Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bandyci się znów obudzili?!

Marcin RADZIMOWSKI

Drewniane pały, kopanie, bicie pięściami, duszenie. To są ich metody zastraszania ofiar. Są bezwzględni. Najpierw biją, dopiero potem żądają wydania pieniędzy. Na "akcji" mówią niewiele. Ich ofiarami padają osoby majętne, lub za takie uchodzące. Już wydawało się, że gang został rozbity, w areszcie wylądowało czterech podejrzanych, gdy po siedmiu miesiącach przerwy bandyci zaatakowali ponownie - tym razem na mieszkańców Świniar, w powiecie sandomierskim.

Pani Ewa (imię zmienione) jest znanym lekarzem, nie tylko w Świniarach, gdzie mieszka. Wspólnie z mężem i córką dorobili się pięknego domu, trzech samochodów. Spokój rodziny zburzyły zdarzenia, jakie rozegrały się w nocy z 17 na 18 maja.

- Pewnie było około trzeciej w nocy. To, co pamiętam, wciąż jest dla mnie koszmarem - mówi pani Ewa. - Przed oczami mam bandytów w kominiarkach. Bałam się, że nas pozabijają.

W mieszkaniu było dwóch, ale trzeci stał prawdopodobnie na czatach. Mieli doskonałe rozeznanie terenu. Wiele wskazuje na to, że już tu kiedyś byli albo mieli dokładny cynk od kogoś znającego rozkład pomieszczeń w domu lekarki.

- Nie widziałam nikogo podejrzanego kręcącego się przy drodze. Pacjentów nieczęsto przyjmuję w domu, ale ich w ogóle nie podejrzewam - mówi kobieta.

Zaskoczeni bandyci

Bandyci weszli przez małe okienko do podpiwniczenia, znajdujące się z tyłu domu, które zasłania kratka. Musieli wiedzieć, że tam jest wejście. W nocy nie zauważyliby okienka, które nawet w dzień trudno dostrzec.

W podpiwniczeniu z leżącego na szafce portfela ukradli kilkaset złotych, potem poszli na półpiętro, do sypialni domowników.

- Bili nas. Mam rozciętą głowę. Mąż był zakrwawiony, ale nagle zasłonił się przed uderzeniem pałą, chwycił jednego z bandytów i pchnął go na szafkę - relacjonuje kobieta. - Zaczął się z nim szarpać. Człowiek nawet nie zdaje sobie sprawy w takich momentach, że naraża życie.

To zupełnie zaskoczyło napastników. Rzucili się do ucieczki, wybiegli z domu w stronę ulicy. Być może tam wsiedli do czekającego na nich samochodu. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, na miejscu napadu zostało sporo śladów. Między innymi wiele kropli krwi, pośród której prawdopodobnie jest też krew jednego z bandytów.

Bez szefa też potrafimy!

Rano okazało się, dlaczego nie szczekały dwa rottweilery, pilnujące dobytku pani Ewy. Obydwa leżały martwe, nieopodal domu. Z ich pysków lała się piana. Lekarz weterynarii od razu rozpoznał silną truciznę, którą bandyci nafaszerowali kiełbasę i struli psy.

Sposób działania wskazywałby na członków gangu, którego czterech hersztów siedzi w areszcie. Czy napad w Świniarach był dziełem tej samej grupy przestępczej?

- Trudno mi cokolwiek mówić, żeby nie zdradzić zbyt dużo. Czterech podejrzanych siedzi w areszcie, ale to z pewnością nie wszyscy członkowie grupy, których prawdopodobnie jest kilkunastu - mówi prokurator Edward Podsiadły, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Tarnobrzegu. - Nie da się wykluczyć, że to członkowie tej grupy, ale nie można o tym przesądzać.

Napad w Świniarach od kilkunastu wcześniejszych na terenie byłego tarnobrzeskiego różni się bowiem nieco zachowaniem sprawców. Nie byli tak bezwzględni, jak poprzednio. Ale to też da się logicznie wytłumaczyć. W areszcie siedzi czwórka podejrzanych, pośród których przynajmniej jeden jest bezwzględnym bandytą. Analizując dokonania, jakie przypisuje mu prokuratura, można stwierdzić, że ludzkie życie dla niego nie przedstawia dużej wartości. Ale to nie znaczy, że równie bezwzględni są inni członkowie grupy, którzy dokonali napadu w Świniarach.

- Mogli w ten sposób próbować dać jakieś alibi zatrzymanej czwórce. W końcu oni "siedzą", a napad i tak był. Mogli też dojść do wniosku, że ich szef jest w areszcie, ale oni sami też będą w stanie dokonać napadu - próbuje zgadywać prokurator Podsiadły.

Siedem miesięcy przerwy

Dziwne jest to, że seria napadów, trwająca nieprzerwanie od ponad dwóch lat, skończyła się w październiku ubiegłego roku, kiedy to zatrzymano pierwszych podejrzanych - z Majdanu Królewskiego. To dzięki miejscu ich zamieszkania, ale też miejsca dwóch napadów, bandycka grupa zyskała sobie miano "Majdaniarzy".

Prokuratura i policja bardzo ostrożnie wypowiadają się na temat dowodów zbieranych w tej sprawie. Ze względu na dobro śledztwa my też nie ujawnimy wszystkich wątków. Tajemnicą nie jest jednak to, że "Majdaniarzom" przedstawiono zarzuty udziału w bandyckich napadach w Dębianach koło Sandomierza, Porębach Dębskich (powiat tarnobrzeski) i Dąbrowicy (powiat tarnobrzeski). Śledczy są jednak przekonani, że zatrzymana czwórka oraz około dziesięciu osób wciąż przebywających na wolności, ma na swoim koncie o wiele więcej napadów.

- Nie ukrywam, że napad w Porębach dostarczył nam na tyle dużo dowodów procesowych, że były podstawy do zatrzymania pierwszych dwóch podejrzanych a potem kolejnych - dodaje prokurator Edward Podsiadły.

Krok po kroku

Rozpracowanie gangu i zatrzymanie wszystkich jego członków to dla jednostek policji i prokuratur w naszym regionie sprawa priorytetowa. Nad rozwikłaniem zagadki pracują specjalne grupy najlepszych śledczych, którzy krok po kroku analizują każdy szczegół z tych kilkunastu napadów.

Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że niezwykle cennych informacji dostarczyły policjantom porównania billingów rozmów telefonicznych "komórek", z których korzystali czterej zatrzymani "Majdaniarze". Od policjantów pracujących przy śledztwie dowiedzieliśmy się, że krok po kroku zbliżają się do definitywnego zakończenia tej sprawy. Miejmy nadzieję, że tym razem bandyci znów nie zagrają im na nosie.

Niekończąca się seria

Bandycki serial na terenie byłego województwa tarnobrzeskiego rozpoczął się w lipcu 2003 roku. Wówczas to ofiarą napadu padła starsza mieszkanka Ślęzaków (powiat tarnobrzeski). Miesiąc później regionem wstrząsnęła tragedia, jaka wydarzyła się w Hucie Komorowskiej (powiat kolbuszowski). Sprawcy w bestialski sposób zamordowali proboszcza parafii. Podczas śledztwa zatrzymano podejrzanego. Nie udało się udowodnić mu zarzutów, bo jego niedoszła teściowa dała mu alibi. Także w sierpniu kolejny napad. Tym razem na mieszkanki Alfredówki, koło Nowej Dęby (powiat tarnobrzeski). We wrześniu napad w Dębianach (powiat sandomierski), w październiku napad na dom w Sandomierzu, tydzień później na mieszkańców Kobiernik (powiat sandomierski). Do końca 2003 roku policja odnotowała jeszcze trzy bandyckie napady z niemal identycznym scenariuszem - w Staszowie (listopad), Tarnobrzegu (grudzień) i Połańcu (grudzień). W marcu 2004 roku nieustaleni sprawcy napadli na właścicielki hurtowni motoryzacyjnej w Majdanie Królewskim (powiat kolbuszowski). Bandyci zagrali policji na nosie już dwa tygodnie później, atakując znów w Majdanie, tym razem właścicieli zakładu pogrzebowego. Kilkaset metrów od hurtowni motoryzacyjnej...
Przez trzy miesiące był spokój. Być może sprawcy wystraszyli się policji, która zaczęła bardzo mocno przetrząsać półświatek. Ale w lipcu 2004 kolejny napad. Tym razem na właścicieli auto-złomu w Dąbrowicy, a za dwa tygodnie na właścicieli plantacji truskawek w Beszycach (powiat sandomierski). W sierpniu ofiarą napadu padła mieszkanka Knapów (powiat tarnobrzeski), w październiku - kobieta z Poręb Dębskich (powiat tarnobrzeski). Nie wiadomo, czy wszystkie te napady były dziełem "Majdaniarzy", ale jest wiele wspólnych mianowników, które mogą za tym przemawiać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie