Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Aleksandra Sapiaska, aktorka kieleckiego Teatru Lalki i Aktora "Kubuś: Kocham tę robotę na maksa! Zobacz wideo i zdjęcia z rozmowy

Lidia Cichocka
Lidia Cichocka
Wideo
od 16 lat
Aleksandra Sapiaska to aktorka kieleckiego Teatru Lalki i Aktora "Kubuś" imienia Stefana Karskiego w Kielcach. Niedawno otrzymała nagrodę imienia Leona Schillera przyznawaną najlepszemu młodemu artyście przez Związek Artystów Scen Polskich. W Kielcach jest od roku, a w rozmowie opowiedziała między innymi o swojej dotychczasowej karierze i pobycie w województwie świętokrzyskim.

Gratuluję nagrody za tak udany pierwszy sezon pracy w Kielcach, ale zanim o nim porozmawiamy powiedz, jak zostałaś aktorką? Czy to było twoje marzenie od zawsze?

Nie miałam konkretnego pomysłu na siebie. Dlatego, po zdanych egzaminach maturalnych, któregoś dnia, mama zabrała mnie na łąkę, na spacer, i powiedziała, że coś w życiu trzeba robić. Rozważałam różne opcje: prawo, germanistyka, polonistyka, ale to wszystko, to nie było to. Błąkałam się po tych wydziałach, dużo się nauczyłam, ale ciągle nie czułam się „na swoim miejscu”. Tym moim miejscem okazały się dopiero studia aktorskie.

Na które trafiłaś…
Za sprawą koleżanki, absolwentki Akademii Teatralnej w Białymstoku, która w tamtym czasie pisała pracę magisterską. Pracowałyśmy dorywczo, jako bileterki, w Teatrze Komedia w Warszawie. Sprawdzałam w jej pracy przecinki i składnię a ona opowiadała mi o tej cudownej szkole. Pomyślałam: no dobra, teraz albo nigdy. Przygotowałam się i pojechałam na egzaminy.

Rozumiem, że wcześniej interesowałaś się teatrem?
Tak, w dzieciństwie robiłam przedstawienia dla rodziny. Chodziłam też na wszelakie zajęcia do Pałacu Młodzieży: taniec, śpiew i teatr, które sobie sama „wywalczyłem”. Miałam w planach zapisać się na angielski i na to też dostałam od mamy pieniądze, ale w tajemnicy zapisałam się na taniec. Potem jeszcze na chór, ponieważ chciałam śpiewać tak pięknie, jak dzieci, które usłyszałam przez uchylone drzwi. A następnie, kiedy zobaczyłam próby do spektaklu prowadzone przez panią Alinę Świdowską, to aktorka Teatru Żydowskiego, zapragnęłam dołączyć i tam. Warunkiem uczestnictwa w tych zajęciach były bardzo dobre oceny, więc je miałam. Dopiero teatr, jak się okazało połączył moje wszystkie miłości: do tańca, śpiewu i literatury. Taki zajawkowicz ze mnie. Także ta praca w teatrze jest taką zajawką (zajawka – pasja, hobby, namiętność – przyp. red.). Nie mogę uwierzyć, że to największe marzenie mojego życia cały czas się spełnia.

Marzenie o?
O studiach aktorskich i pracy w teatrze. Jak tylko przekraczałam próg teatru, czułam się jakbym połknęła motyla. I z tym motylem w sercu, brzuchu, głowie, pracując jeszcze jako bileterka, chodziłam i obserwowałam teatr a dzisiaj cieszę się, że jestem częścią takiej wielkiej machiny, która przenosi mnie, a dzięki temu, że mnie, to i widza, w inny świat.

Studiowałaś w Białymstoku a nie w Warszawie, chociaż Akademię Teatralną miałaś w zasięgu ręki…
Tak było mi chyba przeznaczone. Studia w Białymstoku były dla mnie uzdrawiające, bo wychowałam się w Warszawie i potrzebowałam odciąć się od czegoś, co jest „domowe”. Te kilometry zrobiły mi ogromną przysługę. A niesamowite w filii Akademii w Białymstoku jest to, że mamy tam warsztat dramatyczny i lalkowy. Uczą wspaniałe osoby: Krzysztof Ogłoza, Anna Gajewska – to są aktorzy Teatru Dramatycznego w Warszawie. Oni poświęcali nam - studentom bardzo dużo czasu poza zajęciami, które prowadzili. Krzysztof Ogłoza to mój mistrz, jestem mu bardzo wdzięczna za warsztat, który otrzymałam. Ale też lalkarski – Pani Marcie Rau – nie zapomnę, jak wysypała przed nami - studentami - worek śmieci, różnych przedmiotów i powiedziała, że z tego możemy zrobić teatr. Okazało się, że kawałek sznurka czy poszarpany kalosz może wiele przekazać. Taki jest teatr formy, mówi bez słów.

Czujesz się przygotowana do pracy w teatrze lalkowym i dramatycznym?
Uważam, że bez dobrego aktora dramatycznego, nie ma dobrego aktora lalkarza. I tak, czuję się przygotowana. To pokazał też spektakl dyplomowy mojego roku w reżyserii Magdy Miklasz "Darwin albo dzieci ewolucji", tam oprócz form-lalek, były też stricte dramatyczne role. I czuję się w tym warsztacie bardzo mocna. To była świetna szkoła.

Jak trafiłaś do Kielc? Byłaś tu kiedykolwiek wcześniej?
Myślałam, że nie, ale kiedy przyjechałam przeżyłam deja vu. Wiedziałam, że znam to miejsce i przypomniałam sobie, że jeszcze przed Akademią Teatralną byłam w Kielcach i na zamku w Chęcinach. Z kolegą malarzem i koleżanką, która bardzo pragnęła być aktorką. Obie na zamku wypowiedziałyśmy takie marzenie: chcemy studiować w akademii teatralnej. Nie wiem, jak się potoczyły jej losy, ale moje marzenie się spełniło. A do Kielc ponownie przyjechałam po telefonie od dyrektora. Otrzymałam go w odrealnionym wakacyjnym czasie i na propozycję pracy w Teatrze Lalki i Aktora Kubuś powiedziałam, że potrzebuję chwilki do namysłu. Zapytano mnie: ile czasu potrzebuję na zastanowienie, odpowiedziałam, że 15 minut.

Usiadłam sobie i pomyślałam: nad czym ja się zastanawiam? Jadę! Oddzwoniłam i przyjechałam.

Nazwa „Kubuś” coś ci mówiła?
W środowisku Teatr Lalki i Aktora "Kubuś" był znany jako jeden z lepszych teatrów formy w Polsce. Przyjechałam tu, po wcześniejszym telefonie - zaproszeniu na spotkanie integracyjne - od Ani Domalewskiej. Trafiłam na pożegnanie Ani i Błażeja Twarowskiego. Ich koledzy z teatru żegnali a mnie przywitali. Tak się to pięknie zazębiło. To niesamowite, każdemu życzę takiego początku pracy. Ja mam szczęście do ludzi.

Do Kielc przyjechałaś po dyplomie i obronie pracy?
Po dwóch dyplomach. Została mi do napisania praca magisterska i zaplanowane grania dyplomu na Festiwalu Szkół Teatralnych w Łodzi oraz na Międzynarodowym Festiwalu Boska Komedia w Krakowie. Byłam przekonana, że gdy dyrektor zobaczy mój grafik z zajętościami, to nic z tego nie będzie. Dostałam przecież propozycję grania w ”Arce czasu”, ale udało się to wszystko pogodzić i to jeszcze z takim wspaniałym efektem pracy, ponieważ mamy bardzo dobry i ważny spektakl w repertuarze.

"Arka czasu” porusza bardzo trudny temat, mówi o dzieciach w czasie wojny…
Tak, to trudny temat. Ale niestety bardzo aktualny. Nie możemy zapomnieć o tym, czym, tak naprawdę, jest wojna. Zwłaszcza przy obecnej sytuacji w Ukrainie. Nachodzi mnie niestety smutna refleksja, że niczego nie uczymy się na błędach z przeszłości, z historii. Jedno pokolenie mija i kolejne już musi doświadczać tego samego okrucieństwa. Ale mimo wszystko życie jest tak piękne, ma takie piękne kolory: te złote barwy i te ciemne, mało świecące i mało chlubne, ale i tak fajne jest to życie.

Druga znacząca rola minionego sezonu to Dziewczynka w "Jak zostałam wiedźmą". Przypadła ci do gustu?
Lubię Masłowską, jej język. W dzisiejszych czasach nie ma takiej drugiej twórczyni, która pisałaby wierszem, fajnie było się z tym zmierzyć. Ale to, co najciekawsze w teatrze, to całe pozasłowie. Zawsze czekam aż reżyser czy scenograf pokaże w jaki świat mnie zaprasza. To jest dla mnie najważniejsze.

Który z reżyserów pozwolił ci odkryć coś nowego w samej sobie?
Każdy coś innego. Pamiętam, że jeszcze w szkole pracując z Magdą Miklasz, dostałam ogromny, niewypowiedziany wprost, komplement. Przyszłam z propozycją sceny i Magda powiedziała: ja to sobie zupełnie inaczej wyobrażałam, ale dobrze, podoba mi się, niech tak będzie. Podskoczyłam wtedy myśląc: fajnie, jestem twórczynią. A potem powiedziałam monolog Płaskoziemczyni i usłyszałam: dobrze! To było niesamowite a mnie to tak bardzo cieszy, bo w czasie robienia dyplomu nie ma się jeszcze przekonania czy to, co się robi, czy ten warsztat i umiejętności i intuicja, która mnie prowadzi, jest dobra. A okazuje się, że tak, to działa. Słowa uznania od Magdy to było coś. Tomek Kaczorowski reżyserując "Arkę" także dał wolność tworzenia, zaufał mi, że dam radę mimo tych wyjazdów w czasie prób. To były niesamowite lekcje.

Te dwie role, w „Arce” i „Wiedźmie” sprawiły, że dostałaś Nagrodę Leona Schillera dla najlepszego młodego aktora. Odbierając ją powiedziałaś, że ty tę robotę lubisz na maksa. Skąd takie określenie?
Krzysztof Ogłoza nazwał to, co robimy „robotą” i tak mi się to spodobało, że powtarzam: kocham tę robotę. Bo to jest ciężka praca, ale ja kocham ją na każdym etapie: czytania tekstu, rozszyfrowywania sensów zapisanych i sensów ukrytych w pozasłowiach, budowania postaci, próbowania, patrzenia, jak rośnie scenografia. Na każdym etapie jest to fascynujące.

Reakcje dzieci też?
To są widzowie, którzy nie przebierają w reakcjach, ale też są świetnymi partnerami do dialogowania. Nie trzeba ich ośmielać. I to jest cudne, ten ich brak skrępowania.

Ostatni rok był bardzo intensywny, czy poznałaś chociaż trochę Kielce?
Jeszcze nie wszystko widziałam, co zamierzałam zobaczyć. Karczówkę, Kadzielnię, muzea w centrum miasta - tak, ale jeszcze sporo przede mną. Wiem natomiast, gdzie można dobrze zjeść. Notowałam na okładce scenariusza „Arki czasu” miejscówki polecane przez kolegów z obsady: Kubę Sielskiego i Rafała Iwańskiego. Cały zespół jest niesamowity, oni mają tyle pomysłów, współpracują ze sobą i cały czas szukają. A mnie traktują od początku, jak równego sobie twórcę. Obalam mity, według których młody człowiek przychodzący do teatru musi sobie zasłużyć na „dobre” traktowanie.

Rozpoczynający sezon także zapowiada się pracowicie?
Tak, dopiero była premiera a już pracujemy nad kolejną. Mam mnóstwo tematów w głowie do przeprowadzenia w jednym czasie. Będę też prowadzić w tym roku warsztaty dla dzieci i młodzieży w Teatrze. Podobny warsztat – proces - przeprowadzałam wraz z kolegą Tymoteuszem Sarosiekiem w czasie wakacji w Teatrze Miejskim w Lesznie i ta praca przyniosła sporo satysfakcji nam -twórcom oraz uczestnikom. To bardzo ciekawa praca, dzieci nie kłamią na scenie, one nie muszą się uczyć aktorstwa. Dostają zadanie i robią to tak naturalnie, że pozostaje się tylko przyglądać. Już nie mogę się doczekać, bo bardzo lubię przekazywać to, czego się nauczyłam.

Chciałabym też dokończyć projekt, który rozpoczęłyśmy wraz z Zuzanną Romańską w reżyserii Artura Romańskiego o przemocy stosowanej wobec kobiet w rodzinie.

Jeszcze jakieś marzenia?
Tych zawodowych mam sporo. Jestem aktorką lalkarką, ale też aktorką dramatyczną i dubbingową i chciałabym spełniać się w tych wszystkich aspektach mojego zawodu. Wierzę, że na to wszystko przyjdzie odpowiedni czas. Jednak największe i niekończące się marzenie, to takie, że chcę spotykać mądrych twórców, takich samych zajawkowiczów jak ja i wtedy możemy robić wszystko.

A jak dbasz o kondycję, bo spektakle w teatrze są bardzo wymagające?
To prawda, ja nigdy nie zagrałam tak ciężkiego fizycznie spektaklu jak tutaj. Po zakończeniu kostiumy możemy wyciskać, jak gąbki. A co robię? Lubię biegać i w ogóle jestem bardzo aktywna, przebiegłam nawet półmaraton. Biegam 10 km, taki dystans oczyszcza głowę i po takim zmęczeniu na duszy robi się lżej. Lubię chodzić, jeździć na rowerze, tańczyć. Słucham swojego ciała i to ono podpowiada mi, kiedy i czego potrzebuje.

Co jeszcze lubisz?
Kiedyś pisałam, ale teraz nie mam na to czasu. Poza tym mam teatr i mogę się w nim wyrażać- w rolach, które gram, więc pisania na ten moment już tak nie potrzebuję. Jestem zakochana w filmach Jima Jarmuscha, podoba mi się motyw podróży i odczuwam ogromną przyjemność z obserwacji pięknych kadrów w jego filmie oraz kadrów w filmach Bergmana. Jestem fanką dobrej fotografii, maluję, mam własną sztalugę. To teatr uwrażliwia na inne sztuki: na obraz, muzykę, fotografię itp. Fotografowanie pozornych głupot i obserwowanie ludzi, to moja kolejna pasja: idę sobie ulicą a tu jakaś niekonwencjonalna aranżacja sklepowej wystawy z promocjami, tu człowiek bez buta albo dziecko, które wybiera monety z fontanny i kiedy ma pełną garść mówi: Teraz to będę miał rower! Zapisuję sobie w notesiku, albo w telefonie te wszystkie zdarzenia, wypowiedziane słowa, może kiedyś się one przydadzą.

Teraz bardzo mnie fascynuje, urzeka i przeraża jednocześnie choroba Alzhaimera: to co dzieje się z człowiekiem, to jak traci kontrolę nad samym sobą, jak życiowe traumy wypierane są na rzecz innych lęków. Moja Babcia choruje a ja piszę o niej scenariusz, nie wiem, kiedy skończę, bo ona nieustannie mnie inspiruje. Moim marzeniem jest spektakl o tej chorobie, o niej, o tym jak doświadczają tego jej bliscy. Moja babcia była i jest niesamowita.

Babcia nauczyła mnie miłości do świata i do natury. Wychowałam się w Warszawie, ale dużo czasu spędzałam u niej na wsi. To od niej i od Dziadka uczyłam się wrażliwości do świata, roślin, zwierząt i ludzi. Nie mogę żyć bez miasta, ale i bez natury: widoków łąk, zapachu lasu. Może dlatego mam poukładane w głowie i tej równowagi szukam we wszystkich aspektach życia.

Dziękuję za rozmowę i życzę spełnienia marzeń.

Aleksandra Sapiaska

28 lat. Absolwentka Akademii Teatralnej w Warszawie (Wydziału Sztuki Lalkarskiej Filii w Białymstoku), aktorka Teatru Kubuś w Kielcach od 2021 roku. W 2022 roku otrzymała Nagrodę im. Leona Schillera przyznawaną najlepszemu młodemu artyście przez Związek Artystów Scen Polskich.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie