dużo, choćby ze zorganizowaniem tłumacza. Samolot wylądował w New Delhi, a potem przejechali do Gurgaon, miasta leżącego pod stolicą.
- Mielismy pomoc w tłumaczeniu od miejscowego rezydenta, ale ten wyjechał. Na ratunek przyszła nam 70-letnia Polka, która mieszka w Gurgaon - opowiada tata dziewczynki.
Rodzice z córką mogli zamieszkać w szpitalu. Tam lekarze od razu zajęli się małą pacjentką. Najpierw zrobiono dokładne badania, a potem, co kilka dni wszczepiano macierzyste komórki.
- Ala otrzymała siedem serii zastrzyków, w tym cztery pod gałki oczne, dwa w lędźwia i jedno dożylne - mówi Sławomir Adamczyk.
W pewnym momencie Ala źle zniosła zabiegi, ale powoli doszła do siebie. Do końca terapii dziewczynka już dzielnie przeszła przez wszystkie procedury.
- Teraz mamy czekać na efekty leczenia - dodaje tata.
Każdy by chciał usłyszeć radosne wieści, ale trzeba dać sobie czas. Rodzice dziewczynki cały czas prowadzą z nią rehabilitację: pokazują jej różne zabawki, błyskotki. Wszystko po to, by dziewczynka skupiała wzrok, trenowała mięśnie oczu. Zdarza się czasami, że Ala zaczyna mrużyć oczy na błysk światła. Ale czy to już jest pierwszy objaw poprawy? Tego jeszcze nikt nie wie.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?