Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Adam Jarubas: Jestem optymistą i marzę o córeczce

Iwona ROJEK
Adam Jarubas: - Udało mi się tak przeżyć dotychczasowe życie, że nikomu nie zrobiłem świństwa. Jestem fanem naszego województwa, będę się starał, żeby rosło w potęgę.
Adam Jarubas: - Udało mi się tak przeżyć dotychczasowe życie, że nikomu nie zrobiłem świństwa. Jestem fanem naszego województwa, będę się starał, żeby rosło w potęgę. Łukasz Zarzycki
Największy wygrany ostatnich wyborów - marszałek województwa świętokrzyskiego Adam Jarubas nie miał przed nami tajemnic. W ostatnich wyborach pobił wszelkie rekordy.

Zagłosowało na niego blisko 32 tysiące ludzi - przebił tym samym, wydawało się, nieosiągalny wynik posła Przemysława Gosiewskiego.

Co trzeba robić, by zdobyć taką popularność i zaufanie wyborców. Na gorąco, tuż po ogłoszeniu wyników wyborów, namówiliśmy marszałka Adama Jarubasa na wyjątkową rozmowę bez tajemnic.

Iwona Rojek: * Uważa pan marszałek, że Polskie Stronnictwo Ludowe odniosło tak ogromny sukces w województwie świętokrzyskim głównie dzięki pana osobie?
Adam Jarubas: - Nie jestem aż tak zarozumiały, żeby tak myśleć. Ale pewnie miałem w tym jakąś swoją cegiełkę. Umiem godzić ludzi, nikomu nie zrobiłem świństwa. Myślę, że udało mi się wnieść nowy styl zarządzania, prowadzenia polityki polegający na dużej otwartości, łagodzeniu konfliktów, nowych pomysłach i wielkiej energii. Mieliśmy nawet takie hasło w kampanii: Jarubas równa się nowe Polskie Stronnictwo Ludowe, symbolizowane przez pięciolistną koniczynę. Nasi członkowie mają niesamowite pomysły i ogromne marzenia, a sukces dodał nam tylko skrzydeł.

* A co jeszcze pana zdaniem przyczyniło się do tej niezwykłej popularności partii w naszym regionie?
- Staramy się uprawiać politykę w sposób godny, bez naruszania godności innych i chcemy być wrażliwi na potrzeby ludzi najsłabszych. Pokazaliśmy w praktyce jak może zmieniać się na korzyść wiele obszarów, także wiejskich. Otrzymanie grantu sprawia, że można wybudować świetlicę czy klub, życie ludzi na wsi może stać się inne - ciekawsze, pełniejsze. Poza tym jesteśmy też nowocześni, nasz kandydat Jacek Kowalczyk jako jedyny miał trójwymiarową kampanię, nasi członkowie blogują, udzielają się na portalach społecznościowych, działają z duchem czasu.

* Zmieniło się pana postrzeganie Prawa i Sprawiedliwości i Platformy Obywatelskiej?
- Obie partie tracą, bo wciąż generują mocne konflikty społeczne, ciągle o coś walczą, ludzie są już tym zmęczeni. Powiedzenie "ja z tym panem nie będę rozmawiał" wydaje mi się niepoważne, bo po co było iść w ogóle do polityki z takim nastawieniem. My w najbliższych dniach będziemy rozmawiać ze wszystkimi partiami, koalicję zawiążemy pewnie z Platformą, choć zobaczymy, jakie mają oczekiwania.

* Teraz po zwycięskich wyborach spotyka się pan z sympatią czy ujawnili się też jacyś wrogowie?
- Niektórzy z trudem znoszą nasz sukces, dochodzą do mnie wieści, że trzeba zacząć walczyć z PSL albo bronić się przed nami. Zarzucają nam, że za dużo dostaliśmy, przyrównują mnie do nieżyjącego Przemysława Gosiewskiego. A ja przecież tylko zabiegam o powodzenie naszego województwa, wcale nie uważam, żeby było gorsze od innych, jestem świętokrzyskim optymistą, szybko doganiamy inne regiony.

