Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

40 lat zespołu Limit z Kielc. Od piwnicy przez Kotłownię do własnego studia

Lidia Cichocka
Lidia Cichocka
Zespół Limit z Kielc obchodzi 40-lecie istnienia.
Zespół Limit z Kielc obchodzi 40-lecie istnienia.
40 lat istnieje w Kielcach zespół bluesowy Limit, założony przez nastolatków i do dzisiaj prowadzony z taką samą pasją przez Pawła Wawrzeńczyka.

Na facebooku pochwaliłeś się, że zaczynacie świętować 40-lecie istnienia. Wróćmy więc do początków waszej historii, która zaczęła się w I klasie szkoły średniej...

To był 1983 rok. Ja byłem niespełna 15-latkiem a dwaj przyjaciele: Romek Sadowski i Maciek Jóźwik mieli po 15 lat. W tym czasie jak grzyby po deszczu powstawały różne zespoły, w większości garażowe. Nasz początek, bo błyskawicznie porozumieliśmy się, był znakomity. Dzięki przychylności jednego z rodziców mieliśmy piwnicę przy ul. Pomorskiej i tam powstał Limit. Niestety, pogoniono nas stamtąd, bo graliśmy głośno. Na szczęście obok naszego liceum mechanicznego przy ul. Jagiellońskiej, w bursie szkolnej znajdowała się sala muzyczna a jej opiekunem był Kazik Firmantowski. Przyjął nas pod swe skrzydła i trwało to z pół roku. Przygotowywaliśmy się do pierwszego koncertu na sali gimnastycznej, mieliśmy zagrać przed całą szkołą. Tuż przed pani pedagog wezwała mnie do gabinetu i powiedziała, że wystąpimy, ale mamy założyć czerwone krawaty. A ja nie zastanawiając się palnąłem: Chyba panią popier..! Koncert się nie odbył a mnie mało co nie wyrzucono ze szkoły. Zabrano nam też salę prób i musieliśmy zawiesić działalność. Bagatela, na 29 lat.

Ale zdążyliście już coś stworzyć?

Oczywiście, trzy kawałki gramy nawet do dzisiaj a z czwartego „Klatka” nie pamiętaliśmy ostatniej zwrotki i Romek, bo to był jego tekst, napisał ją na nowo.

Kiedy nastąpiła reaktywacja?

Gdy staliśmy się dojrzałymi facetami, dzieci były odchowane, osiągnęliśmy stabilność finansową, rodzinną – zaczęła się pojawiać odrobina wolnego czasu. Rzuciłem pomysł by rozgospodarować go w sposób twórczy i propozycja trafiła na podatny grunt. Spotkaliśmy się w tym samym składzie w 2012 roku.

W piwnicy, garażu?

Teraz mieliśmy do dyspozycji studio nagrań, zaadaptowane 80 metrów na strychu, instrumenty. Ostro wzięliśmy się do pracy przygotowując pierwszy koncert w związku ze zbliżającym się 30-leciem zespołu (śmiech). Chcieliśmy nadrobić czas. Pomysłów na piosenki mieliśmy bardzo dużo. Rejestrowaliśmy je na poły profesjonalnie wykorzystując także te numery, które powstały w czasach szkolnych. Łomot był niezły. Moja żona, która jest bardzo cierpliwa, któregoś dnia o 2 w nocy wykręciła nam korki, bo chciała się po prostu wyspać. I chyba miała rację.

Zapewne, w domu spała przecież trójka dzieci...

Dwójka, bo najstarszy 14-letni syn, gitarzysta grał już z nami. To były jego początki jako muzyka i realizatora. Dzisiaj nie gra, skończył psychologię i pracuje jako reżyser dźwięku, właśnie nagrywa płytę Nataszy Urbańskiej.

Przyszła wreszcie pora na konfrontację z publicznością, zaprezentowanie tego, co gracie...

Był rok 2013, koncert, który odbył się w klubie Kotłownia przeszedł nasze najśmielsze oczekiwania. Przyszło bardzo wiele osób, atmosfera była fantastyczna, gorąca, kilka staników wylądowało na scenie. Była mega zabawa, ale jeszcze lepszy był drugi koncert. Kilka miesięcy później, a każdy tydzień ćwiczeń sprawiał, że graliśmy coraz lepiej wystąpiliśmy w Sali Kongresowej. Przed Kayą! Reakcje publiczności były żywsze, brawa większe i publiczności było więcej, kiedy my graliśmy. Zaproszono nas na koncert uświetniający Dzień Kolejarza i w drugiej części słuchacze wymykali się by zająć dogodną pozycję startową do poczęstunku, ale brawa mieliśmy naprawdę żywsze. To fakt.

Po tym sukcesie rzuciliście prace, ułożyliście trasę koncertową...

Oczywiście, że nie. Muzycy, którzy tak jak my grają muzykę niszową nie mogą sobie na to pozwolić. Musi być praca i stabilność finansowa, odpowiedzialność za rodzinę i zapewnienie jej życia na odpowiednim poziomie.

Pozostało więc godzić dom, pracę i muzykę?

Tak, udało się to poukładać. Ustaliliśmy tzw. święte środy, kiedy bez względu na wszystko spotykaliśmy się by grać. Ale nie zmienia to faktu, że rodzina jest nr 1 w moim życiu, muzyka jest za nią. Po dwóch latach wspólnego grania zacząłem mieć większe oczekiwania, jeśli chodzi o jakość muzyki, poziom twórczości i styl. Bardziej odpowiadał mi blues-rock, funky. Koledzy woleli klimaty bliżej folku. Nie dało się tego pogodzić. Ponieważ już wtedy znaliśmy wielu muzyków dobrałem sobie takich, którzy mi odpowiadali, wiedzieli o co w bluesie chodzi a zespół zmienił nazwę na Limit Blues. I przestałem też sam grać na perkusji. Dotarło do mnie, że nie tyle gram, co wbijam gwoździe. Zacząłem śpiewać, bo to wychodzi mi lepiej, poza tym to mój zespół, więc mnie nie wyrzucą (śmiech). Długo graliśmy w siedmioosobowym składzie: ja, syn - pseudonim artystyczny Paul Dabliu. Karol Kaczmarski na perkusji, Cezary Niemiec na saksie, Arkadiusz Rogulski czarował na harmonijce, Jacek Klesyk po powrocie z Włoch zasiadł przy klawiszach, a nestor związany niegdyś z Arianami, grający z gwiazdami, Jarek Telka na basie. Pisaliśmy, komponowaliśmy i wydawaliśmy dużo płyt, ale ta pierwsza poważna - „Inaczej” ukazała się wiosną 2015 roku. Znaleźliśmy sponsorów na tę produkcję i jak na scenę blues-rockową miała ogromny nakład 10 tys. egzemplarzy. Płyta dostała bardzo dobre recenzje. Dołączono ją jako insert do magazynu „Twój Blues” oraz „Echa Dnia”. Do dzisiaj spotykam ludzi, którzy kojarzą nas właśnie z tego faktu.

Można powiedzieć, że wkroczyliście na rynek muzyczny z przytupem?

Po tym dobrym przyjęciu płyty zaczęliśmy startować w konkursach muzycznych, braliśmy udział w ważnych polskich festiwalach bluesowych. I posypały się pierwsze nagrody i wyróżnienia, wyróżnienia także dla muzyków. Zaczęliśmy zauważać, że robi się wianuszek fanek 40+, które jeżdżą za nami na koncerty. Nie kryły, że to z powodu tekstów, których jestem autorem. Nie mam jakiś szczególnych umiejętności, po prostu piszę tak jak czuję, ale zauważyłem, że do ludzi to trafia a na koncertach dużo łatwiej jest mi prowadzić interakcje z publicznością.

Do kolejnej płyty doprosiłeś gwiazdy...

Pomysł na „Limit i Przyjaciele” był dosyć szalony zapragnąłem by w każdej z 15 piosenek wystąpił znakomity gość z Polski i świata. Tytuł sprawił, że wszyscy wyrazili zgodę na granie po przyjacielsku. I to się udało: zagrali między innymi Thijs Van Leer, Martin Turner, Nick Simper, Jerzy Styczyński, Dariusz Kozakiewicz, Ryszard Sygitowicz, Wojciech Hoffmann, Marek Raduli, Sławek Wierzcholski, Darek Kozakiewicz. Plejada znakomitych muzyków.

Jak ci się udało ich namówić?

Wielu znałem, występujemy na tych samych scenach, gadamy. Innym polecili nas nasi znajomi, przyjaciele. Płyta się ukazała nie tylko jako CD ale także i na winylu. Rozchodziła się w salonach Empiku, co miało i taki skutek, że zapraszano nas w jeszcze więcej miejsc. Wtedy, to był 2017 rok, trafiliśmy z nią nawet do studia im. Agnieszki Osieckiej w radiowej Trójce. I tak to trwa. Nie jeździmy na wszystkie imprezy, które nam proponują, wybieramy te pomyślane dla fanów bluesa lub muzyki około bluesowej.

A potem przyszła pandemia...

I pora na nagranie nowej płyty, która musiała być inna od poprzednich. Wymyśliliśmy płytę akustyczną, ale podaną w sposób nowoczesny. Na niej wraz z kolejnymi przyjaciółmi – prezentujemy słuchaczom swoje piosenki w zupełnie nowych, zaskakujących aranżacjach. W powstaniu „Retrospekcji” pomógł nam syn, to był ostatni projekt, w którym brał udział. W 2021 ukazała się wersja CD a w ubiegłym roku wytłoczyliśmy winyl. Przy okazji tej płyty spełniłem swoje marzenie – poznałem Marka Gaszyńskiego, bo jego recenzje i twórczość podziwiałem od dawna. Poprosiłem go o recenzję tej płyty i kiedy ją dostałem umieściłem na okładce.

Rozumiem, że teraz pracujecie nad kolejnym krążkiem...

Mamy już trochę materiału na płytę, chcemy ją wydać w tym roku w związku z naszym jubileuszem.

Czego się możemy spodziewać po 40-latkach?

Już w tym roku braliśmy udział w kilku festiwalach, mamy poplanowane koncerty, cały czas występujemy a w Kielcach zagramy na zakończenie tej trasy, 10 grudnia w Kieleckim Centrum Kultury. Tak się składa, że to także dzień moich urodzin, te będą 55. Powstaje również książka o naszym zespole. Pisze ją słynący z lekkiego pióra Romek Sadowski. Nie zdążymy z wydaniem na 10 grudnia, ale dzięki temu historia będzie bogatsza o ten koncert.

Dziękuję za rozmowę.

Obecny skład zespołu Limit
Paweł Wawrzeńczyk – śpiew, Kuba Kowalski – trąbka, Łukasz Borkowski – gitara, Jacek Zając – hammond, Jarek Telka – gitara basowa, Zbyszek Zagóra – perkusja.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie