[galeria_glowna]
Zgłaszający uczestnik spływu mówił do słuchawki służbom ratunkowym, że grupa około trzydziestu osób czternastoma kajakami popłynęła rzeką z Sandomierza w stronę Annopola. Nagle z jednego z kajaków wypadł mężczyzna. 27-letnia warszawianka, która z nim płynęła, straciła go z oczu. Żeglarze wezwali pomoc.
Na ratunek pospieszyło w sumie sześć zastępów straży, w tym strażacy - ochotnicy z gminy Dwikozy. Każdy zastęp miał z sobą łódkę z silnikiem. Na miejscu zjawili się też policjanci i pogotowie ratunkowe.
PO CO TYLE STRAŻY?
Po godzinie strażacy odnaleźli 27-latkę, która w chwili wypadku podróżowała z pechowym 34-latkiem i prawie spod ujścia Sanu do Wisły przypłynęli z nią w rejon mostu samochodowego w Sandomierzu. Kobieta niezbyt składnie wyjaśniała policjantom, jak doszło do wypadku. Twierdziła, że przybijali do brzegu, mężczyzna chciał wysiąść, wtedy kajak przechylił się i 34-latek wpadł do wody, a później już go nie widziała. 27-latka nie potrafiła też powiedzieć, na którym brzegu 34-latek zniknął. Po przebadaniu przez lekarza, kobietą zajęli się policjanci. W wydychanym powietrzu miała półtora promila alkoholu. Kiedy na brzegu trwała akcja ratunkowa, kobieta nie do końca zdawała sobie sprawę z tego, co się dzieje.
Około godziny 13, Piotr Kalinowski, Marek Bęczkowski i Paweł Kalinowski, strażacy - ochotnicy z Winiar w gminie Dwikozy, na brzegu, około kilometra od mostu kolejowego w stronę Zawichostu znaleźli mężczyznę. 34-letni Polak, na stałe mieszkający w Anglii, ostatnio w Radomiu, opowiadał policjantom, że ubrany w kamizelkę ratunkową płynął z prądem rzeki, a potem szedł brzegiem. Policjanci przebadali mężczyznę alkomatem. W wydychanym powietrzu miał promil alkoholu. Kiedy ekipy ratunkowe z zaciekawieniem patrzyły na farciarza siedzącego w karetce pogotowia, ten ze zdziwieniem pytał, skąd takie zamieszanie i po co tyle straży.
SPŁYW BEZ ORGANIZATORA
27-latka zeznawała policjantom o kulisach spływu. Relacjonowała, że około trzydziestu osób "skrzyknęło" się przez Internet, by w majowy weekend przepłynąć Wisłę kajakami z Sandomierza w stronę Warszawy. Część osób znała się dobrze, jedni mieli doświadczenie w rzecznej żegludze, inni już nie. Na przykład - jak mówiła 27-latka - był to już jej piąty spływ. Według kobiety, 34-latek kajakiem płynął po raz pierwszy. Uczestnicy majówki do Sandomierza autobusem przyjechali w piątek. Kajaki dowiózł ktoś inny. Kobieta twierdziła, że formalnego organizatora spływu nie ma, bo każdy na własną rękę decydował się na rejs. Kobieta przyznała, iż w przeddzień rejsu ktoś spożywał alkohol. Tymczasem, jak dowiedzieliśmy się nieoficjalnie, niektórzy w kajakach mieli być pod solidnym wpływem alkoholu. Ponoć jedna z ekip, wywróciła się na mieliźnie, po czym gubiąc komórki, część bagaży, popłynęła dalej. Jedni, po tym jak doszło do wypadku, mieli zatrzymać się nabrzeżnych krzakach i wołać strażaków o pomoc.
Kapitan Adam Czajka, zastępca komendanta powiatowego Państwowej Straży Pożarnej w Sandomierzu powiedział, że zgłoszenie brzmiało poważnie, tym bardziej, jeżeli prawdą było, iż mężczyzna do wody wpadł w kamizelce, to istniały ogromne szanse na odnalezienie go żywego.
Zdaniem Krzysztofa Andury, zastępcy dowódcy Jednostki Ratowniczo - Gaśniczej w Sandomierzu, żeglarze mieli wiele szczęścia, że przy braku rozsądku i odpowiedzialności nie doszło do prawdziwej tragedii. Być może 34-latka uratował kapok, w którym płynął z prądem rzeki. Gdyby nie kamizelka, mogłoby być z nim krucho.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?