* Chyba nie spodziewał się pan zrobienia tak wielkiej politycznej kariery, kiedyś zdradził, że do polityki wszedł przez niejako przypadek, był asystentem niepełnosprawnego posła?
- Wszystko się zgadza. Zostałem asystentem niewidomego posła, nieoczekiwanie jako młody chłopak znalazłem się w Sejmie i ten fakt pociągnął mnie w stronę polityki, o której wcześniej nawet nie myślałem. Gdyby nie to zdarzenie może byłbym nauczycielem historii w wiejskiej szkole. Faktycznie nie spodziewałem się, że osiągnę aż tak wiele w polityce, nawet nie śmiałem o tym marzyć, ale jakoś szczęście mi sprzyja. Politykę traktuję jak dziedzinę, w której mogę realizować swoje pasje i robić coś dla innych.

* Uważa się pan za mądrego człowieka, bo szybko się uczy, ma wrodzoną inteligencję, dużo czyta, posiłkuje się jakimiś podręcznikami typu: jak lepiej zarządzać, jak współpracować z ludźmi, być dobrym szefem?
- To czy jestem mądry i inteligentny pominę milczeniem, niech inni to ocenią. Przyznaję, że sięgam po książki, które uczą pozytywnego myślenia, wręcz fascynuje mnie sztuka pozytywnego myślenia. Uważam, że dobre postrzeganie innych, niezazdroszczenie nikomu, właśnie optymistyczne myślenie o dniu jutrzejszym daje spokój i przynosi dobre efekty. Męczą mnie natomiast ludzie mało konkretni, tacy, którzy ciągle narzekają, wszystko widzą czarnych kolorach, różne gaduły, cenię zwarte, szybkie komunikaty, lubię ludzi z pasją, werwą.

* Ma pan wrażenie, że wszystko się panu w życiu udaje, czy były jakieś porażki?
- Ostatnio faktycznie szczęście mi sprzyja, ale to nie znaczy, że nie miałem trudniejszych momentów. Jednym z nich było to, że nie dostałem się na wymarzone studia do Krakowa. Przeżyłem to. Nie najlepiej wspominam też pracę na stanowisku dyrektora Kasy Rolniczego Ubezpieczenia Społecznego, zaistniała tam sytuacja ocierająca się o mobbing, musiałem z odejść z tej pracy. Jednak z perspektywy czasu dochodzę do wniosku, że wszystkie porażki też czemuś służą. Bo za jakiś czas pojawia się nowa sytuacja, która okazuje się często lepsza od poprzedniej. Nie można więc traktować niczego jako ostatecznej klęski. Ja dość szybko podnoszę się po niepowodzeniach.

* A czego pan marszałek w sobie nie lubi, nad czym chciałby popracować?
- Przeszkadzają mi u mnie brak silnej woli i lenistwo. Żona czasami zarzuca mi, że jestem za mało pracowity, przyznaję, lubię poleniuchować.

* Woli pan powiedzieć komuś prawdę w oczy, ostro skrytykować czy przemilczeń różnicę zdań, konflikt?
- Zwykle mówię ludziom co o nich myślę, ale staram się ich nie ranić, nie krzyczę na nikogo. Wypominając błędy, podkreślam też dobre strony krytykowanego, żeby go całkiem nie zdołować.

- Ostatnio wielką furorę zrobiło odważne zdjęcie pana marszałka z kandydatką do sejmiku, piękną Katarzyną Tupaj. Żona nie była o nie zazdrosna?
- Niestety była i potem nawet żałowałem, że się na to zgodziłem. Początkowo miałem stać za panią Kasią, taki był pomysł jej sztabu wyborczego, a wyszło jak wyszło. Żonie było trochę przykro. Ale ja też jestem o nią zazdrosny. Jak ostatnio pojechała na trzy do Wiednia, to nie umiałem sobie miejsca w domu znaleźć.

* Czemu miało to trochę intymne zdjęcie służyć, bo efekt nie został osiągnięty?
- Był to element kampanii wyborczej, chodziło o wywołanie emocji i udało się. A pani Kasia nie weszła do sejmiku, bo widocznie zabrakło jej dodatkowych elementów. Sam wizerunek jest istotny, ale nie najważniejszy.

* Zdarza się panu w ogóle wybuchać, denerwować się?
- Oczywiście, z natury jestem cholerykiem, nieraz dużo mnie kosztuje opanowanie nerwów. Nie pozwalam sobie zbyt często na wybuchy wściekłości, ale przydarzają mi się.

* A kto pana najbardziej ukształtował, rodzice, napotkani ludzie?
- Chyba rodzice i babcia, która przekazała mi życiową mądrość. Żona zarzuca mi, że jestem nawet maminsynkiem, bo ciągle dzwonię do mamy. Ojcu też wiele zawdzięczam, dziś jest ze mnie dumny, ogląda i komentuje wszystkie moje wystąpienia w telewizji. Miałem szczęśliwe dzieciństwo, dwóch braci. Oboje zarówno żona, jak i ja pochodzimy z wielodzietnych rodzin, dzięki temu umiem chyba współpracować z wieloma różnymi ludźmi.

* Planuje pan przyszłość, siebie za pół roku, rok, każdy następny dzień, tydzień, czy też uważa, że obecnie czasy są tak niespokojne, że nie ma sensu planować, bo może się nie udać?
- Planuję, ale tylko na tydzień, góra na miesiąc, na dłużej nie, bo przecież nie wiadomo co się wydarzy. Jednego jestem pewien, że chciałbym tu mieszkać przez resztę życia i działać na rzecz tych ludzi. Nie ciągnie mnie żaden wielki świat.

* Nigdy nie pomyślał pan, żeby swoje życie diametralnie zmienić, być kimś innym?
- W ciągu tych ostatnich czterech lat były takie momenty, miałem różne kryzysy, zwłaszcza jak się coś nie udało albo nie zostałem dobrze zrozumiany. Myślałem jak to by było, gdybym uczył historii. Ale jak już wspominałem, dość szybko potrafię się otrząsnąć po porażce i zabrać się z nową energią do pracy. Lubię wymieniać poglądy z innymi, mam 10 tysięcy znajomych na Naszej Klasie i 5 tysięcy na Facebooku, z którymi często się kontaktuję.

v* W tym natłoku obowiązków nie zaniedbuje pan czasem żony i dzieci, a może wystarcza im pana popularność, czy też mają pretensje o to, że za mało jesteście ze sobą?
- Żona często sygnalizuje to, że prawie mnie nie widuje, zarówno na co dzień, jak i w weekendy, bo wtedy też mam dużo spotkań. Dzieciom też o to chodzi, nieobecność wynagradzam im prezentami, co też nie bardzo podoba się Marioli. Z jednej strony rozumie to, że moja rola wymaga takich poświęceń, z drugiej czasami ma o to żal. Mówi, że wychodziła za mąż za Adasia, a nie za marszałka Jarubasa. To ona stała się głową naszego domu, decyduje o remontach, wychowaniu dzieci, wydatkach, spędzaniu czasu. Ja jestem w domu gościem.

* Ale dla polityka chyba ważne jest to, żeby miał ustabilizowane życie rodzinne?
- Dla mnie ma to ogromne znaczenie, gdybym nie miał udanej rodziny, nie mógłbym tak dobrze funkcjonować, Mariola bardzo mnie wspiera. Miałem to szczęście, że trafiłem na właściwą osobę w młodym wieku, żona jest ekonomistką i mocno stąpa po ziemi. Też pracuje zawodowo, rozwija się. Uzupełniamy się, bo ja mam głowę w chmurach, a ona ma umysł ścisły. W opiece nad dziećmi pomaga nam nieoceniona pani Benia. Teraz z żoną marzymy o córeczce i mam nadzieję, że i ten cel uda nam się zrealizować.

* W ogóle nie udziela się pan w domu?
- Tak źle to nie jest. Codziennie rano chodzę do sklepu po mleko i bułeczki. Z kolei w soboty zawsze sprzątam i to mnie relaksuje. Kucharzem jestem raczej kiepskim. Sprawiam przyjemność rodzinie, gdy gram na gitarze, lubią mnie słuchać. Płacę też domowe rachunki przez Internet.

* Każdego dnia jest pan narażony na mnóstwo pokus, pięknych kobiet, ciekawych spotkań, co pomaga panu sobie radzić z tymi ciągłymi nowymi wrażeniami? W stosunku do kobiet zachowuje pan dystans czy pozwala sobie na flirt?
- Chyba nie oczekuje pani, że przyznam się do flirtowania. A pokus faktycznie jest wiele. Ale cenię moją rodzinę i nie jestem skłonny do romansów. Czasami wymieniam się z kimś sympatycznym uśmiechem, ale to świadczy jedynie o mojej życzliwości.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie