Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

65 rocznica wybuchu powstania warszawskiego. Tamte dni wspomina znany kielecki adwokat

Marek MACIĄGOWSKI
Kazimierz Ujazdowski z legitymacją Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego swojego ojca. Na małym zdjęciu kartka przysłana przez mecenasa Kazimierza Cypriana Ujazdowskiego z obozu w Oświęcimiu.
Kazimierz Ujazdowski z legitymacją Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego swojego ojca. Na małym zdjęciu kartka przysłana przez mecenasa Kazimierza Cypriana Ujazdowskiego z obozu w Oświęcimiu. M. Maciągowski
Znany kielecki adwokat Kazimierz Ujazdowski dzieciństwo spędził w okupowanej stolicy. Gdy wybuchło powstanie warszawskie miał 10 lat. Mieszkał z matką i siostrą na Starówce, w centrum powstańczych walk.

Bilans powstania

Bilans powstania

Straty po stronie polskiej wyniosły około 10 tysięcy zabitych i 7 tysięcy zaginionych, 5 tysięcy rannych żołnierzy oraz od 120 do 200 tysięcy ofiar spośród ludności cywilnej. Wśród zabitych przeważała młodzież, w tym ogromna większość warszawskiej inteligencji. Po stronie niemieckiej straty wyniosły 10 tysięcy zabitych, 6 tysięcy zaginionych, 9 tysięcy rannych żołnierzy, 300 zniszczonych czołgów i samochodów pancernych. Podczas walk zburzonych zostało około 25 procent zabudowy miasta.

Ile może pamiętać dziecko? Mieszkanie w kamienicy w centrum Warszawy przy ulicy Długiej 30 - później adres zmienił się na Barokowa 4. Pojedyncze obrazy, strach, atmosferę tamtych dni. Tragiczne sytuacje pozostają w pamięci. - W maju 1945 roku matka pojechała do zniszczonej Warszawy. Na gruzach kamienicy znalazła ogniotrwałą kasę pancerną ojca. Cudem ocalała. Nie było w niej kosztowności, ale trochę rodzinnych dokumentów i wycinki prasowe z procesów, które prowadził ojciec - mówi Kazimierz Ujazdowski.

Ojciec mecenasa Ujazdowskiego, także Kazimierz, podobnie zresztą jak i dziadek Kazimierz, sędzia Sądu Apelacyjnego, był znanym warszawskim adwokatem. Urodzony w 1898 roku rozbrajał Niemców w 1916, walczył w wojnie polsko-bolszewickiej. W 1929 roku ukończył prawo na Uniwersytecie Warszawskim, został wpisany na listę adwokatów. Bronił chłopów w procesie racławickim. W procesie brzeskim bronił posła Adolfa Sawickiego, który jako jedyny został uniewinniony. Walczył w obronie Warszawy.

BEZ OJCA

Mecenas Ujazdowski pamięta, że jako dziecko z mamą i babcią ukrywali się w czasie bombardowania w podziemiach kościoła kapucynów przy Miodowej. Ten kościół nie miał wieży i jako jedyny nie został zbombardowany. Ich dom na Starym Mieście niemal graniczył z ogrodem Krasińskich. Dalej już było getto. Ojciec zaangażował się w działalność konspiracyjną. 1 stycznia 1942 roku został aresztowany. Trafił na Pawiak, a stamtąd do Oświęcimia. Tu został rozstrzelany 7 czerwca 1942 roku. Wtedy wrócił z Oświęcimia list, cudem zachowany do dziś. - Jest na nim mój pierwszy podpis - mówi mecenas Ujazdowski. Pod listem pisanym po niemiecku, bo takie były wymogi, podpisał się " Kazio". Miał wtedy osiem lat.

W rocznicę śmierci w kościele Świętej Anny odbyło się nabożeństwo żałobne. Wtedy już przysłali z Oświęcimia świadectwo zgonu, bo niemiecka administracja działała sprawnie. W pamięci pozostał widok zapłakanej matki, gdy jeszcze rok po śmierci przyszła z Pawiaka kartka, by zgłosić się po rzeczy ojca.

Kazimierz Mieczysław Ujazdowski

Kazimierz Mieczysław Ujazdowski

Urodzony 4 grudnia 1934 roku w Warszawie. Ukończył w 1959 r. studia na Wydziale Prawa Uniwersytetu Łódzkiego. W 1964 rozpoczął prowadzenie praktyki adwokackiej w Kielcach. W latach 80. bronił w procesach politycznych. W latach 1989-1991 zasiadał w Sejmie kontraktowym z ramienia Stronnictwa Demokratycznego. Był przedstawicielem parlamentu w Zgromadzeniu Parlamentarnym Rady Europy jako obserwator. W kadencji 1994-1998 był radnym Kielc. Posiada tytuł brydżowego mistrza krajowego. 3 maja 2009 r. odznaczony przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski.

NIE ZDĄŻYLI WYJECHAĆ

Kazimierz Ujazdowski pamięta, że w domu ciągle byli jacyś ludzie. Matka zaangażowała się w działalność konspiracyjną. Wiele lat potem powiedziała mu, że w mieszkaniu kontaktowym na Złotej 35 widział słynnego partyzanckiego dowódcę majora Piwnika "Ponurego". Wtedy o tym nie wiedział.

Zapamiętał datę 31 lipca 1944 roku. Dlaczego? W ich mieszkaniu pojawił się znajomy matki, przyszły ojczym, który namawiał ich, by wyjechali na Kielecczyznę. Mieli jechać 2 sierpnia.
1 sierpnia wracali po południu do domu i jakiś dziwny ruch panował na Krakowskim Przedmieściu i placu Teatralnym. Na końcu ich ulicy, Barokowej, był niemiecki szpital. Na pewno było przed piątą, kiedy szpital zaatakowali młodzi chłopcy. Zaczęły się strzały, ale Niemcy odparli atak. Gdzieś po godzinie powstańcy powtórzyli atak i wówczas Niemcy uciekli w ruiny getta. Ich ulica miała dobre położenie. Niemcy nie atakowali od strony ogrodu Krasińskich, bo przez ruiny nie było przejazdu.

OKIEM DZIECKA

Co pamięta jako dziecko? Fragmenty. Raz stał w wejściu kuchennym do kamienicy od strony ogrodu Saskiego. Chował się, bo nadlatywał samolot. Spadło parę bomb na podwórko, odłamki poraniły jakiegoś chłopca z opaską. Jemu nic się nie stało. Na Długiej był powstańczy szpital. Pamięta, że z drugim chłopakiem pomagali rannemu dojść do tego szpitala.

Najczęściej kobiety i dzieci siedzieli w piwnicy. Mieli chleb, bo na rogu Barokowej była piekarnia, a jej właściciele mieli zapasy mąki. - Rozdawali ten chleb i dzięki temu żeśmy żyli - mówi mecenas Ujazdowski.
Gdy padła Wola w kamienicy pojawili się uciekinierzy. Tam w piwnicy opowiadali straszne rzeczy. Mówili, że kobiety i dzieci podpalali i wyrzucali z okien. Mówili, że robili to na rozkaz Niemców Rosjanie z oddziału utworzonego z kolaborujących z Niemcami ludzi znanego z okrucieństwa wobec ludności cywilnej. Pamięta bombardowania. Gdzieś w połowie sierpnia bomby oberwały całą wewnętrzną ścianę ich kamienicy. Meble posypały się na podwórze. Gdy było coraz trudniej dowiedział się, że mieli kanałami przechodzić do Śródmieścia. Pamięta nawet właz, który mieli wejść, ale ktoś powiedział, że Niemcy wrzucają do kanałów karbid. Cywile zostali. Starówka padła.

Walka o suwerenność

Walka o suwerenność

Powstanie warszawskie - zorganizowany przez Armię Krajową zbrojny zryw przeciwko okupującym Warszawę wojskom niemieckim. Trwało od 1 sierpnia do 3 października 1944 roku. W dniu wybuchu powstania ujawniły się i oficjalnie zaczęły działać struktury Polskiego Państwa Podziemnego. Powstanie wymierzone było przeciwko Niemcom, jednak jego politycznym celem była próba ratowania suwerenności i uniemożliwienie narzucenia Polsce władz uzależnionych od Związku Radzieckiego. Dowódcy powstania przewidywali, że walki potrwają kilka dni, w rzeczywistości trwały 63 dni. Walka zakończyła się kapitulacją oddziałów powstańczych.

UCIECZKA Z POCIĄGU

Niemcy pognali cywili przez Długą, plac Bankowy, Wolską na dworzec Zachodni. Po drodze Rosjanie rabowali cywili, wyciągali z tłumów kobiety. Po latach od matki dowie się, że te kobiety były gwałcone. Na wysokości kościoła Świętego Wojciecha rozdzielali kobiety i dzieci od mężczyzn. Mężczyzn zapędzano do czyszczenia jezdni z gruzów, wielu rozstrzeliwano.

Zapakowano ich do towarowego wagonu i wywieziono do Pruszkowa. Trzy dni nie mieli ani wody ani chleba. Potem pojawili się z zupą ludzie z komitetów ratunkowych. - Nie mieliśmy talerza ani łyżki. Znalazłem butelkę, odłupałem szyjkę. Wystawiałem butelkę, zupa lała mi się po rękach. Z tego jedliśmy - mówi Kazimierz Ujazdowski.

W końcu zapakowano cywili do wagonów. Ktoś wyrwał deski. Gdzieś między Końskimi a Opocznem jemu, matce i przyszłemu ojczymowi udało się wyskoczyć. Ciocia trafiła do Ravensbruck, wujek zginął nie wiadomo gdzie, siostra odnalazła się po wojnie. Doszli do Końskich, do Starego Młyna. Zamieszkali w starym tartaku.

ROZPOZNAŁEM BANDYTÓW

Po powstaniu do Końskich trafiły transporty warszawiaków ze Śródmieścia. Trzymali się razem. Pewnego dnia napadli ich bandyci, obrabowali nawet z obrączek. Potem przyszli prawdziwi partyzanci. Spytali, czy ktoś rozpozna. - Powiedziałem, że rozpoznam - mówi Kazimierz Ujazdowski. Pojechałem pod Niekłań. Rozpoznałem napastników, niektórzy już nie żyli. Przy jednym znalazłem cyrkle. Wiedziałem czyje są, zabrałem. Oddałem je temu człowiekowi. Po wojnie ci, którzy wymierzyli sprawiedliwość bandytom byli sądzeni, bo tamci jak się okazało, byli z Gwardii czy Armii Ludowej.

- Gdy odeszli Niemcy, weszli Rosjanie. Nadleciały rosyjskie samoloty, zrzuciły bomby. Zabili swoich, bo nie wiedzieli, że odeszli Niemcy. Po chleb chodziłem do centrum. Raz na ulicy Kąpielowej bomba spadła może dwadzieścia metrów ode mnie. Nie wybuchła. Miałem szczęście i tylko dzięki temu żyję - mówi Kazimierz Ujazdowski.

TRUDNE LATA

Zamieszkali w Skarżysku, skąd pochodził przyszły ojczym. Był inżynierem budownictwa. Zaproponowano mu pracę w Szczecinie, dokąd wyjechali w sierpniu. W 1950 roku okazał się wrogiem Polski Ludowej. Trafił do więzienia, ich wyrzucono z mieszkania, musieli wrócić do Skarżyska. W domu było biednie. Było dwóch małych przyrodnich braci. Kazimierz Ujazdowski zaczął pracę w emalierni Kamienna. Po południu chodził do gimnazjum, zrobił maturę. Ojczym wyszedł po śmierci Stalina w marcu 1953 roku.

- Do 15 marca był termin składania dokumentów na prawo. Chciałem studiować tam, gdzie dziadek i ojciec. Zdążyłem złożyć dokumenty. Pisemny egzamin zdałem na pięć, na ustnym komisja pytała czy chcę akademik i stypendium. Ale na liście przyjętych mnie nie było. Byłem na liście 14 nieprzyjętych na podstawie dekretu o niemeldowaniu nieodpowiednich elementów w stolicy państwa - mówi Kazimierz Ujazdowski.

Zdał na Uniwersytet Łódzki. Dostał akademik, a na życie pierwszy rok zarabiał na stacji Łódź Fabryczna. Rozładowywał węgiel, ładował złom. Potem już miał stypendium za naukę. Dyplom uzyskał w czerwcu 1959 roku. W 1964 roku po aplikacji został wpisany na listę adwokatów. Zaczął bronić jak jego dziadek i ojciec.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie